„Myśli moje, to nie myśli wasze…” (1)

Często, podświadomie, sprowadzamy Boga do naszego ludzkiego poziomu. I tak na przykład, wierząc, że jest Wszechmocny, ten Jego atrybut umieszczamy na naszej skali <wszechmocy>, a gdy myślimy o Jego wszechwiedzy – myślimy o tym wszystkim, o czym my moglibyśmy wiedzieć, ale z jakichś powodów nie wiemy. W ten sposób, nie zdając sobie z tego sprawy, zamykamy Najwyższego w naszym obszarze i przypisujemy Mu wprawdzie maksymalny, ale zaledwie ludzki potencjał. W ogóle chyba zbyt rzadko patrzymy na Niego, jak na ISTOTĘ Z INNEJ RZECZYWISTOŚCI, Istotę o niewyobrażalnych i nie przeczuwanych dla śmiertelnych możliwościach, do Której nie można przykładać jakiejkolwiek ziemskiej miary!

Znany chrześcijański pisarz, C.S. Lewis, w związku z tym powiedział, że różnica pomiędzy Stwórcą – Tym, Który ma Życie Sam w Sobie – a stworzonym przez Niego człowiekiem jest tak ogromna, że przy niej różnica między Archaniołem a robakiem jest niewielka… Jest to niewątpliwie prawda, i dlatego z wielkim respektem powinniśmy podejść do słów Boga, zapisanych w księdze Izajasza 55,8.9:

  • Bo myśli moje, to nie myśli wasze, a drogi wasze, to nie drogi moje – mówi Pan, Lecz jak niebiosa są wyższe niż ziemia, tak moje drogi są wyższe niż drogi wasz i myśli moje niż myśli wasze”.

Moje ludzkie myślenie nadawało tym słowom typowo ludzki sens. Mniemałem, że skoro myśli Boga szybują tak wysoko, a Jego możliwości są tak ogromne, to mogę być pewny, iż jeśli nie pomoże mi On zrealizować planu „A” – bo z jakiegoś powodu nie uznaje go za właściwy – to przecież mam w zapasie plany „B”, „C”, itd… W końcu do któregoś z nich Bóg się przyzna, bo dobrze wie, który z moich planów jest najlepszy. Zapominałem (i czasami nadal zapominam), że moje plany z samej zasady są niedoskonałe, a granica między niedoskonałością, a katastrofą jest bardzo ulotna, i większość ludzi przekracza ją codziennie wiele razy.

Drugi z zacytowanych wyżej wersetów zasługuje na szczególną uwagę, gdyż uświadamia nam, jak wielki dystans istnieje między nami i naszymi możliwościami, a Bogiem:

  • Lecz jak niebiosa są wyższe niż ziemia, tak moje drogi są wyższe niż drogi wasze i myśli moje niż myśli wasze”

Zwróćmy uwagę na opisane proporcje:

Podróż odrzutowcem z Polski do Wielkiej Brytanii trwa nieco ponad 2 godziny. Zaledwie 120 minut potrzeba, by przebyć niemal 2 tysiące kilometrów z szybkością przelotową ponad 800km/h.

Nasz świat bardzo się nam skurczył!

Za kilkanaście godzin docieramy na antypody – do Australii. Z kolei astronauci, którzy lecieli na Księżyc, musieli spędzić w rakiecie kilkadziesiąt godzin, choć lecieli z szybkością wielokrotnie większą niż szybkość samolotu!

Tę samą odległość światło pokonuje w nieco ponad sekundę! Zaledwie sekundę!

Jednak, aby dotrzeć do najbliższej nam gwiazdy, to samo światło potrzebuje aż czterech lat! A to dopiero najbliższa nam gwiazda, Alfa Centauri. – A jak daleko jest do jądra galaktyki?… – A gdzie kolejne mgławice?…

Czy jeszcze odważymy się porównywać Boże myślenie i działanie z naszym?…

Potrzeba nam wiele pokory, gdy w modlitwie prosimy Stwórcę o pomoc w naszych zamierzeniach. Nasze codzienne sprawy, podjęte decyzje i ich konsekwencje, najlepiej widać z perspektywy Nieba. Tutaj, słynne „pod słońcem” Salomona, to o wiele za nisko, by zobaczyć koniec – dobry, czy też niepomyślny.

