„A po co? Nie jestem „kociarzem”!”

W trakcie studiów z „Danielem”, czasami dochodziło także do sytuacji zabawnych.

Kiedyś, na początku, podczas jego drugiej lub trzeciej wizyty, odwiedziła nas Kazia, prawie dorosła córka sąsiadów. Studium było już zakończone, „Daniel” właśnie spakował Biblię wraz ze „Strażnicami” do torby i zamierzał się pożegnać, lecz widząc gościa zatrzymał się jeszcze przez chwilę. Wywiązała się rozmowa, którą on po chwili delikatnie skierował na tematy religijne. Nie wiedząc, kim jest ten młody, przystojny i miły mężczyzna (który chyba się jej spodobał!), Kazia była swobodna, zaś w pewnej chwili na jego pytanie, czy miała już w rękach Pismo Święte, odpowiedziała spontanicznie:

  • „A po co? Nie jestem <kociarzem>!”

  • „A kto to taki ?” – spytał „Daniel”.

  • „Nie słyszał pan? To tacy zwodziciele, którzy chodzą i zawracają ludziom głowę” – odrzekła rezolutnie Kazia.

  • „A to historia – dostrzegliśmy, że „Daniel” z trudem zachowywał powagę. – Spotkała pani kiedyś któregoś z nich?”

  • „Na szczęście nie, i mam nadzieję, że nigdy nie spotkam” – odpowiedziała.

  • „A dlaczego nazywa ich pani <kociarzami>?”

  • „Tak ich wszyscy nazywają; oni podobno wierzą w koty”…

  • „To może ci, którzy na widok czarnego kota zawracają z drogi, a na widok kominiarza chwytają się za guzik?” – „Daniel” wyraźnie postanowił sobie z niej zakpić.

  • „E, no nie… tak zachowuje się większość z nas, a przecież jesteśmy katolikami”… – Kazia nie wychwyciła ironii.

  • „A wie pani, – powiedział „Daniel” – ja już spotkałem ludzi, o których pani mówi”…

  • „Naprawdę? I co?” – ożywiła się Kazia.

  • „Spotkałem, i nieco bliżej ich poznałem. No i okazało się, że oni nie wierzą w koty, ale w Jedynego Boga – Jehowę. Dlatego nazywają się <Świadkami Jehowy>. To ludzie, którzy czytają Pismo Święte – to samo Pismo, które co niedzielę ksiądz czyta z ambony i na koniec całuje…To dzięki Pismu jesteśmy świadomymi i oddanymi Bogu chrześcijanami…”

W miarę jak mówił, „Daniel” zapalał się coraz bardziej, a Kazia patrzyła na niego coraz szerzej otwartymi oczami!

  • Czy pan… czy pan…” – spytała.

  • „Tak, jestem jednym z nich! Jestem Świadkiem Jehowy, i jestem z tego dumny!”

To dla Kazi była trudna chwila. Ogromnie zmieszana przeprosiła „Daniela” i zabierała się do wyjścia. On starał się pomniejszyć całą sprawę. Zaznaczył, że wcale nie poczuł się dotknięty, że to nie jej wina, iż ludzie rozgłaszają takie opinie, które ona tylko bezkrytycznie powtórzyła. Zaproponował, żeby przychodziła do nas, a wtedy dowie się więcej o Bogu i drodze zbawienia. Stwierdził, że byłoby mu miło, gdyby mógł ją znów zobaczyć… Odpowiedziała, że „może…” że „kiedyś…” – Ale to się nigdy nie stało.

Trudno zrozumieć, dlaczego ludzie w ogóle, a nasi rodacy znad Wisły w szczególności,

choć [pono] w 95. procentach deklarują się jako chrześcijanie, tak rzadko i niechętnie rozmawiają na tematy religijne? A tylko zupełnie wyjątkowo dzielą się swymi wewnętrznymi duchowymi przemyśleniami, wątpliwościami i rozterkami, lub przejawiają autentyczną troskę o to, co będzie <POTEM >…? Wygląda to tak, jakby dla znakomitej większości był to temat <tabu>! Albo po prostu sprawa drugo- lub trzeciorzędna, a więc niezbyt ważna. Ludzie chodzą w niedziele i święta do kościołów, przez trzy kwadranse uczestniczą w nabożeństwie, a potem – jakby zadowoleni, że <oddali Bogu, co boskie>? – zajmują się już tylko swoimi codziennymi sprawami…

Nic dziwnego, że gdy przy jakiejś okazji zapytamy, czy są pewni swego osobistego zbawienia, najpierw są zaskoczeni i zdziwieni, że ktoś w ogóle pyta ich o takie sprawy, a potem (najczęściej) słyszymy enigmatyczne: „A skąd ja to mogę wiedzieć?”…

Nie ma wątpliwości, że jest to efekt nieznajomość Pisma Świętego!

