Czy jako ludzie, zbawiliśmy się sami?(3)
Ludzie zaprzeczający preegzystencji Jezusa Chrystusa, faktycznie chyba sami musieliby, na własny użytek, od nowa napisać Pismo Święte. Oczywiście byłoby to już tylko „pismo święte”, a nie autentyczna Boża Księga, jako że musieliby wykreślić wiele wersetów i całych fragmentów, a wiele dalszych zasadniczo przeredagować, by zgadzały się z ich specyficzną teologią. Aby mieć wyobrażenie o skali tych zmian, dość powiedzieć, że w jednej tylko Ewangelii – Ewangelii wg Jana –przeciwnicy preegzystencji Jezusa Chrystusa musieliby zmienić bądź wykreślić kilkadziesiąt wersetów!
Znani mi osobiście ludzie z tego grona, niezbyt się tym przejmują. Generalnie kwestionują poprawność istniejących przekładów, a że są zmuszeni z nich korzystać, samodzielnie orzekają o tym, co jest prawdziwe, a co nie. Jak to napisał jeden z ich nich, „wybieramy pewne elementy, które możemy złożyć w całość i dojść do poznania pełnej prawdy” (cytat z opracowania zatytułowanego „Moje przemyślenia; kim jest Jezus?”). Oczywiście, przy takim podejściu i <metodzie badawczej>, owa całość i pełna prawda – jest „całością” i „prawdą” jedynie w ich rozumieniu. Jest zatrważające, że osoby te, najczęściej bez jakiegokolwiek przygotowania lingwistycznego, bez nawet elementarnej znajomości języków hebrajskiego i greckiego – przynajmniej w stopniu, aby np. móc korzystać z tekstu greckiego z pomocą słowników – czynią się sędziami treści Biblii! Ich sytuację pogarsza jeszcze fakt, że zdają się niewiele wiedzieć o hermeneutyce biblijnej, jako że w swych wywodach i próbach wyjaśnienia tekstów biblijnych nagminnie naruszają podstawowe zasady interpretacji Biblii.
Nie jest to nic nowego. W historii chrześcijaństwa było, a i dziś jest wielu ludzi, którzy wymyślili i stosowali swoiste <metody badacze>, w oparciu o które dochodzili do przeróżnych <odkryć> i zaskakujących wniosków. Już w połowie drugiego wieku w Rzymie działał Marcjon, który najpierw był wpływowym chrześcijaninem, a potem został uznany za heretyka. Nie rozumiejąc właściwej relacji pomiędzy Prawem a Łaską doszedł on do wniosku, że nie mogą one pochodzić od tego samego Boga. Jak napisał Bart D. Ehrman (Przeinaczanie Jezusa),
„[…] Marcjon poszedł jeszcze dalej i uznał, że Bóg Jezusa (i Pawła) nie jest Bogiem Starego Testamentu. W rzeczywistości, jak głosił, jest dwóch różnych Bogów; Bóg Żydów, który stworzył świat, uczynił Izrael narodem wybranym i dał mu surowe Prawo, oraz Bóg Jezusa, który zesłał Chrystusa na świat, aby ocalić ludzi od mściwego gniewu żydowskiego Boga-stwórcy”.
Z kolei Guenter Wagener (w: „6000 lat i jedna Księga”) pisząc o działalności Marcjona w Rzymie, stwierdza wprost:
„[…] Opuścił strony ojczyste (tzn. Azję Mniejszą – uw. SK), przybył do Rzymu i tu działał jako głosiciel nauki gnostyckiej, która występowała zwykle przeciwko wszelkim żydowskim elementom w wierze chrześcijańskiej. Jahwe, Boga Starego Testamentu nie uznawano za Boga, czczono „nowego” Boga, dobrego, dobrotliwego, kochającego Ojca głoszonego przez Chrystusa.[…] Marcjon nie chciał być „założycielem religii”, głosił tylko własną interpretacje nauki chrześcijańskiej, a to wymagało oparcia się o jakiś zamknięty kanon pism świętych. […]
Marcjon zabrał się energicznie do dzieła. Spośród wszystkich Ewangelii uznał tylko jedną, Ewangelię Łukasza, którego uważał za ucznia Apostoła Pawła. Ta właśnie Ewangelia tworzy pierwszą część jego zbioru pism. Na drugą składało się 10 listów Pawła; uważał on, że to jest kompletny zbiór. Nie istniały natomiast dla niego: Objawienie św. Jana, Dzieje Apostolskie, Listy Piotra, Jana, Jakuba, Judy i trzy pozostałe Ewangelie.