Ileż to razy w naszym życiu, <wiemy>, co należy zrobić, albo jak powinny się potoczyć sprawy, a potem ze wstydem przyznajemy, że błądziliśmy. W takich chwilach z podziwem patrzymy na wielkich mężów wiary, do których przyznawał się sam Wszechmogący Bóg, i wydaje się nam, że do tej miary pewnie nigdy nie dorośniemy. Wystarczy spojrzeć na Abrahama, który został nazwany „ojcem wierzących”, na oddanego Izaaka, albo na wnuka Abrahama, Jakuba, któremu Anioł Pana nadał imię: Izrael (= Zwycięzca)…

Okazuje się jednak, że i tu się mylimy!

Bo starożytni bohaterowie wiary, którym tak wiele zawdzięczamy i czcimy ich pamięć, byli tacy, jak my – w dobrych i złych rzeczach. Byli – jak to ujął ap. Jakub – „ludźmi, poddanymi tym samym biedom, jak my” (5,17 BG), chwilami mocnymi, a chwilami bardzo słabymi, mężami Bożymi, którzy mogą być dumni z wielu szlachetnych, heroicznych czynów, ale zarazem ludźmi, którzy musieli się wstydzić niektórych swoich postępków. Czytając sprawozdanie z ich życia pamiętajmy, że

  • Cokolwiek przedtem napisano, ku naszej nauce napisano, abyśmy przez cierpliwość i przez pociechę Pism nadzieję mieli” (Rz. 15.4)

Wielcy Mężowie Wiary, to nie szczyt piramidy, poniżej którego są wszyscy, poza garstką wybrańców – a nad nimi tylko niebo. Wielcy Mężowie Wiary, to poziom osiągalny dla wielu, co więcej, niektórzy mogą ten poziom osiągnąć o wiele szybciej niż Abraham czy Jakub, bo ilość i jakość błędów, jakie oni popełnili, czasami – mówiąc potocznie – wręcz <zwala z nóg>!

Na przykład Abraham, w swoim życiu – które trwało ponad dwa razy dłużej niż dzisiejsza średnia – sporo czasu zmarnował na wątpliwości. A z powodu, że zamiast zaufać Bogu, w pewnych sytuacjach on <wiedział lepiej>, wpędził w spore kłopoty siebie, swoich najbliższych oraz inne osoby!

Powołując Abrahama, Pan zapewnił go, że będzie go chronił („będę błogosławił błogosławiącym ciebie, a przeklinających cię, będę przeklinać” – 1 Mjż 13,3). Jednak gdy nastał głód i trzeba było pójść do Egiptu, Abraham przestał ufać Panu i biorąc sprawę w swoje ręce, zaparł się swojej żony:

  • Gdy więc zobaczą cię Egipcjanie, powiedzą: To jest jego żona, i zabiją mnie, a ciebie zostawią przy życiu. Mów więc, że jesteś moją siostrą, aby mi się dobrze wiodło ze względu na ciebie i abym dzięki tobie pozostał przy życiu.” (1 Mjż 12,12.13).

Tego fatalnego postępku nie da się ani ukryć, ani wytłumaczyć!

Abraham wyraźnie okazał, że w tym doświadczeniu jego strach był większy niż zaufanie do Najwyższego. A jego życie miało większą wartość, niż godność własnej żony, którą z premedytacją wydał w ręce pożądliwych Egipcjan. Więcej, Abram oczekuje, że z pohańbienia Sary odniesie prestiżową i materialną korzyść; bo cóż innego kryje się za jego słowami: „Aby mi się dobrze wiodło ze względu na ciebie”…?! Co gorsza, identycznie postąpił w Gerarze; znów jego strach wepchnął Sarę w dwuznaczną sytuację i sprowadził zagrożenie dla króla Abimelecha!

Często podkreśla się, że Abraham czekał na spełnienie Bożej obietnicy 25 lat. Wzdychamy w podziwie nad jego wytrwałością. Nie chcę tutaj powiedzieć, że to, co Pismo mówi o wierze Abrahama, to nieprawda, ale o ile Stary Testament kreśli nam tło wydarzeń i podaje wiele szczegółów, o tyle Nowy Testament, odnosząc się do tych samych postaci, często skupia się na pomyślnych rezultatach postaw i chwalebnym obrazie człowieka na progu wieczności, gdy bój został już wygrany. Jednak rozdziały 12-25 Księgi Rodzaju opisują właśnie bój Abrahama ze zwątpieniem i nierozważnym postępowaniem.

