Znów zabieram głos… (2)
Kazanie, jakie przed dwoma miesiącami usłyszeli zebrani w zborze członkowie oraz zainteresowani Słowem Bożym nie-członkowie Kościoła KChDS, a także osoby z zewnątrz – Internauci [potencjalnie z całego świata] oglądający to sobotnie nabożeństwo na ekranach swoich komputerów – wstrząsnęło opinią całej wspólnoty.
Z kolei osoby, które już wcześniej poznały fakty i wydarzenia związane z powstaniem i działalnością w zborze „Inicjatywy Escape”, choć nie były już zdziwione kierunkiem, to na pewno zostały zaskoczone tempem proponowanych zmian i sposobem działania liderów tej grupy.
W dniu 25.11.2017 przed zborem stanął jeden z liderów „Inicjatywy Escape”, Dariusz B., by wygłosić II część kazania, opartego na 23. rozdziale ewangelii wg Mateusza. Wysłuchałem uważnie obydwie części kazania, a potem spisałem ich najistotniejsze fragmenty, by móc je poniżej jak najdokładniej zacytować, a potem merytorycznie się do nich odnieść.
A oto, co na początku usłyszeliśmy z kazalnicy:
Mówca zatytułował swoje kazanie „Religijność” (choć z treści wynika, że chodziło mu raczej o zjawisko kościelnictwa, czyli religijności formalnej i bezdusznej – a więc postawę wyrażającą się praktykowaniem pewnych tradycyjnych form religijnych, podczas gdy serce człowieka jest dalekie od Boga, zupełnie za Nim nie tęskni i nie zależy mu na wypełnianiu Jego woli! Takimi właśnie obłudnymi formalistami, „ludźmi o zaburzonej duchowości” – stwierdził kategorycznie mówca – byli biblijni faryzeusze, i dlatego tak surowo zostali ocenieni przez Jezusa…
Nie zamierzam tutaj omawiać złożonego zjawiska faryzeizmu, ani wytykać Dariuszowi B. elementarnych braków, błędów i przeinaczeń w przygotowaniu i wygłoszeniu kazania. Choć przykro było słuchać jak łamał jedną po drugiej podstawowe zasady homiletyki – na przykład nie zadając sobie najmniejszego trudu, by kompleksowo ogarnąć istotę faryzeizmu, jaki znamy z Biblii i z historii, i by poznać zasadnicze różnice pomiędzy poszczególnymi grupami faryzeuszy. Dla niego sprawa była prosta: <faryzeusz>, to obłudny bezbożnik! Koniec. Kropka. Niezależnie od tego, czy był to ktoś z grona nieprzejednanych nieprzyjaciół Pana Jezusa, albo na przykład mędrzec Gamaliel, lub Szaweł (późniejszy ap. Paweł), czy np. książę żydowski Nikodem (por. DzAp 5,33-40; Flp 3,5.6; Jan 3,1)!…
Osobiście nie mam wątpliwości, że u podstaw tej niedbałości legło to, iż w kazaniu Dariusza B. nie chodziło wcale o tamtych historycznych faryzeuszy – lecz o tych, którzy jego zdaniem są <współczesnymi faryzeuszami>, „ludźmi o zaburzonej duchowości” i złymi pasterzami. Ich błędem i winą jest przede wszystkim to, że są przeciwnikami „Bożej fali”, która aktualnie wznosi na duchowe wyżyny uczestników „Inicjatywy Escape”. Ta intencja mówcy była z minuty na minutę coraz bardziej czytelna i wyraźna!
Całe kazanie – choć na początku mówca starał się pewne myśli uogólniać – miało być i faktycznie było stanowczym oskarżeniem przeciwko tym osobom w środowisku zborowo-kościelnym (ChDS), które nie akceptują „Inicjatywy Escape”! A choć na początku nie pada pełna nazwa Kościoła Chrześcijan Dnia Sobotniego, od początku łatwo zrozumieć o jaki podmiot i o jaką sprawę chodzi.