Nie dość na tym. Z powodu żywionej przez niego wrogości do Żydów, Marcjon bezlitośnie wyrzucał z istniejących pism to wszystko, co miało zabarwienie judaistyczne. Kiedy pytano go, na podstawie czego, czym może usprawiedliwić przeprowadzenie tego rodzaju surowej „reformacji”, odpowiadał: „Określają to moja wiara, moje uczucie i mój gust. To wszystko jest darem od Boga i dlatego stanowi dla mnie wystarczające kryterium”…” (s. 129.130).
Inni gnostycy, zwłaszcza jedna frakcja – Walentynianie – znaleźli powody, by odrzucić trzy spośród czterech Ewangelii; przyjmowali jedynie Ewangelię wg Jana.
Nieco inną – choć tego samego gatunku – <metodę badawczą> przyjął współcześnie niejaki Cezary S. z Legionowa. Prawo z kodeksu karnego zapisane w 5 Mjż 19,15 nakazujące sędziom izraelskim wysłuchanie co najmniej dwóch albo trzech świadków w każdej sprawie karnej (a zwłaszcza w sprawie o zabójstwo – 4 Mjż 35,30 5 Mjż 17,6) – Z. uczynił uniwersalnym testem autentyczności ksiąg (lub fragmentów ksiąg) Nowego Testamentu. W jednym z opracowań (datowanym na dzień 22.12.2004 r.), jakie co pewien czas rozsyła pocztą, wziął on pod lupę wypowiedzi Jezusa Chrystusa z Ewangelii synoptycznych (Mateusza, Marka i Łukasza). Podał tam 35 wersetów (dodając, że „jest to tylko kilka przykładów”), które są „pojedynczymi wypowiedziami, czyli są słowami, których Jezus nigdy nie wypowiedział”. Oto niektóre tylko teksty, które jego zdaniem należy usunąć z Biblii:
-
„Ustąp teraz, albowiem godzi się nam wypełnić wszelką sprawiedliwość.” (Mt 3,15) – Tych słów nie znajdujemy ani u Marka, ani u Łukasza!
-
„Słyszeliście, iż powiedziano: Nie będziesz cudzołożył. A Ja wam powiadam, iż każdy, kto patrzy na niewiastę i pożąda jej, już popełnił z nią cudzołóstwo w sercu swoim.” (Mt 5,27.28) – j.w.
-
„I będzie głoszona ta ewangelia o Królestwie po całej ziemi na świadectwo wszystkim narodom, i wtedy nadejdzie koniec.” – j.w.
-
Cały dwudziesty piąty rozdział Mateusza! – j.w.
-
Itp., itd.
Cezary S. nie poprzestał na tym; <selekcja>, jaką przeprowadza kazała mu zredukować Nowy Testament do kilku zaledwie i to mocno okrojonych ksiąg. Oczywiście, odrzuca on też wszystkie Listy ap. Pawła, a samego Apostoła uznaje za heretyka!
Taka postawa i działalność ma zgubne skutki dla takich osób oraz dla ludzi, którzy ich słuchają, jako że wszczepia wątpliwości prowadzące do lekceważenia Pisma Świętego! Mówiąc wprost, jest to podstępne
burzenie fundamentów wiary!