Przykładów takiego postępowania i zwątpienia możemy znaleźć sporo. Przed oficjalnym zawarciem przymierza z Panem (1 Mjż. 15), czytamy, że Abram skarży się Bogu, że wciąż nie ma potomka, i sądzi, że jego dziedzicem będzie Eliezer. Potem, za namową Saraj, bierze sobie jej niewolnicę, Hagar, i ma z nią syna. Wtedy Abraham znowu „wiedział”, że to właśnie Ismael jest spełnieniem się Bożych obietnic. Czytając „między wierszami” możemy wyciągnąć z relacji biblijnej wiele ciekawych wniosków. W 1 Mjż. 17,17-18 zauważamy, że Abram już raczej nie oczekiwał narodzenia syna z Saraj. Całą swoją miłość i nadzieję ulokował w Ismaelu. Był to pewnie dla niego wymarzony syn, męski i dzielny, zgodnie z obietnicą daną Hagar przez anioła przy „Studni Żyjącego”.

Podobne cechy cenił w swym synu Izaak, i wynikły z tego same problemy, ale o tym nieco dalej.

Na wzmianki Przybyszów o narodzeniu Izaaka, Abram i Sara reagują śmiechem. Według opinii amerykańskiego terapeuty małżeńskiego, Jamesa Koch’a, biblijnie wierzącego chrześcijanina, Abram po prostu przestał się starać o dziecko z Saraj. Może nawet unikał z nią zbliżeń, chcąc, aby jego jedynym prawowitym dziedzicem był Ismael. Stąd też Bóg stale przypominał mu o miejscu jego żony w swych planach. „Gdzie jest Sara, żona twoja”? To pytanie znów stawia Abrahama <na baczność>. Dwadzieścia pięć lat oczekiwania.

Często spełnienie obietnic opóźnia się tylko dlatego, że my lepiej „wiemy”, co ma się stać. Jednak Boże myśli i działanie są wyższe i lepsze niż możemy sobie wyobrazić.

Tylko dlatego Abraham stał się tym, kim był, i tylko dzięki stałym staraniom Boga w jego życiu sprawy układały się pomyślnie.

Nie znaczy to jednak, że w cudowny sposób znikają wszelkie konsekwencje naszego postępowania. Musimy być świadomi, że pewne wzorce przekazujemy swoim dzieciom, a także pozostawiamy swój ślad w otaczającej nas rzeczywistości. Z Abrahama wywodzi się naród arabski, który od samego początku stoi w opozycji do Izraela, i aż do dnia dzisiejszego, a może właśnie szczególnie dzisiaj trwa wrogość i niepokoje.

­­­­­­­­­­­­­Przypatrzmy się teraz Izaakowi.

Również on jest przykładem człowieka Bożego, oddanego Panu męża wiary. Dowiódł tego już w bardzo młodym wielu, gdy posłuszny ojcu, dał się związać na górze Moria… A także potem, gdy będąc już dorosły, zawierzył Bogu w sprawie swego małżeństwa. Ogromny szacunek budzi także postawa Izaaka podczas sporów o studnie, jakie drążył, a które niszczyli Filistyni i usiłowali je zagarnąć mieszkańcy Geraru (1 Mjż 26,12-22); jego zachowanie zjednało mu upodobanie i błogosławieństwo Boga, któremu był wierny (1 Mjż 26,23-25)!

Na podkreślenie zasługuje także fakt, że jego małżeństwo z Rebeką, jest jedynym monogamicznym związkiem w dziejach Patriarchów!

Jednak w swoim późniejszym życiu, Izaak powiela niektóre błędy Abrahama, swego ojca, zaś sytuacja w jego małżeństwie jest daleka od ideału, a nawet, w pewnym zakresie – patologiczna! On także zaparł się swej żony przed królem filistyńskim, Abimelechem, narażając ją na poniżenie i hańbę, z powodu czego król surowo go zganił (1 Mjż 26,6-10). Szokujące, ale prawdziwe.

Nie znaczy to oczywiście, że Izaak nie kochał Rebeki. Nie, ten związek był – przynajmniej na początku – szczęśliwym: „Izaak wprowadził ją do namiotu Sary, matki swojej. I pojął Rebekę za żonę i pokochał ją. Tak pocieszył się Izaak po śmierci matki swojej” (1 Mjż 24,67). Izaak modli się też do Boga o dzieci, gdyż do pewnego czasu łono jego żony było zamknięte.