Dlatego chyba nikt nie był zdziwiony, gdy w pewnej chwili padły słowa:
-
„[…] Moi drodzy, ten temat jest tak ważny dlatego, że on wkrada się do naszego życia, wkrada się do naszej wspólnoty, do naszego kościoła… Chcę wam powiedzieć, że ten rodzaj religijności jest bardzo niszczący, i ten rodzaj religijności skazał Jezusa Chrystusa na śmierć! To prawda, że Jezus umarł za nasze grzechy – ale to oni [faryzeusze] aktywnie za tym stali. […] Za duchem religijności stoją [złe] duchy, które będą walczyć także o ciebie…”
Wątek ten mówca rozwinął po przeczytaniu wersetu Mt 23,13 („Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, że zamykacie Królestwo Niebios przed ludźmi, albowiem sami nie wchodzicie ani nie pozwalacie wejść tym, którzy wchodzą”):
-
„[…] Jest wymiar duchowego życia, które Pan Bóg nam oferuje, które Bóg nam daje… Ale Jezus Chrystus mówi, że w ten duchowy wymiar faryzeusze nie chcą wchodzić… Ale nie tylko sami nie chcą wejść, ale nie chcą pozwolić, by inni również wchodzili. Bóg coś otwiera, Bóg coś daje, ale oni nie wchodzą. Ja bym to powiedział tak: Bóg coś otwiera, Bóg coś daje, ale my możemy nie chcieć wejść w relację z Bogiem, możemy nie chcieć tego, co Bóg ma dla nas. I ci ludzie w relacji z bliskością i Bożą obecnością, kim stali się?… No właśnie, my czasami musimy skojarzyć, jak bardzo mocne to są porównania, bo Jezus Chrystus zwraca się… On jakby dzisiaj zwrócił się do pastorów, tych którzy pieczę mają mieć nad zborem… Jezus się do nich dziś zwraca i mówi bardzo mocne słowa, że <stajecie się przeszkodą, przeszkodą w tym, co Bóg chce dać> (podkr. SK). A Bóg chce dać ci wiele, bo On jest hojny, i On jest Dawcą!…”
Postawa i słowa Dariusza B. są dla mnie czymś niebywałym i skandalicznym!
Bo zestawmy fakty: Oto przed zborem KChDS staje jeden z członków i nauczycieli (i prawdopodobnie ustanowiony przez Synod młodszy pastor!) tego wyznania, i bez pardonu atakuje swych współbraci za to, że nie akceptują sytuacji, gdy młodzi wiekiem członkowie tego zboru – wespół z młodzieżą z grup wyznaniowych satelickich wobec KChDS – czynią wszystko, by wmanewrować swą społeczność w ruch ekumeniczny!…
Do Dariusza B., członka i nauczyciela zboru, nie dotarły żadne merytoryczne argumenty, jakie w opisanej już wcześniej przeze mnie (patrz artykuł: „Żałosne skutki lekceważenia teologii”) dyskusji na Facebooku przytoczyli starsi wiekiem członkowie zboru, a wśród nich potępiony przez niego pastor! Przeciwnie, one go tylko rozdrażniły i skłoniły do bezpardonowego ataku!
Biedny… Po stokroć biedny, bo ignorując tamtą sytuację i ludzi, w rzeczywistości zignorował Pana Boga, który też jest
-
PRZECIWKO duchowemu „Babilonowi” – czyli rzymskiej „wszetecznicy, matki wszetecznic i obrzydliwości ziemi […] pijanej krwią świętych i krwią męczenników Jezusowych”; która „rozsiadła się na siedmiu [rzymskich] pagórkach” i stamtąd bezwzględnie panuje nad swymi poddanymi (Obj r. 17.) – i wzywa, aby Jego lud zerwał z „Babilonem” wszelki kontakt: „Wyjdźcie z niego ludu mój, abyście nie byli uczestnikami jego grzechów, i aby was nie dotknęły plagi na niego spadające” (Obj 18,4);
-
PRZECIWKO upadłemu protestantyzmowi, który – przyjmując niebiblijne wierzenia i nauki „Babilonu” oraz wiążąc się z nim w ruchu ekumenicznym, utracił swoją tożsamość i duchową czystość;
-
PRZECIWKO zrodzonym w XX wieku tzw. ruchem charyzmatycznym, który – odrzucając zasadę Sola Scriptura (Jedynie Pismo!) – w swej wierze opiera się na <snach< i <widzeniach> własnych <proroków>, a w swych praktykach na wybujałych i często niczym nie skrępowanych emocjach. To prowadzi ich do makabrycznych z biblijnego punktu widzenia praktyk, takich jak <szczekanie w duchu>, <gwizdanie w duchu>, <przewracanie w duchu>, czy np. <wprowadzanie ludzi w stan zamroczenia alkoholowego>, co pono ma być (wybacz Panie Boże!) dowodem działania Ducha Świętego!… Co znamienne, to fakt, że ruchy te w swym głównym nurcie, są również zaangażowanymi uczestnikami „dialogu ekumenicznego”!
To jednak nie wszystko.