Kościół katolicki bardzo się postarał, by Boża Księga stała się niedostępna i niezrozumiała dla parafian. W toku chytrej, przewrotnej i płytkiej edukacji religijnej, a także egzekwowanych z całą bezwzględnością nakazów i zakazów (w tym kategorycznego zakazu czytania Pisma Świętego, za co przez całe wieki groziło spalenie żywcem na stosie!) przebudowywano gruntownie świadomość wiernych.

W miejsce Pisma Świętego, które stawało się Księgą coraz bardziej nieznaną, wprowadzano prawa, przepisy i obyczaje, wierzenia i rytuały ustanawiane przez Watykan… A „maluczkich” – karmionych na co dzień <żywotami świętych> i opowieściami o relikwiach i cudownych obrazach – dyscyplinowano opowieściami o wiecznie płonącym piekle i przerażających mękach czyśćcowych, gdzie jedna ziemska godzina trwa [pono] tysiące lat!… Nie mówiąc już o tym, że opornych dyscyplinowano w salach tortur <świętej> Inkwizycji, a niepokornych <uciszano> na stosach!

Kreśląc obraz tamtych czasów w znanej powieści „Krzyżacy”, Henryk Sienkiewicz przedstawia handlarza odpustów, Sanderusa, który sprzedawał naiwnym <bezcenne relikwie>, m.in. „znalezione koło piramid kopytko osiołka, na którym Święta Rodzina uciekała do Egiptu […] pióro ze skrzydeł archanioła Gabriela, które podczas Zwiastowania uronił […] dwie głowy przepiórek zesłanych Izraelitom na puszczy […] olej, w którym poganie św. Jana chcieli usmażyć […] szczebel z drabiny, o której się śniło Jakubowi, łzy Marii Egipcjanki, i nieco rdzy z kluczów św. Piotra…”1)

Chcę zaznaczyć, że tworząc obraz swego powieściowego bohatera, Sienkiewicz nie miał wcale na uwadze ośmieszenia rzymskiego katolicyzmu. Rzeczywistość była właśnie taka, a postać Sanderusa stworzył autor opierając się na źródłach historycznych opisujących realia tamtej epoki. Sam Henryk Sienkiewicz był bowiem lojalnym i zaangażowanym rzymsko-katolikiem, czego świadectwo można znaleźć na tablicy umieszczonej przy wejściu głównym kościoła (obecnie bazyliki) w Wadowicach: „Henrykowi Sienkiewiczowi, wiernemu synowi Kościoła i Ojczyzny – Katolicki Związek Polek”

W opisanej powyżej sytuacji, trudno się dziwić szeregowym wyznawcom Kościoła rzymsko-katolickiego, że nie garną się do czytania Pisma, skoro od wieków przywódcy tego Kościół im tego ten zabraniali. Przeczytajmy :

  • „Papież Grzegorz VII (1073-1085) oświadczył królowi czeskiemu: „Panu Bogu upodobało się i podoba się jeszcze dziś, żeby Pismo Św. pozostało nieznane, ażeby ludzi do błędów nie przywodziło.” […] Sobór w Tuluzie w 1229 r. wydał pierwszy zakaz czytania Biblii. […] Papież Grzegorz IX (1227-1241) wydał zakaz czytania Biblii w ogóle. […] Papieże Innocenty XI (1676-1689), Klemens XI (1700-1721) i Klemens XIII (1750-1769) zakazywali ludowi czytania Biblii, Grzegorz XVI (1841-1878) nazwał Biblię <trucizną>! […] 25 stycznia 1897 wydał papież Leon XIII wykaz ksiąg zabronionych (Index librorum prohibitorum), i w nim figuruje także Biblia, jeżeli jest tłumaczona na język ojczysty…”2)

Na szczęście Kościół katolicki porzucił tę kompromitującą postawę,

i obecnie nie zabrania już posiadania i czytania Pisma Świętego. Dzięki temu wielu rzymsko-katolików posiada dziś w swych domach, nabywane także w katolickich kościołach i księgarniach, Pismo Święte – choć często jest ono tylko ozdobą domowych biblioteczek!

