„Jutro będzie święto dla Jahwe!”…

Pozostając jeszcze przy <dobrych intencjach> ludzi, którzy depczą przykazania Bożego Dekalogu, chciałbym przypomnieć znane wydarzenie, jakie miało miejsce na początku czterdziestoletniej wędrówki Hebrajczyków do Ziemi Obiecanej. To było na pustyni Synaj, krótko po tym, jak zebrany pod Horebem lud, zawarł Przymierze z Jahwe, i przyrzekł przestrzegać wiernie Jego Przykazania. Potem Mojżesz poszedł na górę, gdzie przebywał z Panem przez czterdzieści dni… Tyle wystarczyło, by niemal cały naród uczynił sobie złotego cielca i popadł w bałwochwalstwo.

Gdy współcześnie chrześcijanie czytają sprawozdanie o tamtych wypadkach, zazwyczaj są bardzo zaskoczeni, zwłaszcza tym, że do odstępstwa doszło w tak krótkim czasie!… Ludzie zachodzą w głowę, jakimże to narodem byli Izraelici… Padają surowe słowa potępienia:

  • „To wprost nie do wiary, że naród, który w tak nadzwyczajnych okolicznościach został przez Boga wyrwany z niewoli egipskiej, a potem cudownie przeprowadzony przez Morze Czerwone, po zaledwie czterdziestu dniach od chwili zawarcia przymierza z Bogiem, na powrót zaczął czcić bogi egipskie!” – irytował się kiedyś jeden z obecnych na prowadzonym przeze mnie rozważaniu Pisma, pan.

  • „Czy jest pan pewien, że oni odrzucili Boga Jahwe i wrócili do bogów egipskich?” – spytałem.

  • „No oczywiście!.. A cóż to było innego?” – odpowiedział.

No właśnie: Co to było?

Spójrzmy uważnie na poniższy fragment sprawozdania biblijnego:

  • Aaron powiedział im: <Pozdejmujcie złote kolczyki, które są w uszach waszych żon, waszych synów i córek i przynieście je do mnie>. I zdjął cały lud złote kolczyki, które miał w uszach, i zniósł je do Aarona. A wziąwszy je z ich rąk nakazał je przetopić i uczynić z tego posąg cielca ulany z metalu. I powiedzieli: <Izraelu, oto bóg twój, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej>. A widząc to Aaron kazał postawić ołtarz przed nim i powiedział: <Jutro będzie uroczystość KU CZCI JAHWE >…” (2 Mjż 32,2-8 BT).

Moją uwagę zwróciły dwa, zacytowane w powyższym fragmencie zdania: (1) wypowiedź ludu: „<Izraelu, oto bóg twój, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej>; i (2) Słowa Aarona: Jutro będzie uroczystość KU CZCI JAHWE”.

W obydwu wypowiedziach widać wyraźnie, że zarówno lud, jak i Aaron, nie zamierzali czcić bożków Egiptu, lecz pragnęli uczcić Boga Jahwe! – Niestety, ich błąd polegał na tym, że chcieli Go uczcić pod zakazanym, materialnym wyobrażeniem, co samo w sobie było bałwochwalstwem!

Ich intencja nie znalazła uznania u Boga, a następstwa aktu bałwochwalstwa były tragiczne – trzy tysiące czcicieli bałwana straciło życie!

Sprawa bałwochwalstwa pod Synajem była problemem,

który starało się zrozumieć wielu uznanych nauczycieli Izraela. Ich wypowiedzi, zebrane w wydanej przez Fundację Ronalda S. Laudera edycji Tory, zdają się jednoznacznie potwierdzać, że – mimo ewidentnego grzechu bałwochwalstwa – ówcześni Izraelici pragnęli jednak pozostać przy Jahwe:

  • „[…] Wydarzenia związane ze złotym cielcem są bardzo trudne do zrozumienia. Jak to było możliwe, że krótko po tym, jak Żydzi doświadczyli Objawienia na Synaju, wszystkich cudów Wyjścia z Egiptu – upadli tak nisko, by zamienić chwałę Haszem na bożka? Rabini, którzy dogłębnie znali psychologię człowieka, rozumieli bardzo dobrze zawiłości ludzkiego umysłu, dzięki czemu byli w stanie odpowiedzieć na to pytanie: Jednorazowe doświadczenie cudu nie zmienia trwałych przyzwyczajeń ludzkich. Dopiero wiele lat nieprzerwanej nauki może ukształtować nowe pokolenie przepełnione nowym duchem (podkr. SK). Wszyscy rabini starali się zgłębić i zrozumieć rolę, jaką pełnił Aharon w popełnieniu tego wielkiego grzechu. Tora sugeruje, aczkolwiek nie wprost, że Aharon brał w nim udział: „Bóg był bardzo zagniewany na Aharona” (Dewarim 9:20). […] Kuzari próbuje złagodzić powagę grzechu czczenia złotego cielca. Grzech ten nie ogarnął bowiem całego narodu. Tylko trzy tysiące spośród sześciuset tysięcy zostało zgładzonych za ten występek. […] Wyjaśnienie Ibn Ezry jest bardzo podobne do Kuzari – grzech Jisraela polegał na postrzeganiu Haszem jako bytu, który może być wyobrażony w jakiejś formie fizycznej, (podkr. SK) a Aharon jest jak najbardziej współwinny przestępstwa […] Według Ibn Ezry Aharon zgrzeszył. Odrzuca on także pogląd, że zachowanie Aharona zostało wymuszone strachem, iż zostanie zabity, tak jak Chur za opór wobec bałwochwalstwa. Aharon nie mógłby tak pomyśleć, gdyż bałwochwalstwo jest jednym z tych grzechów, których nie wolno popełnić, nawet gdyby ceną ich nie popełnienia miała być utrata życia (podkr. SK). Według Ibn Ezry Żydzi pragnęli służyć Haszem, a ponieważ Mosze zniknął, nie było nikogo, kto by ich nauczył istoty tej służby. Myśląc, że nie ma w tym żadnego wielkiego grzechu, Aharon odpowiedział na ich prośby. W końcu Jisrael wcale nie odwracał swoich serc od Haszem, lecz tylko wybrał inny sposób oddawania Mu czci. Z tego powodu Aharon powiedział: „Jutro będzie święto dla Boga” (Szemot 32,5). Wymienił imię Haszem, a więc element duchowy pozostał dla niego niezmieniony. Dokonał tylko ustępstwa co do samej formy kultu (podkr. SK).” 1)

Nie trzeba wielkiej przenikliwości by zauważyć, że grzech, jakiego pod Synajem dopuścili się Izraelici, jest dokładnie takim samym grzechem, jaki popełniają wyznawcy kościoła powszechnego, czcząc swoje <święte obrazy>! Tamci też mieli <dobre intencje>, ale grzech bałwochwalstwa, jakiego się dopuścili, w oczach Najwyższego był wielkim przestępstwem i – nieomal – stał się powodem ich całkowitego odrzucenia (czyt. 2 Mjż r. 32).

Warto też zwrócić uwagę na to, w jaki sposób Mojżesz potraktował złotego cielca, który według intencji Izraelitów miał obrazować Boga Jahwe:

  • A gdy Mojżesz zbliżył się do obozu, ujrzał cielca i tańce. Wtedy Mojżesz zapłonął gniewem i wyrzucił tablice z rąk swoich i potłukł je pod górą. Potem wziął cielca, którego sobie zrobili, spalił go w ogniu, starł na proch, wsypał do wody i dał ją wypić synom izraelskim. Następnie rzekł Mojżesz do Aarona: Co uczynił ci ten lud, że sprowadziłeś nań tak wielki grzech?!” (2 Mjż 32,19-21)>

Księga Wyjścia zwraca uwagę na fakt,

że wraz z Izraelitami wyszedł też z Egiptu dość liczny „obcy lud” (por. 2 Mjż 12,38), a więc nie-Izraelici. Ludzie ci – zatrwożeni plagami, jakie Bóg zesłał na faraona i zachwyceni Bożą opieką nad Izraelem – zdecydowali się połączyć swój los z losem narodu wybranego. Niestety, ta – prawdopodobnie różnorodna etnicznie i religijnie – grupa, z natury skłonna do bałwochwalstwa, mająca odmienne od Izraelitów wierzenia i praktyki religijne, mogła być zarzewiem różnych napięć, niepokojów i duchowej destrukcji. Co mogło się objawiać – i objawiło się w wypadkach, do których doszło u stóp Synaju.

Rdzenni Izraelici – mimo iż postanowili tam uczynić, zakazane przykazaniem materialne wyobrażenie Boga swoich praojców, Abrahama, Izaaka i Jakuba – wciąż jednak chcieli, aby to On był ich Bogiem! Z całą pewnością świadczą o tym cytowane powyżej słowa Aarona (Jutro będzie uroczystość KU CZCI JAHWE” .