Dla mówcy sprawa jest dużo poważniejsza, gdyż – jak stwierdził autorytatywnie – sprzeciw wobec wznoszącej się na duchowe wyżyny „Inicjatywy Escape” nie jest tylko wynikiem różnic w zrozumieniu tego, czym jest ekumenizm, lecz ma podłoże czysto duchowe. Według Dariusza B. w sprawę wmieszały się duchy demoniczne, pod wpływem których znaleźli się oponenci „Inicjatywy”:
-
„[…] Moi drodzy, jak to zeszłym razem powiedziałem, to nie jest już tylko jakaś nauka – za tą nauką stoi duch… I ten duch chce – i to jest kolejna rzecz tej „zaburzonej duchowości” – ten duch chce cię zatrzymać. Nie chce, abyś wszedł w głębszą relację, on nie chce, abyś wszedł w bliższą relację z Bogiem; to jest duch, który mówi – i warto się zastanowić nad tym, czy ten duch ma do mnie dostęp, czy on chce mnie powstrzymać. Bo ten duch mówi: <ja wszystko mam, ja już nie potrzebuję więcej, ja już wszystko mam> (podkr SK)… Moi drodzy, Chrystus zwraca się do zboru – to są podobne słowa, jakie Jezus mówi do zboru laodycejskiego – [duch] mówi: <ty już wszystko masz… ty uważasz, że jesteś bogaty, wzbogaciłeś się i niczego nie potrzebujesz>, a Jezus Chrystus mówi: <mam coś więcej, chcę ci dać coś więcej, bo jest coś więcej>. – Ten duch nie chce, abyś wszedł w głębszą relację, ale on mówi <dosyć, wystarczy, masz już wszystko, to już wystarczy, nie trzeba ci więcej, nie musisz iść dalej! Zatrzymaj się; to co masz, jest dobrze> (podkr. SK).[…] Pierwsza rzecz, dzisiaj w tej części chcę wam powiedzieć, że ten duch będzie cię powstrzymywał przed wzrostem, duchowym wzrostem: <ja już poznałem, ja już nie muszę nic więcej>, on cię będzie powstrzymywał: <już ci wystarczy, już jesteś chrześcijaninem, nie musisz już nic więcej>…”
Słuchając tych wywodów zastanowiłem się, dlaczego Dariusz B. uważa, że aktywność ekumeniczna, do jakiej dąży „Escape”, miałaby sprzyjać bliższej, osobistej relacji z Panem Jezusem Chrystusem?
-
Czyżby miały to sprawić wspólne modły z czcicielami „pijanej krwią świętych matką wszetecznic i obrzydliwości ziemi” (Obj 17,1-6)…?
-
A może do takiej bliższej relacji z Panem mają doprowadzić nabożeństwa z historycznymi wspólnotami protestanckimi, które współpracują z „nierządnicą” i już dawno zapomniały, że należy protestować przeciwko jej duchowym nadużyciom i zbrodniom…?
-
A może ma w tym pomóc wspólny śpiew i modlitwy z pseudo-charyzmatykami, kierującym się w swej wierze i nabożeństwie nie tyle Pismem Świętym, co <objawieniami> i <proroctwami> swoich własnych proroków…?
-
A może do bliższej relacji z Panem ma doprowadzić niechęć do Prawa Bożego, a także niechęć do sprawdzania podstaw swoich przekonań i swojej wiary, co wyraża się w haśle: „Dość rozmów o tym, co nas dzieli! Czas na zmiany, na rozmowy o tym, co mamy wspólnego”…?
Tak więc – w ujęciu Dariusza B. – ci, którzy zablokowali udział „Escape” w przygotowaniu ekumenicznej imprezy w Cieszynie zostali do tego zainspirowani przez nieczystego ducha!
Zdumiewające rozumowanie, i zdumiewający tupet mówcy, który dobro nazywa złem, światło – ciemnością, a występującym w obronie Bożej Prawdy dzieciom Bożym zarzuca, że działają pod wpływem złego ducha…
W tym miejscu narzuca się oczywisty wniosek, że to raczej sam mówca znalazł się pod wpływem nieczystego ducha!