Ale to właśnie na tym szatanowi zależy najbardziej: zniszczyć fundament Słowa! On wie doskonale, że gdy uda mu się poderwać zaufanie do Pisma Świętego – wsączyć w dusze ludzkie wątpliwość w prawdę jego wypowiedzi i autentyczność biblijnego przekazu – ma szansę zniszczyć wiarę dzieci Bożych; bo wszak „wiara jest ze słuchania, a słuchanie przez Słowo Boże” (Rz 10,17 BG)! Przeciwnik Boga, i wszelkiej prawdy od początku dobrze wie, że posianie wątpliwości do Słowa Bożego, owocuje dezorientacją, zagubieniem, i w konsekwencji duchową klęską. Z wiedzy tej szatan korzysta bezwzględnie od samego początku – od tragicznych wydarzeń w Ogrodzie Eden, gdzie po raz pierwszy odważył się zakwestionować prawdziwość Słowa Pana! To czynił przez wszystkie wieki, a dziś, gdy pozostało mu już niewiele czasu (por. Obj 12,12), czyni to ze wzmożoną siłą.
W Ewangelii wg Jana w rozdziale dziesiątym, gdy Żydzi po raz kolejny atakują Jezusa za to, że konsekwentnie twierdzi, iż jest Synem Bożym, ma miejsce znamienny dialog:
„[…] Ja i Ojciec jedno jesteśmy. Żydzi znowu naznosili kamieni, aby go ukamienować. Odrzekł im Jezus: Ukazałem wam wiele dobrych uczynków z mocy Ojca mego; za który z tych uczynków kamienujecie mnie?
Odpowiedzieli mu Żydzi: Nie kamienujemy cię za dobry uczynek, ale za bluźnierstwo i za to, że Ty, będąc człowiekiem, czynisz siebie Bogiem.
Odpowiedział im Jezus: Czyż w zakonie waszym nie jest napisane: Ja rzekłem: Bogami jesteście? Jeśli nazwał bogami tych, których doszło słowo Boże (a Pismo nie może być naruszone), do mnie, którego Ojciec poświęcił i posłał na świat, wy mówicie: Bluźnisz, dlatego, że powiedziałem: Jestem Synem Bożym?
Jeśli nie wykonuję dzieła Ojca mojego, nie wierzcie mi; Jeśli zaś wykonuję, to choćbyście mi nie wierzyli, wierzcie uczynkom, abyście poznali i wiedzieli, że we mnie jest Ojciec, a Ja w Ojcu. Tedy znowu starali się go pojmać, lecz On uszedł ich ręki.” (w. 30-39).
Pozostawiam na razie bez komentarza ten znamienny dialog i jego teologiczne implikacje – wrócę do niego w stosownym czasie. Natomiast tutaj chcę zwrócić uwagę na jedno zdanie, które podkreśliłem w zacytowanym fragmencie: „a Pismo nie może być naruszone”. W innych przekładach oddano to zwrotem: „Pisma nie można odrzucić” (BT); „Pismo nie może być zmienione” (Kow); „Pisma nie można unieważnić” (NW). Osobiście uważam, że powyższe stwierdzenie Zbawiciela – poza jego doraźną wymową – jest również stanowczą Bożą gwarancją, iż niezależnie od dążeń diabła i jego ludzkich narzędzi, merytoryczny przekaz Pisma Świętego jest i na zawsze pozostanie autentyczny, jako że nad jego treścią niezmiennie czuwa jego prawdziwy Autor – Bóg.
Bo to przecież Najwyższemu najbardziej zależy na tym, by wszyscy szczerzy ludzie mogli poznać Jego wolę i otrzymać żywot wieczny; by potrafili zrozumieć, kim jest Prawdziwy Bóg oraz Jego jednorodzony Syn: „A to jest żywot wieczny, aby poznali ciebie, jedynego prawdziwego Boga i Jezusa Chrystusa, którego posłałeś” (Jan 17,2.3). Dlatego, choć na przestrzeni wieków do tekstu biblijnego co jakiś czas wkradały się pewne zniekształcenia, merytoryczne przesłanie ksiąg świętych pozostało niezmienione. Gdy Pan Jezus powiedział, że „będzie głoszona ta ewangelia o Królestwie po całej ziemi na świadectwo wszystkim narodom” (Mt 24,14), to doskonale wiedział, że mnogie narody zamieszkujące nasz glob, z powodu nieznajomości języków biblijnych – hebrajskiego, aramejskiego i greki – będą czytać Pismo Święte wyłącznie w przekładach na ich własne języki. Czy w tej sytuacji Pan Bóg mógł nas skazać na merytorycznie zmienioną, sfałszowaną treść i naukę Księgi, która wskutek tego przestałaby być autentycznym Słowem Bożym?!
