„Zlituj się nad duszami w czyśćcu cierpiącymi!” (1)

Każdy z nas wie, że śmierć, to jedyna pewna rzecz, o której wiemy, że nas spotka. Wiele spraw i zdarzeń – dobrych i złych – może nas w życiu ominąć, na wiele z nich, zwłaszcza tych najlepszych, mamy niewielkie szanse… Ale nie na śmierć. Ona jest niezawodna, i przyjdzie w swoim czasie!

Tę znaną wszystkim rzeczywistość, wielu ludzi (z własnych obserwacji wiem, że większość) – spycha gdzieś na margines świadomości. I wiadomo dlaczego. – Śmierć, to kres wszystkiego, co znamy i do czego przyzwyczailiśmy się w życiu. To pożegnanie najbliższych osób i miejsc, z którymi wiążą nas wspomnienia… Śmierć, to także wielka niewiadoma – bo dokąd w tym ostatecznym momencie przechodzimy?… I co nas tam spotka…?!

Niechęć do śmierci pogłębia obawa przed niedołężną starością i cierpieniem ostatnich chwil… A także lęk o to, czym dla każdego z nas będzie moment umierania, bo ileż to opowieści krąży o ludziach, którzy długo nie umieli skonać! – Naprawdę, jest się czego lękać!

A w ogóle, to po co istnieje śmierć?

Tak, to wie niemal każdy: nasi prarodzice zgrzeszyli, ściągając na siebie śmierć (bo „zapłatą za grzech jest śmierć” – Rz 6,23). I nam w spadku pozostawili tragiczne dziedzictwo grzechu i śmierci: „Przeto jak przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, tak i na wszystkich ludzi śmierć przyszła, bo wszyscy zgrzeszyli” – Rz 5,12).

Ale właśnie dlatego mnóstwo ludzi pyta: Dlaczego Pan Bóg za grzech karze ludzi śmiercią – czy nie można by inaczej, lżej…?!

Załóżmy, proszę, że Pan Bóg zmienił decyzję, i ludzie nie muszą umierać. – Jak wtedy wyglądałoby ludzkie życie, i jak wyglądałby nasz świat…?

Trudno to sobie nawet wyobrazić:

  • Adam i Ewa liczyliby sobie dziś ponad sześć tysięcy lat, a każde kolejne pokolenie ich potomków byłoby odrobinę młodsze… – jakby oni wszyscy wyglądali i jakim byłoby ich życie w okresie tych tysięcy lat, a także dziś…?!

  • Jak by wyglądało życie ludzi chorych i cierpiących na różne straszne i nieuleczalne choroby – ludzi, którzy w pewnym momencie marzą już tylko o tym, by ich udręka dobiegła kresu…?!

  • Jak by wyglądało życie osób kalekich i niedołężnych, którzy przez setki i tysiące lat byliby trędowaci, ślepi, sparaliżowani, unieruchomieni na pryczach, łóżkach i wózkach… skazani na stałą opiekę innych…?!

  • A jak by wyglądało życie dzieci, wnuków, prawnuków i kolejnych pokoleń, skazanych na oglądanie swoich, coraz starszych, chorych, cierpiących i niedołężnych przodków – którymi musieliby się w nieskończoność opiekować…?!

  • Zastanawiam się też, jak wyglądałaby Ziemia, dzięki nieobecności śmierci zamieniona w jeden ogromny geriatryczny – pełen nieszczęścia, cierpienia i beznadziei szpital…?

  • Czy mam wymieniać dalej…?

Każdy rozumny człowiek, który weźmie pod uwagę koszmarne następstwa braku śmierci, musi przyznać, że skazując na śmierć grzeszników, Pan Bóg wyświadczył nam wszystkim… wielkie dobrodziejstwo! Jest to akt Jego wielkiej łaski! – Bo taki właśnie jest Najwyższy; nawet gdy karze, okazuje winnym Swoje miłosierdzie!

A dlatego, zamiast lękać się śmierci, powinniśmy dziękować Stwórcy że… możemy umierać!

I zamiast odpędzać myśli o śmierci, unikając tego tematu w rozmowach z innymi, powinniśmy raczej – pamiętając, że każdy dzień przybliża nas do tego momentu – oswajać się ze śmiercią, tym bardziej, iż Pismo Święte stwierdza, że jest to tylko… sen! Nieco głębszy, niż sen nocny, i bez marzeń sennych, ale tylko sen – z którego w swoim czasie wszyscy zostaniemy zbudzeni.