Równie, a nawet jeszcze bardziej zaskakujący był ciąg dalszy kazania,
gdy po zacytowaniu kolejnego wersetu rozdziału Ewangelii wg Mateusza: „Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, że obchodzicie morze i ląd, aby pozyskać nowego współwyznawcę, a gdy nim zostanie, czynicie go synem piekła dwakroć gorszym niż wy sami” (23,15), mówca powiedział:
-
„[…] Zgodzicie się ze mną, że jest tu pewien rodzaj gorliwości, o którym Jezus Chrystus mówi: „Wiele robicie, potrafcie przejść cały świat, by znaleźć jednego wyznawcę, a gdy go znajdziecie czynicie go synem piekła, dwakroć gorszym jak jesteście sami”! Niesamowite porównanie: czynicie go synem piekła!…. – Czy jest w tym coś złego, że szukamy nowego wyznawcę? Przecież to Jezus nakazał iść i głosić… Ale jest coś dla mnie trudniejszego, co chcę wam powiedzieć. Nie jest grzechem szukać nowego wyznawcę… Ale tylko wtedy, gdy prowadzę do Chrystusa, a nie do kościoła. I może teraz niektórzy powiecie: Za mocne słowa, bo masz przyprowadzać do kościoła… chcę wam powiedzieć, że do Chrystusa, do Jezusa! (podkr. SK). […] Pamiętam moje własne wysiłki, by ludzi przekonać do doktryn, a nie do Chrystusa. Wtedy strzelałem argumentami i zwyciężałem w każdej dyskusji, ale nie zdobywałem ludzi dla Boga! Nie mówi się na pierwszym spotkaniu ludziom, że źle wierzą i praktykują… I słuchajcie tego uważnie, to nie jest moje, co wymyśliłem, ale to przez słuchanie pewnych rzeczy i przekonałem się w moim sercu, że tak jest, chcę wam powiedzieć, że łatwiej – słuchajcie teraz tego – że łatwiej kogoś przekonać do swoich dogmatów, łatwiej kogoś przekonać do swoich wierzeń i swoich praktyk, do tego, co nie angażuje serca – ale Ewangelia angażuje serce (podkr. SK). Faryzeusze szukali wyznawcy, by go przyciągnąć… a gdy go znaleźli, czynili go swoim wyznawcą, a potem tak go naładowali amunicją, że on był gorszy. […] I to jest druga myśl, którą wam przekonać, byście ludzi przekonywali do Chrystusa, a nie do doktryn, do kościoła; to jest główna myśl, którą rozwinąłem i myślę że ją zrozumieliście…”
Czy (jak najbardziej słuszne) sugestie, aby osoby zainteresowane Ewangelią prowadzić przede wszystkim do Pana Boga i do Jezusa Chrystusa; zalecenia, aby najpierw i przede wszystkim mówić im o Bożej miłości i łasce, są czymś nowym, o czym wyznawcy KChDS dotąd (tj. do momentu, gdy powiedział im o tym Dariusz B.) – nie wiedzieli? Czyż o potrzebie nawiązania i utrzymywania osobistej relacji z Chrystusem nie mówiło i nie mówi się tam niemal w każdym nabożeństwie?
Bynajmniej. Są to sprawy zasadnicze, o których w KChDS mówiono i podczas rozważań Pisma i w kazaniach, i podczas zajęć kursów ewangelistów! Tak samo jak stale ostrzegano, by rozmów z zainteresowanymi nie rozpoczynać od krytyki ich wierzeń! Wszczepiano kursantom zasadę: „Buduj przed słuchaczem piękny pałac swej, opartej na Słowie Bożym wiary, nadziej i miłości; gdy go zobaczy, szybko porzuci swoją, zbudowaną na ludzkim fundamencie lepiankę”.
Ale – co oczywiste – zalecaliśmy także, by równocześnie nauczać te osoby kolejnych prawd Słowa Bożego, by od początku zrozumieli, iż nie wystarczy mówić „Panie, Panie!”, ale że należy zarazem czynić wolę Ojca Niebieskiego (por. Mt 7,21-23)!
Szkoda, Dariusz B., który przecież z takiego nauczania korzystał przez wiele lat – jak sam opowiada – nie postępował zgodnie z tymi radami, lecz jedynie „strzelał” argumentami, by prowadzić ludzi do kościoła…!
W słowach mówcy zauważyłem pewien charakterystyczny ton, pewną dobrze znaną metodę, z której chętnie korzystają przeciwnicy Prawa Bożego, którzy chcą przeciwstawić wartość osobistej relacji z Chrystusem – potrzebie i obowiązkowi posłuszeństwa Bożym przykazaniom!
Ileż to razy słyszałem w rozmowie, że „można głosić albo miłość, albo zakon; można albo głosić Chrystusa, albo kierować ludzi do przykazań!”. – Tak, jakby człowiek wierzący w Chrystusa, powinien z zasady lekceważyć Boże przykazania! Skąd się to ludziom wzięło?… Bo Pismo mówi coś innego: „A z tego wiemy, że Go znamy, jeśli przykazania Jego zachowujemy. Kto mówi: Zanm Go, a przykazań Jego nie zachowuje, kłamcą jest i prawdy w nim nie ma. Lecz kto zachowuje słowo Jego, w tym prawdziwie dopełniła się miłość Boża. Po tym poznajemy, że w Nim jesteśmy” (1 Jana 2,3-5).