– Nasz Pan Bóg nie postępuje w taki sposób!
Jak już zaznaczyłem,
wszelkie zaistniałe na przestrzeni tysiącleci drobne zniekształcenia tekstu, nie miały wpływu na merytoryczne przesłanie Bożej Księgi. Były zresztą systematycznie eliminowane. Warto w tym miejscu zapoznać się z opinią wyrażoną przez biblistów we Wstępie ogólnym do Pisma Świętego (Poznań 1973).
Najpierw co do Pism Hebrajskich (Starego Testamentu):
„Dzieje tekstu hebrajskiego wykazują całkiem wyraźnie, że w pierwszym okresie, tj. do I w. przed Chr. Podlegał on, jak każde ludzkie dzieło, pewnym skażeniom i błędom. Skażenia te jednak nie dotknęły jego istotnej treści. Toteż z całą pewnością można twierdzić, że tekst hebrajski dotarł do naszych czasów w zasadzie (in substantia) nieskażony, zwłaszcza gdy chodzi o prawdy dogmatyczne. Jest on więc dla nas wiarygodnym źródłem objawienia i można mu przypisać autentyczność i powagę o tyle, o ile jako odpis jest zgodny z autografami hagiografów (podkr. SK). Kult, jakim Żydzi otaczali tekst Pisma św. Od czasów Chrystusa Pana oraz pietyzm i sumienność, z jaką go potomności przekazywali, są najlepszą gwarancją, że w tym okresie nie został on skażony i błędnie na piśmie przekazany. Fakt zaś, że Chrystus Pan i Apostołowie, zarzucając Żydom wiele błędów i wypaczeń, nigdy nie postawili zarzutu sfałszowania tekstu Pisma św., pozwala żywić przekonanie, że również w czasach przed Chrystusem w istocie swej nie został skażony” (s. 49).
A następnie co do Pism Greckich (Nowego Testamentu):
„Mając na uwadze dzieje tekstu greckiego (NT) zauważamy, iż przy przepisywaniu tekst ten ulegał pewnym zniekształceniom. Jednak na stosunkowo dużą ilość wariantów, sięgającą liczby 2500 tys., tylko 200 dotyczy sensu zdania, a jedynie 15 budzi poważniejsze dyskusje. Można więc stwierdzić, że tekst grecki NT jest nie tylko substancjonalnie nieskażony, ale również w szczegółach przeważnie pewny i w zasadzie zgodny z autografami natchnionych pisarzy (podkr. SK).” (s. 52).
Tak ma się sprawa z tekstami oryginalnymi. Natomiast pewne wątpliwości rodzą się, co do wierności przekładów z tekstów hebrajskich i greckich na języki narodowe. Nie powinno się ich ani wyolbrzymiać, ani lekceważyć.
-
Zacznijmy od tego, że wszelkie przekłady Pisma na języki narodowe, mają wartość relatywną (względną), gdyż nie zawsze w danym języku znaleźć można pojęcia i słowa, które byłyby w stanie precyzyjnie oddać znaczenie terminów oryginalnych. Oto pierwszy z brzegu, znany dość powszechnie przykład: Jak wiadomo, język grecki na określenie miłości ma cztery podstawowe słowa: storge (oznaczające miłość rodzinną), eros (miłość seksualna) philia (miłość bliskich przyjaciół), agape (niewyczerpalna dobroczynność, niestrudzona dobra wola). – Przetłumaczenie tych wszystkich słów na jedno polskie słowo miłość, jest źródłem niezrozumienia i licznych nieporozumień. Rzecz dotyczy wielu greckich pojęć, słów i terminów. I mimo najlepszej woli i sporego wysiłku, tłumacze poszczególnych ksiąg biblijnych mają z tym poważny problem.
-
Kolejny problem zrodził się w związku z funkcjonowaniem znaków interpunkcyjnych, które wprawdzie są bardzo pomocne, ale w niektórych przypadkach w sposób istotny mogą zafałszować sens jakiegoś zdania. Typowym przykładem jest „sprawa przecinka” z wersetu Łk 23,43. Istotnie, zapis: „Zaprawdę powiadam ci, dziś będziesz ze mną w raju”, zasadniczo się różni od zapisu: „Zaprawdę powiadam ci dziś: będziesz za mną w raju”. Chcąc ustalić prawidłowe znaczenie słów Jezusa, należy przede wszystkim zapomnieć o interpunkcji, której wszak nie ma w grece koine, i na innej drodze poszukać wyjaśnienia.