Niestety, nawet ci, którzy je czasem czytają, nie są zainteresowani gruntownym poznaniem Bożej Księgi, gdyż kierują się opinią swych pasterzy twierdzących, że Pismo Święte nie jest ani jedynym, ani wystarczającym źródłem Objawienia Bożego:

  • „[…] Kościół nadal odmawia Pismu św. racji najwyższej. Kierując się postanowieniami soboru trydenckiego z roku 1545-63 nie uznaje go za jedyne i wystarczające źródło objawienia Bożego, oraz za najwyższe kryterium prawdy”.3)

  • „[…] Katolik niewątpliwie wysoko ceni Pismo św., jako natchnione Słowo Boże, jako pismo, które powstało pod natchnieniem Ducha Świętego. Mimo to jednak nie Pismo, leczy żywą tradycję uważa za główne i pierwszorzędne źródło swej wiary przy interpretowaniu sensu Pisma św. Jedynie takie stanowisko wydaje się katolikowi logiczne i uzasadnione (podkr. SK)4)

Pisząc, że dla katolika „jedynie logicznym i uzasadnionym jest przeświadczenie, iż katolicka Tradycja jest głównym i pierwszorzędnym źródłem wiary”, ks. Kalinowski zapomniał dodać, że to bałamutne i szkodliwe przeświadczenie przez całe wieki wpajali swym parafianom papieże i sobory, biskupi i księża w toku trwającej setki lat religijnej indoktrynacji!

A ksiądz potwierdza tę opinię, gdyż jest po prostu jednym z nich!

Zgoła inne było w tej sprawie stanowisko Jezusa Chrystusa i Apostołów, którzy twierdzili stanowczo, że Pismo Święte jest jedynym nieomylnym źródłem wiary i nadziei chrześcijańskiej. Odpowiadając na liczne pytania i rozstrzygając różne kwestie, Jezus zawsze odsyłał do Pisma, pytając retorycznie: „… jak czytasz?” (por. Łk 10,26; por. Mk 2,23-28), strofował Swoich oponentów: „Błądzicie, nie znając Pism ani mocy Bożej” (Mt 22,29), a w Swej arcykapłańskiej modlitwie prosił Ojca: „Poświęć ich w prawdzie; Twoje Słowo jest prawdą” (Jan 17,17).

Takie samo było podejście i stanowisko Apostołów, co między innymi wyrażają słowa ap. Pawła, który w Liście do Tymoteusza napisał:

„Całe Pismo od Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości, Aby człowiek Boży był doskonały, do wszelkiego dobrego dzieła przygotowany” (2 Tym 3,16.17 BW)

Domagając się uznania dla Tradycji,

teolodzy katoliccy twierdzą, że Pismo Święte nie może być uznane za wystarczające źródło Bożego objawienia, gdyż nie zawiera wszystkich prawd koniecznych do zbawienia. Urzędowe stanowisko Kościoła w tej sprawie zostało wyrażone przez kardynała Jakuba Gibbonsa w dziele zatytułowanym „The Faith of Our Fathers (Wiara naszych ojców):

  • „[..] Reguła wiary, lub miarodajny przewodnik do nieba, powinien uczyć wszystkich prawd koniecznych do zbawienia. Jednak Pismo św. nie zawiera tych wszystkich prawd, które chrześcijanin jest zobowiązany przestrzegać, ani nie nakazuje wyraźnie obowiązków, jakie ma on spełniać. […] Pismo św. jest niewystarczającym przewodnikiem i regułą wiary […] gdyż nawet w sprawach najważniejszych nie jest samo przez się jasne i zrozumiałe oraz dlatego, że nie zawiera wszystkich prawd do zbawienia koniecznych…”5)

Zdumiewające i zuchwałe są słowa tego kościelnego dostojnika!