Jestem przerażony gdy myślę o tym, co mię czeka po śmierci!”

Człowieka, który deklaruje się jako chrześcijanin, a jest pełen wątpliwości i lęku na myśl o śmierci, należałoby zapytać, na czym naprawdę opiera swą wiarę i nadzieję zbawienia – na nieomylnym Słowie Bożym, czy na zmyśleniach ludzi, którzy straszą go czyśćcem i wiecznie płonącym piekłem? Lub opowiadają o spowitym mrokiem Hadesie, po którym snują się bezcielesne zjawy…

Trudno się dziwić, że osoby, które nie poznały Pisma Świętego (i niezbyt się do tego garną), za to zaufały ludzkim autorytetom i opowieściom, w zetknięciu z ostatecznością, jaką jest śmierć, są niepewne i zalęknione. A jak się mają czuć, skoro przez długie lata karmiono ich opowieściami o czyśćcu, na uniknięcie którego przeciętny człowiek ma znikomą szansę. A czyściec to nie byle co! Tam <bezcielesne dusze> będą podobno cierpieć jak najbardziej cielesne męki – dręczone głodem i pragnieniem, palone żywym ogniem o temperaturze wyższej niż piece martenowskie!

Jest to oficjalna nauka rzymskiego kościoła, poparta autorytetem tzw. <ojców kościoła>, orzeczeniami soborów, papieży, potwierdzona przez świadectwa <świętych katolickich>. Oto, co na ten temat można znaleźć w oficjalnej publicystyce katolickiej – wystarczy wpisać w google,pl hasło: <Ciężkie cierpienia czyśćcowe>:

  • […] Trudno pojąć, jak bolesne męczarnie cierpieć muszą dusze w czyśćcu; kiedyś zapewne doświadczymy tych mąk na sobie – na nieszczęście nasze! Nie wypowiadam zdania mego własnego, ale dowodzę słowy Ojców świętych, a najsamprzód św. Augustyna: „Ten sam ogień czyścić będzie wybranego i tenże męczyć potępionego. Ten ogień gorętszy jest od wszystkiego, co na tym świecie widzieć, pomyśleć i uczynić można.” Gdybyśmy oprócz tego świadectwa żadnego innego nie mieli o gwałtowności ognia czyśćcowego, jużby to wystarczało, żebyśmy zrozumieli okropność męczarni czyśćcowych i lękali ich się przez całe nasze życie. Święty Augustyn wszakże, chcąc nam je wyobrazić jeszcze dobitniej, tak mówi dalej: „Chociaż ten ogień nie jest wieczny, pali jednak dziwnym płomieniem, ponieważ wszelkie przewyższa boleści, jakiekolwiek wycierpiał kto na tym świecie. Nigdy takich męczarni dla ciała ludzkiego nie wymyślono, chociaż święci męczennicy niesłychane znosili okrucieństwa.” Zastanów się nad temi słowami św. Augustyna, i czytaj także w żywotach Świętych męczenników, jakie to cierpieli katusze, a z łatwością wniosek stąd wyprowadzisz, że męki czyśćcowe są okropne i nieznośne.”

A dalej:

  • Ale nie tylko św. Augustyn tak naucza. Przytoczę ci innych Ojców św., to samo twierdzących. Św. Cyryl, patryarcha Aleksandryjski, uczy: „Każdy człowiek żyjący powinien by pragnąć raczej ponieść wszystkie razem męczarnie aż do końca świata, jak jeden dzień pozostać w czyśćcu.” O Boże, jakże nieznośne będą męki w czyśćcu, kiedy biedna dusza w jednym dniu więcej wycierpieć musi, aniżeliby człowiek mógł wycierpieć aż do dnia sądnego! Św. Tomasz z Akwinu pisze: „Jedna iskra ognia czyśćcowego więcej dokucza, aniżeli najsroższe męczarnie tego życia.” O co za straszne słowo! O Boże! jakże wytrwać zdołamy my grzesznicy mizerni, kiedy po śmierci strąceni będziemy w płomienie czyśćcowe? O jakież czekają nas wtedy męczarnie w potoku ognistym, kiedy ani świętymi, ani doskonałymi nie jesteśmy, ale pełni złych pożądliwości!…”

I jeszcze:

  • Wiele innych zdań Ojców św. mógłbym tu przytoczyć, lecz poprzestanę na świętym Bernardzie, który tak powiada: „Pomiędzy naszym ogniem naturalnym, a czyśćcowym taka jest różnica, jak pomiędzy ogniem malowanym a prawdziwym.” – W żywocie św. Magdaleny de Pazzis, która często widywała ogień czyśćcowy, a w nim ujrzała swego brata, te czytamy jej słowa: „Wielki ogień ziemski nie inaczej da się porównać z ogniem czyśćcowym, jak uwięzienie w rozkosznym ogrodzie, a uwięzienie w ogniu!” Nigdzie takiego porównania nie znalazłem, ani nie czytałem; dlatego i mnie, a pewnie i wszystkim czytelnikom zdawać się może dziwnym, ponieważ w osobliwszy sposób maluje gwałtowność ognia czyśćcowego. Stąd dla nas żyjących ta nauka, abyśmy za grzechy nasze pokutowali na tym świecie, żebyśmy w czyśćcu nie musieli pokutować za nie; również powinny nas słowa powyższe pobudzić do serdecznej litości ku biednym duszom czyśćcowym, które w tym więzieniu ognistym tak wielorakie i tak okrutne znosić muszą męczarnie.1)

Aby jeszcze bardziej przerazić parafian i skłonić ich do zamawianie mszy <za dusze w czyśćcu cierpiące> (najlepiej tzw. msze gregoriańskie – owszem, drogie, ale jakie w tej sytuacji ma to znaczenie?!), kościelni i przykościelni autorzy epatują swych czytelników opisami konkretnych – jak utrzymują – przypadków.

  • […] Ach! czy to tak wiele po­trzeba, aby się do czyśćca dostać? Posłuchajmy, co mówi w tej mierze Albert Wielki, którego cnoty znane były powszechnie. Oto pokazał się po śmierci jednemu ze swoich przyjaciół i oznaj­mił, że go Pan Bóg posłał do czyśćca za to, że miał chwilowe upodobanie w swojej nauce. Co dziwniejsza, wielu Świętych nawet kanonizowanych przechodziło przez czyściec. Święty Seweryn, arcybiskup koloński, w kilka lat po śmierci pokazał się jednemu ze swoich przyjaciół i powiedział, że był w czyśćcu za to, że odłożył do wieczora modlitwę, którą był powinien zmówić rano. O jakże wielu chrześcijan będzie w czyśćcu za to, że swe modlitwy odkładali na czas inny, pod pozorem że coś ważniejszego mieli do załatwienia!…” 2)

  • […] Ach! Jakże to potężne są pobudki do rozbudzenia w nas współczucia dla tych dusz cierpiących. Tymczasem, jakże prędko zapominamy o tych duszach. Można powiedzieć, że pamięć o umarłych przemija razem z dźwiękiem dzwonów. Cierpcie biedne dusze, płaczcie w tym ogniu zapalonym sprawiedliwością Bożą, daremne wasze wołania, nikt was nie usłyszy, nikt wam nie ulży. Oto, jak się wywdzięczamy bracia drodzy za miłość, za dobroć, jaką nam okazywali najbliżsi, najserdeczniejsi za życia…” 3)

  • Święta Perpetua zaleca usilnie modlitwy za dusze w czyśćcu. Bóg sprawił, że widziała jak jej brat gorzał w płomie­niach, pomimo że umarł mając zaledwie lat siedem, i pomimo że przez całe życie cierpiał na raka, wydając jęki straszne we dnie i w nocy. Wiele modlitw i wiele pokut czyniła dla uwolnienia go; wreszcie ujrzała, że przeszedł do nieba promie­niejący jak anioł. Ach! jakże są szczęśliwi ci wszyscy, którzy mają takich przyjaciół. 4)

  • Weźmy inny przykład, który również znajdujemy w historii kościelnej; jest on jeszcze bardziej uderzający. Pewien święty kapłan dowiedziawszy się o śmierci swego przyjaciela, którego bardzo miłował w Bogu, nie znalazł lepszego środka dla podania mu pomocy, nad ofiarowanie za jego duszę jak naj­rychlej Mszy świętej. Rozpoczął ją z wielką pobożnością i z wiel­kim bólem zarazem. Po konsekracji podnosząc w górę hostię rzekł: „Ojcze Przedwieczny, oto ofiaruję Ci Ciało i Duszę twe­go Najdroższego Syna. Błagam pokornie, zlituj się nad duszą mego przyjaciela, który zostaje w płomieniach czyśćcowych. Zróbmy zamianę: ja Ci dam twego Syna, a Ty mi uwolnij me­go przyjaciela”. Prośbę swoją zanosił z tak żywą wiarą, że Bóg wysłuchał i on spostrzegł, jak dusza jego przyjaciela, przeszła z czyśćca do nieba. 5)