-
Poważną sprawą stało się zafałszowanie, które w biblistyce określa się mianem Comma Johanneum, i dotyczy Pierwszego Listu ap. Jana 5,7.8. W Biblii Gdańskiej i kilku innych przekładach czerpiących z Wulgaty, mają one brzmienie: „7. Albowiem trzej są, którzy świadczą na niebie: Ojciec, Słowo, i Duch Święty, a ci trzej jedno są. 8. A trzej są, którzy świadczą na ziemi: Duch, i woda, i krew, a ci trzej ku jednemu są.”, zaś w innych przekładach (w tym także katolickich współczesnych: „7. Trzej bowiem dają świadectwo: 8. Duch, woda i krew, a ci trzej w jedno się łączą.”. W przypisach Biblia Tysiąclecia wyjaśnia: „Słów tych (tzw. Comma Johanneum) brak w najstarszych rkp gr. i w najstarszych przekładach. Nie spotykamy ich również w ważniejszych kodeksach Wlg. Prawdopodobnie stanowiły one marginesową glosę, później w niektórych kodeksach włączoną do tekstu.”. Zatem i taka rzecz była możliwa. Jest jednak znamienne i budujące, że to fałszerstwo zostało odkryte, wyjaśnione i usunięte z Pisma Świętego!
-
Niepokojącą sprawą jest ewidentne nadużycie dokonane na wersecie Listu do Rzymian 14,14. W niemal wszystkich dostępnych polskich przekładach werset ten ma brzmienie: „Wiem i jestem przekonany w Panu Jezusie, że nie ma niczego, co by samo w sobie było nieczyste; nieczyste jest jedynie dla tego, kto je za nieczyste uważa.”. – Tymczasem w greckim oryginale nie występuje słowo akatartos (nieczyste), lecz słowo koinos (skalane), co tworzy ogromną różnicę! Osobiście nie mam najmniejszych wątpliwości co do tego, że w tym przypadku tłumacze świadomie dopuścili się nadużycia, gdyż ci sami ludzie w księdze Dziejów Apostolskich rozdział dziesiąty, w wersecie 14. gdzie słowa te wspólnie występują, potrafili odróżnić je od siebie: „… jeszcze nigdy nie jadłem nic skalanego (koinos) i nieczystego (akatartos).”! Smutne, że takie przypadki mają czasami miejsce. Choć jest pocieszające, że fałszerstwo to zostało wychwycone i sprostowane. Na razie w dwóch znanych mi polskich przekładach – w Przekładzie Ekumenicznym oraz w przekładzie… Nowego Świata!
-
Jest jeszcze coś, co świadczy o braku precyzji i/lub skłonności niektórych biblistów do interpretowania (zamiast tłumaczenia!) natchnionego tekstu. Chcę tu wskazać na protestanckie, wyraźnie antynomiczne próby ominięcia słowa Zakon (Prawo), co zauważyłem w niektórych wersetach, jak np. w księdze Przypowieści Salomona 28,9. I jeśli w przekładach (ks. Wujka, BT, BG, czy NW) czytamy: „Kto odwraca ucho swe, aby nie słuchał zakonu, i modlitwa jego jest obrzydliwością”, to w Biblii Warszawskiej jest: „U tego, kto odwraca ucho, aby nie słyszeć nauki, nawet modlitwa jest ohydą”. Wprawdzie – jak wiadomo – termin Tora oznacza „mowę Bożą”, „pouczenie”, „naukę”, „zwyczaj”, jednak werset PrzSal 28,9 zwraca uwagę nie tyle na słuchanie nauki, co na posłuszeństwo Bożym przykazaniom!