Komentując je, Jan Grodzicki napisał:

  • „Mowa o tym, jakoby Bóg dał ludzkości za przewodnika zbawienia Księgę niezrozumiałą i nie zawierającą wszystkich prawd wiary, jest obrazą mądrości Bożej i zniewagą Jego Słowa! Wystarczy przytoczyć tylko jeden wiersz Pisma Św., aby wykazać bezpodstawność tych nieudolnych oskarżeń. Ap. Paweł, pisząc do swego ucznia Tymoteusza, oświadcza: „Ty zaś trwaj w tym, czego cię nauczono i o czym wyrobiłeś sobie mocne przekonanie, świadom tego, kto był twoim nauczycielem, i że od lat dziecięcych znasz Pisma święte; one potrafią dać ci mądrość, która prowadzi do zbawienia przez wiarę w Chrystusa Jezusa (2 Tym 3,15)” 6)

Jeśliby Pismo było istotnie niezrozumiałą Księgą, jak twierdzi Kościół rzymsko-katolicki, jaki byłby sens słów ap. Pawła mówiących o Tymoteuszu, iż od lat dziecięcych znał je i pojął z tegoż badania Boski plan zbawienia? Skoro Tymoteusz mógł zrozumieć treść nauk biblijnych w latach swego dzieciństwa, nie musiały być one zbyt zawiłe i niepojęte. […] W czasach apostolskich traktowano Pismo św. jako probierz wiary i prawdy. Ap. Paweł chwali chrześcijan w Berei dlatego, że sprawdzali głoszona przez niego naukę z naukami Pisma św.: „Ci zaś byli szlachetniejsi od ludzi z Tesaloniki. Przyjęli naukę z całą gotowością i badali codziennie Pismo, czy istotnie rzecz się tak ma” (DzAp 17,11). Widać stąd, że codzienne studiowanie Pisma św. i uzgadnianie swej wiary z Biblią jest godne polecenia”7)

Sprawa autorytetu i wystarczalności (bądź niewystarczalności) Pisma Świętego w kwestiach wiary i zbawienia, była częstym tematem naszych ówczesnych rozmów z sąsiadami i członkami bliższej i dalszej rodziny. A ja spotkałem kiedyś w Jaworznie kleryka, studenta seminarium, który w toku dość długiej dyskusji wytoczył w tej kwestii argument z Pisma.

  • Powiedział: „[…] Upierając się, że Pismo zawiera pełnię nauki Bożej potrzebnej do zbawienia, pan poważnie błądzi. Można o tym przeczytać właśnie w Piśmie Świętym!”

  • Zdziwiłem się: „Czyżby?”

  • „Oczywiście” – stwierdził stanowczo. Zaraz też otworzył Nowy Testament i najpierw z rozdziału 20. przeczytał: „Wiele innych znaków uczynił Jezus przed oczyma uczniów swoich, które nie są w tych księgach napisane” (werset 30). Potem z rozdziału 21.: „Ale Jezus zdziałał jeszcze wiele innych rzeczy; gdyby chciano je wszystkie opisać, jedną po drugiej, to moim zdaniem, cały świat nie objąłby ksiąg, które by należało napisać” (werset 25).

  • „I co pan teraz powie?” – w głosie studenta teologii katolickiej zabrzmiały nutki triumfu, którego wcale nie starał się ukryć. „Pismo, które pan darzy takim szacunkiem stwierdza, że wiele słów Jezusa i Jego nauk nie zostało spisanych, i nie ma ich w Piśmie. Ale, dzięki Panu Bogu, dotarły one do nas w przekazie ustnym, czyli w świętej Tradycji, którą pan lekceważy!…”

Zauważyłem, że słowa te wywarły duże wrażenie na rodzicach kleryka, którzy z uznaniem i szacunkiem spojrzeli swą dzielną latorośl. Byli to ludzie, których odwiedzałem od jakiegoś czasu, zwiastując im Ewangelię i zależało mi, aby omawianą kwestię właściwie zrozumieli.

  • „Jest sprawą oczywistą – powiedziałem – że ewangelie, to nie stenogram, w którym byłoby zapisane każde słowo Jezusa Chrystusa i opisany każdy Jego czyn. To dla każdego logicznie myślącego człowieka jest sprawą oczywistą, i nikt poważny temu nie zaprzeczy. Jednak my tutaj nie zastanawiamy się, czy wszystkie słowa i czyny Jezusa zostały zapisane i opisane w Piśmie, lecz staramy się ustalić, CZY PISMO ŚWIĘTE ZAWIERA WSZYSTKIE PRAWDY I NAUKI KONIECZNE DO ZBAWIENIA – a to ogromna różnica, prawda?”.

