Na jakiej zasadzie działają różdżki? (9)
Rozdział 9
W tym miejscu jest czas, aby postawić pytanie: w oparciu o jaką zasadę funkcjonuje to zjawisko?
Oczywiście, nie chodzi mi o to, aby ktokolwiek próbował robić doświadczenia. Dlatego wcale nie tłumaczę, jak się posługiwać różdżkami. Moje opowiadanie nie jest instruktażem. Nieco później ponowię moje pytanie i będę chciał abyście sobie na nie sami odpowiedzieli. Wiedza którą człowiek zdobywa sam, ma najwyższą wartość. Słuchajcie więc najpierw uważnie.
Prowadziliśmy pomiary w terenie. Któregoś dnia przyszedł do mnie przyjaciel, starszy już człowiek, którego uczyłem posługiwać się różdżkami ale wciąż miał z tym problemy i powiedział:
– „Martin, chciałbym abyś przyszedł na moją działkę i wskazał mi miejsce na studnię”.
Niestety, w najbliższych czternastu dniach miałem takie mnóstwo zajęć, że nie było szans abym spełnił jego prośbę.
– „Niech się pan nie gniewa, panie Gottwald, jednak naprawdę nie mogę przyjść. Ale za czternaście dni na pewno przyjdę”.
Jego zdaniem było to jednak zbyt późno:
– „Jest już jesień i zdążę przed zimą wykopać tej studni. Proszę cię, chodź!”.
Zrozumiałem, że się od niego nie uwolnię. Wobec tego podałem mu kartkę papieru, polecając naszkicować plan działki. Kiedy to zrobił sięgnąłem po wahadełko (w tym celu używałem zawieszonego na nitce kawałka cyny z wyostrzonym grotem). Położyłem szkic na stole, wahadełko chwyciłem między kciuk a palec wskazujący i przytrzymałem przez chwilę, aż zawisło nieruchomo nad kartką. Wtedy powiedziałem:
– „Szukam najlepszego źródła wody na wyrysowanym terenie”.
W tym samym momencie moja ręka nagle, zupełnie niezależnie ode mnie, zaczęła żyć własnym życiem, przesuwając się wraz z wahadełkiem. Wtedy powiedziałem:
– „Panie Gottwald, niech pan szybko bierze ołówek i zaznacza linię nad którą przesuwa się grot wahadełka!”.
On zaznaczył tę linię, a ja ponownie zawiesiłem wahadełko nad szkicem, mówiąc:
– „Chcę znaleźć najlepsze miejsce do wykopania studni.”.
Wahadełko ruszyło z miejsca wzdłuż zaznaczonej linii, w pewnym momencie się zatrzymało i zaczęło zataczać koła.
– „Panie Gottwald, powiedziałem, niech pan w tym miejscu zrobi krzyżyk”.
Zrobił tak, a wtedy przystąpiłem do kolejnej czynności. Zawiesiłem wahadełko nad krzyżykiem i zapytałem:
– „Doliczyłem do ośmiu i wahadełko zaczęło zataczać koła. Powiedziałem:
– „Panie Gottwald, woda jest w tym miejscu na głębokości ośmiu metrów”.
Spojrzał na mnie trochę dziwnym wzrokiem:
– „Czy to już wszystko?”
– „Oczywiście, odpowiedziałem, może pan spokojnie kopać”.
Wskazane miejsce znajdowało się między krzewami a drzewami owocowymi i wykopanie tam studni nie było żadnym problemem.
To było poszukiwanie wody na odległość.
A teraz inna historia.
Byłem kiedyś u moich kolegów. Byli to dwaj rodzeni bracia z Ichlawy, o których już wcześniej wspomniałem w związku z pobytem w nawiedzonej chacie, z której w popłochu uciekaliśmy. W międzyczasie oni przeprowadzili się z Ichlawy do leżącej niedaleko stąd niewielkiej miejscowości w południowych Morawach, gdyż ich matka, nauczycielka, otrzymała angaż w miejscowej szkole. Zamieszkali w niewielkim domku zwolnionym przez poprzedniego nauczyciela. Akurat były wakacje, chłopcy mieli więc wolne, a ja wziąłem sobie urlop.
Wieczorem usiedliśmy przy stole, rozmawiając o różnych sprawach. Ja opowiadałem im o moich doświadczeniach i możliwościach psychotroniki. Mówiłem co się nam udało, a co nie. Ich ojciec, który przysłuchiwał się tej rozmowie, reagował dość nerwowo i sprzeciwiał się temu, co mówiłem. Jego zdaniem, wszystko co mówiłem, było oszustwem. Uważał, że różdżkarz przychodząc na jakiś teren potrafi intuicyjnie wskazać gdzie prawdopodobnie płynie źródło i nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Starałem się go przekonać, że jest inaczej, że różdżki naprawdę działają i że sam wielokrotnie tego doświadczyłem. On jednak dalej mi nie wierzył.
W pewnym momencie poprosił mnie abym wstał, zaprowadził mnie do drugiej izby i pokazał stojący na komódce mały drewniany posążek, jaki znaleźli robiąc porządki na strychu. Figurka wyobrażała jakiego świętego i była pomalowana. Takich figurek jest wiele w różnych kapliczkach i kościołach. I wtedy znienacka powiedział:
– „Skoro tak wiele wiesz, to powiedz mi coś o niej!”.
Wziąłem różdżkę do rąk. Najpierw chciałem dowiedzieć się z którego stulecia pochodzi figurka:
– „Czy pochodzi ona z XX wieku?”
Różdżka nie drgnęła.
-
„Czy pochodzi z XIX wieku?”
Różdżka się wygięła.
-
„Aha, pomyślałem, więc figurka pochodzi z XIX wieku”.
Pytałem dalej:
– „Różdżka wskazała na lata pięćdziesiąte.
Potem zapytałem o rok, ustalając, że figurka pochodziła z 1856 roku. Oczywiście, całe badanie prowadziłem w milczeniu, szeptając jedynie moje pytania, on nic nie słyszał. Gdy już ustaliłem datę, popatrzyłem na mojego gospodarza i powiedziałem:.
– „Figurka pochodzi z 1856 roku”.
Nie odpowiedział, spojrzał tylko wymownie na swoją żonę, jednak żadne z nich nie skomentowało mojego orzeczenia. A potem on znów zapytał
– „Czy możesz mi powiedzieć jaką cenę otrzymalibyśmy, gdybyśmy ją teraz sprzedali?”
Nie znam się na rzeźbie, ale wtedy pomyślałem, że chyba więcej niż 1000 koron. Znów sięgnąłem po różdżkę, pytając w myślach:
– „Kiedy doszedłem do dziesięciu tysięcy, różdżka dała znak. Wtedy głośno powiedziałem:
– „Jej obecna wartość wynosi około dziesięciu tysięcy koron.”.
Znowu popatrzyli po sobie i wtedy mój gospodarz „pękł”
– „Wiesz, odezwał się zmienionym głosem – miesiąc temu daliśmy tę figurkę do wyceny ekspertowi w Pradze i on powiedział, że pochodzi ona mniej więcej z połowy XIX wieku, i że gdyby się nam udało wywieźć ją do Zachodnich Niemiec, to moglibyśmy ją sprzedać za tysiąc marek”. (W tym czasie korona miała swoją wartość. Na czarnym rynku markę kupowało się za niecałe 11 koron, czyli z grubsza licząc wartość figurki wynosiła około jedenaście tysięcy koron). – I takiej właśnie informacji udzieliły różdżki.
(c.d.n.)