To smutne, ale Dariusz B. coraz bardziej wpisuje się w narrację przeciwników Bożych przykazań. No, ale cóż – wszak jest liderem „Inicjatywy Escape”, gdzie w praktyce realizuje się zasadę, by mówić ludziom wyłącznie o Łasce, a milczeć na temat posłuszeństwa… By nie mówić o tym, co nas dzieli, lecz wyłącznie o tym, co nas łączy…
A potem mówca zacytował kolejne wersety Ewangelii wg Mateusza:
„Biada wam uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, że dajecie dziesięcinę z mięty i z kopru, i z kminku, a zaniedbaliście tego, co ważniejsze w zakonie: sprawiedliwości, miłosierdzia i wierności; te rzeczy należało czynić, a tamtych nie zaniedbywać. Ślepi przewodnicy! Przecedzacie komara, a połykacie wielbłąda” (23,23.24), i skomentował je tak:
-
„[…] Chcę wam powiedzieć, że w tym 23. rozdziale jest to jedna z głównych myśli odnośnie obłudy, odnośnie tej „zaburzonej duchowości”; to jest istota działania ducha religii, to jest istota… „Przecedzacie komara” – co jest ważne, a co najważniejsze, co jest ważne, jakie rzeczy są mniej ważne, a jakie najważniejsze… Zwróćmy uwagę, że różne kościoły różnie akcentują, co jest najważniejsze. […] gdybyśmy dziś mówili o kościele zielonoświątkowym, co dla nich jest najważniejsze – to tam są wyeksponowane charyzmaty, dary Ducha (głos z sali: „Łaska”! )… Proszę?… owszem, ale przede wszystkim dary Ducha. A spójrzmy teraz na adwentystów, co oni wyeksponowali najważniejszego: proroctwo, duch proroctwa EGW. […] I wielu postrzega ich przez pryzmat tej prawdy (? – SK)… Ale słuchajcie, bo my mówimy o innych, ale spójrzmy na siebie: co my wyeksponowaliśmy? – Sabat!!! (szum głosów z sali i odpowiedź mówcy): „nie, Sabat!”. (dalsze głosy z sali, i głos mówcy: „TYLKO MI SIĘ TUTAJ NIE POKŁÓĆCIE! Dyskusje zostawcie sobie na później!”). Nasz kościół nazywa się Kościół Chrześcijan Dnia Sobotniego. W nazwie wyeksponowaliśmy „Sabat”… A czy Sabat jest ważny, czy nieważny? – Ważny jest. Tak, ale my wyeksponowaliśmy go nawet już w swojej w nazwie. Niektórzy przychodzą czasami do mnie i mówią: <Jak się mnie ktoś pyta, z jakiego kościoła jesteś, to mi głupio mówić, że z Kościoła Chrześcijan Dnia Sobotniego>… I coś wam powiem, ja kiedyś myślałem: <Dlaczego? Przecież powinieneś być dumny ze swojej nazwy>… Ale od tego czasu wam powiem, że JA SIĘ TEŻ TROCHĘ WSTYDZĘ… Chcę być dobrze zrozumiany, byście mnie zaraz nie potępili za to, co chcę mówić: Nasz kościół wyeksponował, i nawet mówiło się, że dlatego wyeksponowaliśmy, że jesteśmy z tego dumni… I ludzie patrzą na nas właśnie pod kątem Sabatu. I niektórzy ludzie się wstydzą… Wiecie dla mnie byłoby dzisiaj najkorzystniej powiedzieć, że ja – i gdy ktoś mię pyta – mówię: jestem naśladowcą Chrystusa, chcę być. I należę do społeczności, do wspólnoty. Ja się nie dziwię tym ludziom – tym młodym – że oni się czasami wstydzą tego, bo rzeczywiście jest to jest w jakiś sposób niefortunne. Kiedyś taką nazwę przyjęliśmy… Ale o co chodzi? Co jest ważne? (jakieś głosy z sali), no właśnie, o co chodzi? My nauczyliśmy się rozróżniać, co jest ważne, a co mniej ważne. Tu Jezus dotyka tego: „przecedzacie komara, a połykacie wielbłąda”. A co jest najważniejsze właśnie, gdybym was zapytał, co jest najważniejsze – gdzie jest prawda?… Prawdą, moi drodzy jest Chrystus! Prawdą jest Chrystus… Istotą prawdy, gdybym dzisiaj miał powiedzieć jednym słowem, istotą prawdy jest Osoba. Istotą prawdy jest Osoba, a tą Osobą jest Chrystus. I wszystko w tę Osobę, wszystko w Chrystusa musi być wpięte. Ale od Chrystusa zaczynamy”.