  • „No tak – powiedział pan domu – tu właśnie o to chodzi.”

  • „I dlatego – kontynuowałem – proponuję, abyśmy przeczytane przed chwilą przez syna słowa z ewangelii Jana, przeczytali w całym kontekście”: – „Wiele innych znaków uczynił Jezus przed oczyma uczniów swoich, które nie są w tych księgach napisane. Te zaś są spisane, abyście wierzyli, że Jezus jest Chrystusem, Synem Boga, i abyście wierząc mieli żywot w imieniu Jego” (Jan 20,30-31)!

  • „Jak więc państwo widzicie – dodałem – nie jest prawdą, że poza Pismem istnieje jakieś inne, godne zaufania źródło Bożego objawienia! Tak, jak nie jest prawdą, że Pismo mówi o własnej niewystarczalności, co nam pan przed chwilą sugerował – zwróciłem się wprost do nieco speszonego kleryka. W świetle nauki apostolskiej jest oczywiste, że Pismo Święte zawiera całość prawd koniecznych do zbawienia!”

Tego samego dnia – wyraźnie korzystając z obecności syna,

który jako student teologii miał zdecydowanie większą wiedzę niż rodzice i mógł bronić katolickich poglądów – rozmawialiśmy jeszcze o innych sprawach. Rozumiałem gospodarzy i byłem z tego zadowolony, gdyż dawało mi to sposobność przedstawić biblijny punkt widzenia na kilka innych ważnych kwestii. W pewnej chwili gospodarz zwrócił się do syna:

  • „Wiesz – powiedział – pan nas tu przekonywał, że cześć, jaką my, katolicy, oddajemy świętym obrazom, nie podoba się Bogu. Czytał nam z Pisma, że Pan Bóg stanowczo tego zabrania… A czego was na ten temat uczą w seminarium?”…

  • „… Czy mogę prosić, aby pan przeczytał wypowiedzi Pisma, w oparciu o które pan tak twierdzi?” – zwrócił się do mnie kleryk.

  • Otworzyłem Pismo i najpierw odczytałem treść II przykazania Dekalogu („Nie czyń sobie obrazu rytego, ani żadnego podobieństwa rzeczy tych, które są na niebie wzgórę, i które na ziemi nisko, i które są w wodach pod ziemią. Nie będziesz się im kłaniał, ani im będziesz służył; bom Ja Pan Bóg twój, Bóg zawistny w miłości, nawiedzający nieprawości ojców nad syny, w trzecim i czwartem pokoleniu tych, którzy mnie nienawidzą. A czyniący miłosierdzie nad tysiącami tych, którzy mię miłują i strzegą przykazania mego” – 2 Mjż 20,4-6 BG), a następnie fragment Psalmu 115 („Nie nam Panie, nie nam, ale imieniu swemu daj chwałę. Dlaczego mają mówić poganie: Gdzież jest ich Bóg? – Bóg nasz jest w niebie, czyni wszystko, co zechce. Bożyszcza ich są ze srebra i złota, są dziełem rąk ludzkich. Mają usta, a nie mówią, Mają oczy, a nie widzą, Mają uszy, a nie słyszą, Mają nozdrza, a nie wąchają, Mają ręce, a nie dotykają, Mają nogi, a nie chodzą, Ani głosu nie wydają krtanią swoją, Nich będą im podobni ich twórcy, wszyscy, którzy im ufają! Izraelu! Ufaj Panu!” – Ps 115,1-9).

Wysłuchał uważnie, a potem uśmiechnął się i spytał:

  • „I to ma być podstawa do odrzucenia świętych obrazów?… Nie, proszę pana, te słowa ostrzegają przed pogańskim bałwochwalstwem i pogańskimi bogami, a nie obrazami Pana Boga, Pana Jezusa, Najświętszej Maryi czy świętych, które my czcimy!”