Wiedząc o tych sprawach, zwracam uwagę na niedostatki różnych przekładów, proponując każdemu, by czytał Biblię w różnych przekładach, zaś w przypadkach szczególnie ważnych i złożonych, by sięgał do oryginału. Moim zdaniem rzecz całą należy oceniać zgodnie ze stanem faktycznym – bez przesady i nadmiernych, z reguły niezdrowych emocji, które przynoszą więcej szkody niż pożytku!
W swej walce z Bogiem i Słowem Bożym,
szatan próbował różnorakich sposobów i najbardziej drastycznych środków. Przez całe wieki, na długo przed wynalezieniem druku, starał się, by Biblia była Księgą nieznaną. Ale nawet wtedy były jednostki i całe grupy, przepisujące ręcznie fragmenty ksiąg świętych, by je rozdawać zainteresowanym. Z tego powodu byli ścigani, prześladowani i mordowani. Mieli jednak następców, którzy kontynuowali to dzieło. Potem przyszły inne czasy. Wynaleziono druk, a powstające z Bożej inspiracji towarzystwa biblijne podjęły trud przekładu, druku i rozpowszechniania Pisma Świętego po całym świecie w dziesiątkach i setkach milionów egzemplarzy. – Było to wypełnieniem zapowiedzi, że „będzie głoszona ta ewangelia o Królestwie po całej ziemi na świadectwo wszystkim narodom, i wtedy nadejdzie koniec”. Zauważmy: „ta ewangelia” – czysta, zbawienna nauka Boża, którą zawierały i zawierają mnogie przekłady Biblii, jakie kiedyś i dziś trafiają do rąk ludzi!
Wtedy diabeł sięgnął po inne środki, kierując umysły ludzi na przeciwne Bogu ideologie – głównie racjonalizm, ewolucjonizm i materializm – które od czasu swego powstania czynią wszystko, by Stwórcę i Jego Słowo usunąć z umysłów i serc. Jest to potężna broń wroga, która poraziła i wciąż niszczy miliony tych, którzy <mają na głowie sprawy ważniejsze>. Wykładnikiem postaw takich osób stały się stwierdzenia w rodzaju: „Religia, to przeżytek!”, „Bóg? – przecież nikt Go nie widział!”, „Któż dziś wierzy w Boga, skoro uczeni dowiedli, że to wszystko samo się stało?!”, „Nie wierzę w nic, czego nie mogę zobaczyć i dotknąć!”, itp., itd. Albo podobne: „Jeśli nawet Pan Bóg istnieje, to jest Istotą niepoznawalną dla człowieka!”, „A skąd mam wiedzieć, czy Biblia naprawdę pochodzi od Boga?”, „Nie wierzę, by współczesna Biblia była zgodna z oryginałem sprzed tylu wieków; przecież tak wielu ludzi ją przepisywało i mogli różne rzeczy pozmieniać”…
Ci, którzy tak myślą, i w myśl takich sloganów postępują, sami sobie odbierają szansę odnalezienia Boga i poznania drogi zbawienia. Działa tu taki sam mechanizm, jak w każdej dziedzinie wiedzy i życia, co Zbawiciel wyraził słowami: „… temu, kto ma, będzie dane i obfitować będzie; a temu, kto nie ma i to, co ma, będzie odjęte” (Mt 13,12). Tak to właśnie wygląda, i wiemy o tym wszyscy z własnego doświadczenia i z doświadczeń innych ludzi. Jeśli człowiekowi naprawdę na czymś zależy, i uparcie dąży do zdobycia określonej wiedzy i umiejętności – rozwija się, wzrasta i nabiera biegłości w wybranej dziedzinie, by w końcu stać się mistrzem. Natomiast inni, nawet gdy na początku posiadają wybitne uzdolnienia i warunki do ich rozwoju – jeśli są leniwi i zadowalają się byle-jakością – pogrzebią swoje szanse i niczego w życiu nie osiągną. Gdy chodzi o sprawy religijne, podstawową przyczyną ludzkich porażek jest wrodzone lub nabyte już w dzieciństwie i wczesnej młodości – poprzez obserwację i kopiowanie