Jest paradoksem, że problemy pojawiły się wraz z wyproszonymi dziećmi. Izaak i Rebeka popełnili częsty, a tragiczny w swej istocie i następstwach błąd, <dzieląc się> swymi synami – Rebeka kochała Jakuba, a Izaak miłował Ezawa, bo… lubił dziczyznę!… Nie wiemy, co doprowadziło do takiej sytuacji, ale nie może być wątpliwości, że wzajemne relacje małżonków dalekie były od doskonałości. Samo stwierdzenie: „Izaak miłował Ezawa, bo lubił dziczyznę, Rebeka natomiast kochała Jakuba” sprawia, że ciarki chodzą po plecach! – Umiłowanie dziczyzny, powodem umiłowania starszego syna!?… A co Izaak sądził o Jakubie i jak go traktował? I w jaki sposób rodzice wpłynęli na – co tu ukrywać – złe relacje pomiędzy braćmi?

Tutaj pojawia się też pytanie, czy Izaak dowiedział się od żony, co o przyszłości ich synów powiedział Pan przez ich urodzeniem (1 Mjż 25,22.23)? Czy tę, tak przecież ważną informację, Rebeka zachowała dla siebie?… – Jej milczenie byłoby dowodem, że już wtedy w ich małżeństwie działo się nie najlepiej. A jeśli Izaak o tym wiedział, to dlaczego ignorował tę wiadomość – i czym się kierował, faworyzując starszego syna?… Bo przecież chyba nie uważał, że „wie lepiej”, który syn ma być kontynuatorem Rodziny Przymierza?…

Jak nienormalna była ta sytuacja, świadczą okoliczności związane z przekazaniem Błogosławieństwa Pierworództwa!

Ten, tak ważny w życiu Bożej Rodziny akt, którego Izaak powinien dokonać uroczyście i w obecności wszystkich domowników – tak, jak to później uczynił Jakub (1 Mjż r. 49) – odbywa się znienacka, wręcz chyłkiem, w tajemnicy nawet przed matką i młodszym synem! Wszystko miało się odbyć w miłych dla Izaaka warunkach: Kolacja z dziczyzny <przy świecach>, a potem tylko on i jego ukochany syn, Ezaw, mieli decydować o dalszych losach narodu. Jakub miał pozostać na zewnątrz, i w ogóle nie liczył się dla ojca. Dowodzą tego nawet słowa błogosławieństwa, jakiego ojciec zamierzał udzielić Ezawowi:

  • Niech ci Bóg da rosę niebios i żyzność ziemi, oraz obfitość zboża i wina. Niechaj ci służą ludy i niechaj ci pokłon oddają narody. Bądź panem braci twoich, a niech ci pokłon oddają synowie matki twojej. Kto ciebie przeklinać będzie, niech będzie przeklęty, a kto tobie błogosławić będzie, niech będzie błogosławiony” (1 Mjż 27,28.29).

Izaak oczekiwał już śmierci, tak przynajmniej twierdził, dlatego śpieszył się z przekazaniem błogosławieństwa. Czy taki był rzeczywiście powód? A może chodziło o coś innego?. W końcu Izaak przeżył nawet swą synową, Rachelę – zmarł dopiero po kilkudziesięciu latach! Poza przekazaniem Jakubowi wiary w Boga i w Jego obietnice, poza błogosławieństwem pierworództwa, jakiego mu nieświadomie udzielił, patriarcha stał się także powodem spustoszenia w życiu swych synów, które jeszcze długo potem przynosiło tragiczne skutki.

Myśli moje, to nie myśli wasze, a drogi wasze, to nie drogi moje – mówi Pan”.

Izaakowi zdawało się, że wie lepiej i dlatego popełniał błędy, które na długo rozdzieliły Rodzinę Przymierza. To przestroga dla nas, i to poważna. Wprawdzie potem, interwencja samego Boga pozwoliła braciom wyjść z ostrego zakrętu (por. 1 Mjż r.r. 32 i 33), to jednak nie nagrodziło wcześniejszych lat wrogości i zgorzknienia, jakie istniało między nimi! Przez długie lata Jakub żył w strachu przed Ezawem, a Ezaw przez całe kolejne lata wciąż nosił jarzmo upokorzenia i poczucia krzywdy (1 Mjż 27,40).

Z relacji biblijnej wynika, że po wstrząsie, jaki wydarzył się w ich domu, relacje Izaaka z Rebeką uległy znacznej poprawie. Paradoksalnie, sprawcą tego był Ezaw, który pojął pogańskie żony. Zrozpaczona Rebeka wypłakuje swój żal przed Izaakiem i wspólnie postanawiają, że wyślą Jakuba do Paddam-Aram, do domu Batuela. Przed jego odejściem Izaak, wyraźnie pogodzony z wolą Bożą oraz jednomyślny w tej sprawie z żoną, już w pełni świadomie udziela młodszemu synowi kolejnego błogosławieństwa (1 Mjż 27,46; 28,1-5).

(c.d.n.)