  • Spojrzałem na niego uważnie: „Czy ja pana dobrze zrozumiałem? Czy naprawdę pańskim zdaniem – mimo iż w Piśmie Świętym Najwyższy mówi: „Nie czyń sobie obrazu rytego, ani żadnego podobieństwa rzeczy tych, które są na niebie wzgórę, i które na ziemi nisko, i które są w wodach pod ziemią. Nie będziesz się im kłaniał, ani im będziesz służył…” chrześcijanie mogą jednak malować tzw. <święte> obrazy, rzeźbić posągi, zawieszać je i stawiać w domach, kościołach, albo np. na rozstajach dróg i sprawować przy nich kult?… Czy naśladowcy Jezusa Chrystusa mogą, a nawet – jak naucza kościół katolicki – powinni nosić je w uroczystych procesjach, klękać przed nimi, całować je i modlić się do nich?…”

  • „Oczywiście! – odpowiedział bez chwili zastanowienie kleryk. Kościół wyraźnie naucza, że rzeczą godną, miłą Bogu i pożyteczną dla zbawienia jest okazywanie czci świętym obrazom! Urząd Nauczycielski kościoła katolickiego już dawno tak orzekł, a cała święta Tradycja dowodzi słuszności tego…”

  • „No to zapytam wprost: Dlaczego kościół katolicki nie słucha i nie czyni tego, czego od nas wymaga Pan Bóg, a na dodatek zachęca nas do postępowania wbrew Jego woli?…”

  • „Proszę pana! – ton kleryka był kategoryczny – Nasz święty rzymskokatolicki kościół, szanuje Pismo Święte, ale tłumaczy je w świetle świętej Tradycji, która jest głównym i pierwszorzędnym źródłem naszej wiary. To Urząd Nauczycielski Kościoła orzeka, jak należy rozumieć Pismo i jak je tłumaczyć!”

Na twarzach moich gospodarzy zauważyłem niepewność; odniosłem wrażenie, że się trochę pogubili…

  • Drodzy państwo – zwróciłem się bezpośrednio do nich – spójrzmy jak wyglądają fakty. Wspólnie czytaliśmy w Piśmie Świętym, że Pan Bóg stanowczo zabrania wytwarzania i czczenia obrazów i posągów. Taka jest Jego wola i przykazanie. Natomiast kościół katolicki na podstawie stworzonej przez siebie Tradycji, łamie Boże przykazanie i zachęca do bałwochwalstwa, co w oczach Boga jest wielkim przestępstwem!… Czyż to nie straszne?! Tymczasem pan – tu zwróciłem się bezpośrednio do kleryka – mówi nam tutaj, że nie będzie słuchał Pana Boga, lecz ludzi!… Czy pan naprawdę wie, co mówi…?”

Tym razem chwilę pomyślał, a potem powoli, dobierając słowa, stwierdził:

  • „Skoro papież i biskupi (których Pan Jezus postawił na czele kościoła katolickiego, dał im władzę nauczania i orzekania o tym, co jest prawdą, a co błędem) tak mnie nauczają, to ja się z tego cieszę i jak najwierniej tego przestrzegam… Bo to przecież od posłuszeństwa moim pasterzom zależy moje zbawienie…”

  • „Oczywiście, ma pan tego prawo. To dobrowolny wybór każdego człowieka, który jednak – jak wszystkie nasze decyzje – pociąga za sobą nieuniknione następstwa. Bo może pan być albo posłuszny Panu Bogu, albo posłuszny ludziom. Mówiąc innymi słowy, może pan albo trzymać się Pisma Świętego, albo nauk ludzkich… Jednak radzę ostrożność, bo w rozmowie z żydowskimi faryzeuszami, którzy także bardziej niż Pisma trzymali się swojej tradycji, Pan Jezus powiedział: „Daremnie Mi cześć oddają, głosząc nauki, które są nakazami ludzkimi!” (Mt 15,9)”…

  • „Drodzy państwo – zwróciłem się znów do rodziców kleryka – zbawienie każdego z nas zależy nie od papieży czy biskupów, lecz wyłącznie od Pana Boga. I to przed Nim każdy z nas osobiście zda kiedyś rachunek, jak napisano: „Albowiem każdy z nas za siebie samego zda sprawę przed Bogiem” (List do Rzymian 14,12). O tym powinien pamiętać także, a właściwie przede wszystkim pan – spojrzałem dość surowo na kleryka. Choćby dlatego, że kiedyś przed sądem Chrystusa będzie się musiał wytłumaczyć z tego, dlaczego odprowadzał pan ludzi od Pisma Świętego, a tym samym od Boga i od zbawienia, i zachęcał do przestępstwa Bożych przykazań!…”