postaw, zwłaszcza najbliższego otoczenia – lekceważenie spraw duchowych. Ludzie, których tak ukształtowano, zazwyczaj nie widzą potrzeby podjęcia wysiłku, by osobiście sprawę rozpoznać i dokonać dojrzałego wyboru. Tym bardziej, że współcześnie dla duchowych poszukiwań jest <zła pogoda>; są niepopularne i nie aprobowane w środowisku, a do tego wiążą się z trudnymi i brzemiennymi w skutkach wyborami! Chcąc przed tym uciec, wielu ludzi ukrywa się chętnie za pseudonaukowymi nowinkami i ateistycznymi poglądami, które – jak sądzą – usprawiedliwiają taką postawę, a na co dzień chronią ich dobre samopoczucie. Co jednak poczną w dniu, gdy Chrystus-Sędzia zażąda od nich rozrachunku z życia (DzAp 17,30.31)?…
A co w tym wielkim dniu poczną ludzie, którzy – jak w Liście do Rzymian napisał ap. Paweł – „przez nieprawość tłumią prawdę”?! – Słowa te Apostoł Narodów odniósł bezpośrednio do naukowców, którzy – bardziej niż przeciętny mieszkaniec Ziemi – mają wgląd w cudowny świat stworzonej przez Boga przyrody i niezmienne prawa rządzące materią nieożywioną i ożywioną. Chodzi o to, że niektórzy z nich manipulują prawdą, przemilczają i ukrywają to, co świadczy o Bogu jako Stwórcy. Ukrywając ważne, płynące ze swych obserwacji wnioski, lub – co zdarza się wcale nierzadko – preparując rzekome dowody poparcia dla swych teorii, zaprzeczają istnieniu Boga, w ten sposób niszcząc wiarę maluczkich:
„Albowiem gniew Boży z nieba objawia się przeciwko wszelkiej bezbożności i nieprawości ludzi, którzy przez nieprawość tłumią prawdę.
Ponieważ to, co o Bogu wiedzieć można, jest dla nich jawne, gdyż Bóg im to objawił.
Bo niewidzialna jego istota, to jest wiekuista jego moc i bóstwo, mogą być od stworzenia świata oglądane w dziełach i poznane umysłem, tak iż nic nie mają na swoją obronę.
Dlatego że poznawszy Boga, nie uwielbili go jako Boga i nie złożyli mu dziękczynienia, lecz nikczemnieli w myślach swoich, a ich nierozumne serce pogrążyło się w ciemności.
Mienili się mądrymi, a stali się głupi.
I zamienili chwałę nieśmiertelnego Boga na obrazy przedstawiające śmiertelnego człowieka, a nawet ptaki, czworonożne zwierzęta i płazy…”
– W następnych słowach tego fragmentu ap. Paweł opisuje tragiczne, grzeszne skutki takiej postawy i takiego nauczania. I nie może być inaczej tam, gdzie mówi się ludziom, że Boga nie ma, a wszystko cokolwiek istnieje, zaistniało przez przypadek! Bo tam, gdzie nie Pana Boga – nie ma też Słowa i Prawa Bożego, a gdzie nie ma Prawa – wszystko jest dopuszczalne! A więc „jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy!”. Czy nie temu właśnie w dużej mierze <zawdzięczamy>, że współczesny świat jest taki, jaki jest?
Pan Bóg nie jest Istotą niepoznawalną. Ale aby Go znaleźć, poznać i zrozumieć oraz nawiązać z Nim bliską, osobistą relację, człowiek musi spełnić jeden podstawowy warunek – musi tę sprawę uczynić najważniejszym zadaniem życia! – „Gdy będziecie mnie wzywać i zanosić do mnie modły, wysłucham was. A gdy mnie będziecie szukać, znajdziecie mnie. Gdy mnie będziecie szukać całym swoim sercem” (Jer 29,12.13)! Pan Bóg nie jest nierozpoznawalny, bo przecież od poznania Go – podobnie jak od poznania Pana Jezusa Chrystusa – zależy nasze zbawienie: „A to jest żywot wieczny, aby poznali ciebie, jedynego prawdziwego Boga i Jezusa Chrystusa, którego posłałeś” (Jan 17,2.3).