Zatrzymajmy się na chwilę w tym miejscu, bo trudno się oprzeć wrażeniu, że jest to główny wątek, główne przesłanie i główny punkt tego kazania.
Zanim jednak przejdę do sedna sprawy, słów kilka w kwestii formalnej, bo jest czymś kuriozalnym, że Dariusz B. za „komara” uznaje przestrzeganie Sabatu! Choć w rzeczywistości, zgodnie z kontekstem, Pan Jezus w Mt 23,23.24 odnosi to określenie do wyjątkowo skrupulatnej postawy niektórych faryzeuszy, którzy składali dziesięcinę nawet z ziół, zaś obojętnie podchodzili do tak fundamentalnych wartości, jak sprawiedliwość, miłosierdzie i wierność!
Przechodząc do meritum, ujmę to tak.
Dariusz B. mówi publicznie, że on sam, a także młodzi ludzie w jego otoczeniu (oczywiście, nie ma wątpliwości, że chodzi o młodych ludzi z „Inicjatywy Escape”!) wstydzą się nazwy „Kościół Chrześcijan Dnia Sobotniego”, gdyż „ludzie patrzą na nas właśnie pod kątem Sabatu. I niektórzy ludzie się wstydzą…”. Mówca wyjaśnia, że akcent na Sabat jest błędem, gdyż w nazwie powinno się eksponować Osobę Jezusa Chrystusa, a nie cokolwiek innego… Z tego powodu każdy, kto do nazwy Kościoła wstawia Sabat, ten (zwróćcie na to uwagę, by nie mieć wątpliwości, że wg Dariusza B. „komarem” jest Sabat! – SK), „przecedza komara, a połyka wielbłąda” (Dariusz B.: „Tu Jezus dotyka tego: „przecedzacie komara, a połykacie wielbłąda”)!
Chciałbym się do tego odnieść.
Nie ma nic niestosownego w pomyśle, aby w nazwie społeczności została wyeksponowana Osoba Jezusa – jednak dlaczego ma to być zasadą? Bo zauważmy, że lud Boży Starego Przymierza został nazwany „Izraelem” („zgromadzeniem (BG) izraelskim”, ”zborem (BW) izraelskim” (czyt.. 2 Mjż 12,47; 3 Mjż 4,13 i inne)… A z kolei pierwsze zbory wyznawców Jezusa Chrystusa, są w Piśmie nazywane „chrześcijanami”, którą to nazwę do uczniów Jezusa zaczęli najpierw stosować mieszkańcy Antiochii (DzAp 11,26), sami zaś uczniowie w krótkim czasie nazwę tę uznali, przyjęli i stosowali (por. 1 Ptr 4,16)!
A dlaczego?
Wyjaśnienie leży w etymologii, bo określenie „chrześcijanie” oznacza: <należący do Chrystusa>, albo inaczej: <ludzie Chrystusa>.
Z tego wynika wprost, że w nazwie „Kościół Chrześcijan…” – została wyeksponowana Osoba Jezusa Chrystusa! I nie bardzo wiadomo, dlaczego Dariusz B. chce tam ponownie wpisać naszego Zbawcę…? – Chyba, że on o tym nie wiedział… Ale skoro tak, to po co się kompromituje?!!
Z kolei drugi człon nazwy: „… Dnia sobotniego”, istotnie eksponuje Sabat!
A dlaczego miałoby być inaczej? Przecież jest to jedna z form wypełniania woli Najwyższego, który w uroczystym akcie nadania Bożego Dekalogu na Synaju, podkreślił „PAMIĘTAJ, abyś dzień sobotni święcił…” ( 2 Mjż 20,8-11; Mjż 5,12-15)!
Bo wciąż toczy się walka:
-
Wróg Świętego Boga i Jego świętego ludu – nazwany w Apokalipsie „Babilonem wielkim, matką wszetecznic i obrzydliwości ziemi” – targnął się na Boży Dekalog (por. Dan 7,25) i dokonując w nim bezprawnych zmian, i m. in. odrzucił Boży Sabat, zastępując go pogańskim dniem słońca! A w jego ślady poszli wszyscy czciciele niedzieli! Lecz wierny lud Boży wciąż PAMIĘTA o dniu Sabatu i święci rzeczywisty siódmy dzień tygodnia!