Czytając te teksty jestem zdumiony,

ile mroku i beznadziei, rozpaczy i masochistycznego samoudręczenia musi tkwić w sercach i umysłach rzymsko-katolickich duchownych i wizjonerów, którzy tworzą i wypisują te koszmarne, obrażające Pana Boga nonsensy…! I jakim człowiekiem i duszpasterzem być trzeba, aby swym bliźnim i zarazem braciom w wierze sugerować, że każdy dzień ich ziemskiego, wcale niełatwego życia, zbliża ich nieuchronnie do czeluści rozpalonego pieca, z którego mogą wyjść nawet dopiero za setki lub tysiące lat…?! Tym bardziej, że – o czym świadczą liczne opowieści owych nawiedzonych – kilka ziemskich minut, w ich <czyśćcowym świecie> może trwać wiele, wiele lat…?!

Piszę: „rzymsko-katolickich”, jako że <czyściec> jest tworem i nauką wyłącznie tego właśnie wyznania. Od tej nauki odcięły się nawet inne, nie rzymskie wspólnoty katolickie, np. Prawosławie. Nie mówiąc już o protestantach, którzy – znając Boga miłości i łaski, usprawiedliwiającego darmo z łaski w krwi Zbawiciela każdego nawracającego się grzesznika – odrzucają stanowczo ten rzymski wymysł!

A w jakim świetle twórcy i rzecznicy tego dogmatu stawiają Pana Boga? Jak patrzą na Niego parafianie, którym księża podczas wielkopostnych rekolekcji opowiadają takie przerażające historie? Co pomyśli o Stwórcy ten, kto czyta – cytowane powyżej – wynurzenia <świętej> Perpetui, która zaleca usilnie modlitwy za dusze w czyśćcu, gdyż – jak twierdzi – „Bóg sprawił, że widziała jak jej brat gorzał w płomie­niach, pomimo że umarł mając zaledwie lat siedem, i pomimo że przez całe życie cierpiał na raka, wydając jęki straszne we dnie i w nocy.” Pomyślmy: siedmioletni chłopczyk, od niemowlęctwa chory na raka i z tego powodu cierpiący przez całe swoje życie, zostaje – podobno przez Boga – wtrącony do czyśćca, gdzie cierpi jeszcze dotkliwsze katusze!…

Toż to trzeba być potworem lub osobą chorą psychicznie, by propagować tego rodzaju poglądy, bluźniąc przeciwko pełnemu miłości i miłosierdzia Bogu, który nas zbawił przez Swego jednorodzonego Syna (Jan 3,16)!

A oto, jak te sprawy przeżywała, i co w związku z tym napisała autorka książki pt. Wino Rzymskiego Babilonu, Maria E. Walsh:

  • […] Słuchając takich nauk, mój młodzieńczy umysł nie mógł pojąć Boga jako kochającego Ojca oraz Chrystusa, umierającego za nasze grzechy Zbawiciela… Bóg przedstawiony został jako tyran, karzący w nienawiści i zemście wszystkich grzeszników. Byłam ustawicznie przerażona myślą możności przeoczenia jakichś grzechów podczas spowiedzi, a w konsekwencji skazania na straszliwe męki wśród płomieni czyśćca albo piekła, że po tysiąckroć przeklinałam dzień swego narodzenia. Ci, którzy przebyli podobne doświadczenie, znają strach wypływający z widma czyśćcowych cierpień, nękający ustawicznie szczere umysły praktykujących katolików…” 6)

(Dokończenie nastąpi)

Przypisy:

  1. Msza Święta najskuteczniejszą pomocą duszom czyśćcowym, według o. Marcina z Kocham, kapucyna. NIHIL OBSTAT. I. Kłopotowski, die 16 Decembris 1929 an. IMPRIMATUR Varsaviae, die 17 Decembris Curiae Cnonicus Mewtropolitanus, Dr A. Fajęcki. (wytł. – SK)

  2. Ultra montes, Nauka Świętego Jana Chrzciciela Marii Vianney, O cierpieniach w czyśćcu i o sposobach ratowania dusz czyśćcowych.

  3. Tamże.

  4. Tamże.

  5. Tamże.

  6. The Wine of Roman Babilon”, str. 84.85.