Kolejnymi ofiarami
diabelskiej manipulacji są niektórzy chrześcijanie, dla których nauka stała się bożyszczem, i którzy w świetle jej twierdzeń odczytują i interpretują Pismo Święte. Poniżej dwie próbki takiego właśnie podejścia do Biblii i takiej interpretacji, autorstwa człowieka, który choć święci Sabat, to jednak nie wierzy w Tydzień Stworzenia czy ogólnoświatowy Potop, odrzuca dosłowność relacji biblijnej o Stworzeniu i początkach świata. Prezentując swe przekonania w specjalnym opracowaniu pisze on m.in.:
(1) 16/7. Idea raju. Badając rozwój życia na ziemi, nauka zaobserwowała tworzenie się nisz ekologicznych, to znaczy miejsc, dla danego gatunku będących prawdziwym rajem, obfitującym w żywność, pozbawionym wrogów naturalnych. Tam powstawał nowy gatunek. Gdyby zbyt długo trwał ten stan, nastąpiłoby gwałtowne rozmnożenie się tego gatunku, skonsumowanie całej żywności i w efekcie śmierć głodowa. Nie dochodzi do tego, gdyż wcześniej pojawiały się drapieżniki, które regulowały liczebność tego gatunku. Pojawienie się drapieżników, odpowiada biblijnemu wypędzeniu z raju (podkr. SK).
-
20/12.”…Uczyńmy człowieka na wyobrażenie nasze…” Nauka podaje, że najstarsza cywilizacja, którą zna człowiek ma właśnie około 6 tysięcy lat. Dokładnie jest to tyle, ile podaje Biblia. Nieporozumienia mogą wywoływać informacje ze środowisk naukowych o tym, że człowiek pojawił się nie 6000 lat temu, ale 200 000, a nawet więcej. Wyjaśnienie tego jest bardzo proste: te wcześniejsze osobniki to przedstawiciele innych gatunków (biblijnego rodzaju) takie jak homo erectus, neandertalczyk i nie mu tu żadnej sprzeczności z Biblią (podkr. SK). Problemy może stwarzać czas pojawienia się człowieka współczesnego. Uważa się, że człowiek współczesny pojawił się 40 tysięcy lat temu. Ale okazuje się, że są dwie formy człowieka Homo sapiens. Wcześniejsza forma ma kości znacznie grubsze. Jest to po prostu inny gatunek, mimo podobnej budowy anatomicznej. Istota ta została nazwana człowiekiem z Cro-Magnon. Podanie przez naukę, że jest to jeden gatunek, wynika ze sposobu określania gatunku. Jeden i ten sam gatunek jest wtedy, gdy dwa badane osobniki mają wspólne potomstwo, zdolne do dalszego rozrodu. Dzisiaj takich badań nie można wykonać, gdyż człowiek z Cro-Magnon dawno już nie istnieje. Jak widać i w tym kontrowersyjnym przypadku zgodność Biblii i nauki istnieje (podkr. SK). Jednocześnie człowiek z Cro- Magnon może być odpowiedzią na pytanie: co to są giganci sprzed potopu. Słowo gigant kojarzy się z dużym, nawet przesadnym wzrostem. Ale jeżeli słowo to oznaczałoby dużą, nawet przesadną siłę, to grubsze kości człowieka z Cro-Magnon były spowodowane tym, że miał on znacznie silniejsze mięśnie niż dzisiejszy człowiek. Dalszy tekst podkreśla niezwykłą siłę tej istoty. Inny argument to bezkarność w braniu sobie „córek człowieczych”: „brali je… wszystkie, jakie im się tylko podobało.” (1 Moj 6,2)
-
20/13.”…I dokończył Bóg dnia siódmego dzieła swego, które uczynił; i odpoczął…” (podkr. SK). Temat jest tak dobrze znany, że nie będę go omawiał…”.
-
Tragiczne!
Do czego prowadzi takie myślenie, i dokąd dochodzą ludzie, którzy nieopatrznie weszli na tę śliską drogę. – Niestety, często kończy się to odrzuceniem całego Pisma Świętego, i totalną niewiarą! To jednak nie może dziwić – bo jak długo może stać dom pozbawiony fundamentu, zbudowany na lotnym piasku ludzkich wyobrażeń i niezdrowych ambicji (por. Mt 7,24-27)?!
(c.d.n.)