-
Ateistyczni ewolucjoniści w swej walce z Bogiem, naśmiewają się z Tygodnia Stworzenia sprzed sześciu tysięcy lat i usiłują wmówić całemu światu, że wszystko „samo się stało” w ciągu milionów lat . Odrzucając te nieuprawnione twierdzenia, wierne dzieci Boże dając wyraz swej wierze w Stwórcę i Stworzenie, PAMIĘTAJĄ, że „ukończył Bóg w siódmym dniu swoje, które uczynił, i odpoczął dnia siódmego od wszelkiego dzieła, które uczynił. I pobłogosławił dzień siódmy, i poświęcił go, bo w nim odpoczął od wszelkiego dzieła swego, którego Bóg dokonał w stworzeniu” (1 Mjż 2,1-3)! I zachowują Sabat.
-
Lider „Inicjatywy Escape”, Dariusz B., twierdząc, że nie ma nic przeciwko Sobocie jednocześnie wyznaje, że wstydzi się, iż jego Kościół w swej nazwie eksponuje Dzień Sobotni, którego Panem jest Jezus Chrystus (Mk 2,28)! Dlatego on sam woli unikać tej „niefortunnej” nazwy („mówię ludziom: jestem naśladowcą Chrystusa, chcę być. I należę do społeczności, do wspólnoty…”. Na szczęście większość wierzących Kościoła Chrześcijan Dnia Sobotniego – odrzucając manipulację i zwodnicze nauczanie Dariusza B. – deklaruje iż chce i będzie wiernie przestrzegać ustanowionego przez Stwórcę Dnia Świętego! ON – jak mówi – WSTYDZI SIĘ SABATU, ZAŚ MY OŚWIADCZAMY, ŻE DZIĘKUJEMY STWÓRCY ZA JEGO DAR, JESTEŚMY DUMNI, ŻE MOŻEMY ŚWIĘCIĆ DZIEŃ SABATU I O JEGO ŚWIĘTOŚCI ŚWIADCZYĆ ŻYJĄCYM WOKÓŁ NAS LUDZIOM!
Zbliżając się do zakończenia swego kazania,
Dariusz B. raz jeszcze postanowił uderzyć wprost w starsze (w większości już nieżyjące) generacje ChDS – dziadów i ojców obecnego młodego pokolenia – którzy w roku 1961 przy okazji porządkowania spraw urzędowych społeczności, wpisali Sabat do nazwy Kościoła.
Zdaniem Dariusza B. zrobili to, bo – zamiast zwrócić uwagę na najważniejsze nauki i prawdy Słowa Bożego – przez kolejne lata zajmowali się sprawami mniejszej wagi, często bezsensownymi i zbędnymi:
-
„[…]Nie odwracamy się od prawdy, ale pokażę wam jakie tu jest niebezpieczeństwo… Gdy mówimy, to dotykamy swego podwórka – bo najlepiej to dotykać innych – u nas często były batalie, często toczyły się spory, i gdy dzisiaj patrzymy, gdy młodsze pokolenia wyrastają, to one widzą, że to było bezsensowne, rzeczywiście, i muszę powiedzieć ostro: <To był duch religijności!> Potrafiły być batalie drugorzędne, spierano się o słowa, spierano się o kwestie mniej znaczące, potrafiono na ostrzu noża to stawiać sobie, i często tak się dzieje, że Chrystus jest pomijany, Osoba jako Prawda jest pomijana, i skupiamy się na jakiejś doktrynie, zapominając by Chrystusa wpiąć w tę prawdę. I wtedy Chrystus przestaje być widoczny. A Jezus Chrystus mówi, że są rzeczy najważniejsze.”
Jednym z najbardziej rażących i haniebnych zjawisk, jakie dziś obserwujemy w świecie zewnętrznym, jest pogarda i lekceważenie oraz chęć podważenia i zniszczenia wszystkiego, czego dokonały minione pokolenia, a w skrajnych przypadkach także dyskryminacji i prześladowania pewnych grup i osób… Różne środowiska specjalizują się w lekceważeniu, niewybrednej krytyce i pochopnym, niesprawiedliwym osądzaniu tych, którzy dziś albo są już w grobach, albo po prostu nie mają sił bronić się przed krzywdą i brutalnymi atakami…
Należałoby oczekiwać, że z natury rzeczy wolne od tego będą środowiska chrześcijańskie, zwłaszcza biblijnych chrześcijan… Niestety!