  • „A może niech mnie pan nie osądza – odpowiedział kleryk. Powołuje się pan na Pismo, a tam Jezus Chrystus ostrzega; „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni!” – prawda?… Ja jestem rzymskokatolikiem i wkrótce będę kapłanem tego świętego i apostolskiego Kościoła. I jest chyba naturalne, że bronię zasad, których ten Kościół naucza!… Pan piętnuje nasze rzekome bałwochwalstwo, a ja jeszcze raz mówię, że teksty, które pan czytał, dotyczą pogańskich bożków, a nie świętych obrazów Pana Boga, Jezusa Chrystusa, Niepokalanej i Świętych Pańskich, które my czcimy… Gdzież w Biblii jest powiedziane, że Pan Bóg zakazuje ich czynienia i kultu?…”

Temperatura naszej dyskusji wyraźnie się podniosła, i był też już czas, aby wyciągnąć wnioski końcowe. Dlatego powiedziałem:

  • Drogi panie. Ja pana nie sądzę – czyli nie orzekam o pańskim zbawieniu lub potępieniu, gdyż jest to wyłącznie kompetencja Boga – ale owszem, oceniam pańskie słowa i ostrzegam przed ich konsekwencjami. To po pierwsze.”

  • „Jeśli zaś chodzi o biblijne potępienie kultu obrazów i posągów – kontynuowałem – to dotyczy to wszystkich malunków i rzeźb, także tych, które według nauk kościoła rzymskiego mają wyobrażać <święte postaci>. Proszę posłuchać, co na ten temat powiedział Izraelitom sługa Boga, Mojżesz: „[…] Wtedy przystąpiliście i stanęliście u stóp góry – a góra płonęła ogniem aż do samego nieba, w ciemnościach, chmurach i mgle. I przemówił Pan do was z tego ognia; głos słów słyszeliście, lecz postaci żadnej nie widzieliście, był tylko sam głos. I oznajmił wam Swoje przymierze, które nakazał zachowywać: Dziesięć Słów, które wypisał na dwóch kamiennych tablicach. […] strzeżcie pilnie dusz waszych, gdyż nie widzieliście żadnej postaci, gdy Pan mówił do was na Horebie spośród ognia. Abyście nie popełnili grzechu i nie sporządzili sobie podobizny rzeźbionej, czy to w kształcie mężczyzny czy kobiety. Czy w kształcie jakiegokolwiek zwierzęcia, które jest na ziemi, czy w kształcie jakiegokolwiek skrzydlatego ptaka, który lata pod niebem. Czy w kształcie czegokolwiek, co pełza po ziemi, czy w kształcie jakiejkolwiek ryby, która jest w wodzie pod ziemią…” (5 Mjż 4,11-18 BW).

Zapanowało milczenie. Po dłuższej chwili powiedziałem jeszcze:

  • „Drodzy państwo. Czytaliśmy też tutaj Psalm 115., ten o bożkach, które choć mają usta – nie mówią; choć mają uszy – nie słyszą; choć mają nogi – nie chodzą… Dla mnie jest oczywiste, że w tekstach tych chodzi o wszystkie obrazy, posągi i inne podobizny – niezależnie czy czynią je i czczą ludy pogańskie, czy np. chrześcijańskie! A jeśli ktoś twierdziłby inaczej, musiałbym go poprosić, by dał mi przykład obrazów czy posągów rzymskokatolickich, które widzą, słyszą, mówią… Posągów, które mają nogi i… chodzą! Mają ręce i… dotykają! Itd.

(c.d.n.)

Przypisy:

  1. Henryk Sienkiewicz, Krzyżacy, wyd. Państwowy Instytut Wydawnicy, Warszawa 1947, tom I, str. 218.

  2. Ks. J. Karpecki, Różnice wyznaniowe, Warszawa 1961, str. 46-48.

  3. Jan Grodzicki, Kościół dogmatów i tradycji”, wyd. Znaki Czasów, Warszawa 1963

  4. Ks. W. Kalinowski, Dogmatyka katolicka, Poznań 1954, str. 61.

  5. Kard. J. Gibbons, The Faith of Our Fathers, str. 89.90.

  6. J. Grodzicki, dz. cyt. str. 14.15.

1