Wprawdzie nie czas tu i nie miejsce, by odpowiadać na tak absurdalne zarzuty Dariusza B., jednak pozwolę sobie napisać kilka zdań:
Oddani Bożej Prawdzie ludzie, kładąc zręby Kościoła Chrześcijan Dnia Sobotniego, pozostawili po sobie zbudowaną na Chrystusie Jezusie społeczność wierzących, która aż dotąd – wdzięczna Stwórcy za okazaną w Chrystusie Łaskę – wyraża tę wdzięczność i miłość w posłuszeństwie Jego świętym i niezmiennym przykazaniom (1 Jana 5,2.3; Obj 14,12)! I jak długo wyznawcy KChDS byli wierni ustalonym wówczas zasadom Pisma, tak długo, mimo ludzkich potknięć i słabości oraz zewnętrznych niesprzyjających okoliczności, skutecznie sprzeciwiali się odstępstwu oraz potrafili rozpoznać i odrzucić każdy obcy ogień – niezależnie czy był to antynomizm, ewolucjonizm, czy np. działające podstępnie ruchy ekumeniczne.
Najbardziej oddani i wierni z nich, zaskarbili sobie ponadto wdzięczną pamięć w sercach kolejnych pokoleń! Tę pamięć, która jest dziś lżona przez ludzi stawiających sobie za cel wprowadzenie społeczności KChDS – a przynajmniej młodych ludzi tej społeczności – w krąg oddziaływania „Babilonu”, który poprzez swoje narzędzie, jakim jest ruch ekumeniczny, chciałby ponownie zdominować chrześcijaństwo!
Boży ludzie widzą to i odpowiednio oceniają. Jedna z sióstr, po obejrzeniu w Internecie nagrania omawianego kazania, napisała do mnie: „[…] Ja dwukrotnie musiałam wysłuchać tego kazania, bo mi się nie chciało wierzyć, że takie coś mogło być powiedziane, a bracia starsi, co już ich nie ma pewnie, by się popłakali! […] Ja już skończyłam z Brenną, nie będę więcej tego słuchać…”.
Potrzebowałem kilku dni, by otrząsnąć się z przygnębienia
po tym tragicznym kazaniu. W tym czasie zastanawiałem się, jak na słowa Dariusza B. zareagują starsi jego zboru i przełożeni społeczności, jako że wieści o tym co zaszło, rozeszły się dość szybko i nawet ja w tej sprawie miałem kilka telefonów od zaniepokojonych wyznawców KChDS. Sama zaś sprawa – ze względu na jej wagę i znaczenie dla zboru i całego Kościoła – nie powinna czekać na rozwiązanie. Co więcej, powinna być podjęta właśnie tutaj, gdzie się rozpoczęła i gdzie wielu ludzi zostało zgorszonych, pokaleczonych i zostawionych samym sobie – taki przynajmniej za dni Apostołów był sposób postępowania w przypadkach podobnych zgorszeń (por. Gal 2,11-14)!
Stąd, gdy w następnym tygodniu włączyłem laptopa, z nadzieją patrzałem na wychodzącego z kazaniem mówcę, którym był prominentny przywódca KChDS, gdyż – w moim rozumieniu – powinien był on w jakiś konkretny sposób zareagować. Chociażby w krótkich słowach zakomunikować zborowi (a także – nie zapomnijmy – Internautom!), że sprawa zostanie podjęta w najbliższym czasie.
Niestety, nic takiego nie miało miejsca, a przywódca – choć przemawiał na dość ważny temat – nie odniósł się w żaden sposób do słów Dariusza B. sprzed tygodnia. Co znamienne, sprawy tamtego bulwersującego kazania nie podjął żaden z kolejnych mówców, którzy tydzień po tygodniu stawali przed pokaleczonymi i zgorszonymi słuchaczami…
I oto nagle dotarło do mnie, że oczekując tego, jestem naiwny.
Czasy, gdy w KChDS reakcja na takie czy inne nieprawidłowości, zgorszenia i niebezpieczeństwa następowała szybko – należą już do przeszłości! Zaś od szeregu lat Kościół w osobach swych przywódców i nauczycieli, nie reaguje nawet wtedy, gdy są atakowane pryncypialne prawdy Słowa Bożego – tak, jak to było w przypadku głoszenia nauki o rzekomej bezgrzeszności człowieka, albo ataków na Osobę i Godność jednorodzonego Syna Bożego, czy błędnego nauczania o Tygodniu Stworzenia i pierwszym Sabacie (1 Mjż 2,1-3). Dlaczego więc – zadałem sobie samemu pytanie – teraz miałoby być inaczej, i ci sami przywódcy mieliby reagować na powstanie i działalność „Inicjatywy Escape”, skoro skandaliczne kazanie Dariusza B. było częścią tej całości?!
Czy Kościół Chrześcijan Dnia Sobotniego ma jeszcze szansę otrząsnąć się z oparów duchowego snu i podjąć zdecydowaną „walkę o wiarę, która raz na zawsze została przekazana świętym” (Judy 3.4)?…