Trudno jednak oczekiwać, że zrozumienie „obcego ludu” było takie samo. Dla nich złoty cielec był prawdopodobnie nie tyle wyobrażeniem Prawdziwego Boga, co rzeczywistym bóstwem. To na to zwrócili uwagę wspomniani rabini żydowscy, gdy – odnosząc się do ustępstwa Aarona, by uczynić materialne wyobrażenie Jahwe – stwierdzili:

  • „[…] Aharon wymienił imię Haszem, a więc element duchowy pozostał dla niego niezmieniony. Dokonał tylko ustępstwa co do samej formy kultu To ustępstwo doprowadziło jednak do prawdziwego grzechu wielkie grupy ludzi, którzy przyłączyli się do Jisraela. One odrzuciły istotę, a przyjęły tylko formę; uwierzyli, że cielec jest rzeczywistym bóstwem”2)

Jakie z tego płyną wnioski?

Najpierw ten, że każde bałwochwalstwo – zarówno w przypadku, gdy czciciel jest przekonany, że obraz albo posąg jest rzeczywistym bóstwem, jak i w przypadku, gdy ktoś poprzez obraz albo posąg chce uwielbić prawdziwego Boga w niebie – jest czymś obrzydliwym dla Pana!

Następnym wnioskiem jest ten, że Aaron i pozostali Izraelici rozczarowali Boga – gdyż zamiast być wiernym świadkiem Jahwe i strażnikiem Jego przykazań, dla „obcego ludu” stali się zgorszeniem i przyczyną upadku!

„Nechusztan”…

Jedną z form bałwochwalstwa uprawianego masowo w kościele katolickim i pochwalanego przez magisterium kościoła katolickiego, jest kult relikwii. Relikwiami są cząstki ciał osób uznanych przez Watykan za święte (krew, kawałki kości, włosy, paznokcie, itp.), ich odzież oraz inne przedmioty, jakie miały z nimi jakikolwiek związek. Oto fragment jednego z katolickich internetowych opracowań na ten temat:

  • „[…] Pierwszymi najświętszymi i największymi relikwiami w Kościele Chrześcijańskim było ciało Pana Jezusa po ukrzyżowaniu, Krzyż, na którym zmarł, gwoździe, którymi był przybity i Jego szata. Zaraz potem rozpoczęły się prześladowania i męczarnie apostołów i chrześcijan. Wszystkich, którzy ponieśli śmierć za wiarę w Chrystusa, grzebano z wielkim szacunkiem w najgodniejszych miejscach i nazywano ich świętymi, a ich ciała były relikwiami. […] Uważano ich za pośredników pomiędzy ludźmi a Bogiem, nazywano ich często swego rodzaju adwokatami i obrońcami ludzi przed sprawiedliwością i karą Boga.”

Jak wiele innych tradycji kościoła powszechnego, także ta tradycja wywodzi się w prostej linii z wierzeń i praktyk pogańskich, o czym wzmianki znajdujemy już w Biblii. Natomiast w 21. rozdziale Księgi Liczb opisano wypadki, które w dalszej perspektywie także Izraelitów doprowadziły do bałwochwalczego kultu pewnej szczególnej <relikwii>.

Oto szczegóły tamtej historii:

Gdy w swej czterdziestoletniej wędrówce do Kanaanu Izraelici znaleźli się w pobliżu <Morza Trzcinowego>, po raz kolejny zaczęli szemrać i buntować się przeciwko Bogu i przeciwko Mojżeszowi, narzekając, iż zostali wyprowadzeni z Egiptu, muszą znosić trudy wędrówki i jeść mannę („Przeczżeście nas wywiedli z Egiptu, abyśmy pomarli na tej puszczy? Bo nie masz chleba, ani wody, a dusza nasza zbrzydziła sobie TEN CHLEB NIKCZEMNY” – 4 Mjż 21,5 BG).

Aby dokładniej zrozumieć przebieg tamtego zdarzenia należy wyjaśnić, że okolica, w której się wtedy znajdowali, obfitowała w pewien gatunek węży, których jad sprawiał, iż pokąsany człowiek czuł jakby do jego żył wlano roztopiony metal, i w efekcie umierał w męczarniach. Do tej pory Jahwe chronił wędrowców, aby od nich nie ucierpieli, teraz jednak pozwolił, aby węże zaatakowały („i przepuścił Pan na lud węże ogniste, które kąsały lud; i pomarło wielu z Izraela” – 4 Mjż 21, 6 BG).

Skrucha przerażonego ludu została przyjęta przez Pana, a ich prośba o ratunek wysłuchana:

  • I przyszedłszy lud do Mojżesza, rzekli: Zgrzeszyliśmy, żeśmy mówili przeciwko Panu i przeciw tobie. Módl się Panu, aby oddalił od nas te węże; i modlił się Mojżesz za ludem. Rzekł Pan do Mojżesza: Uczyń sobie węża miedzianego, a wystaw go na drzewcu; i stanie się, że ktokolwiek ukąszony będąc wejrzy nań, że żyw zostanie. Sprawił tedy Mojżesz węża miedzianego i wystawił go na drzewcu; i było to, gdy kogo wąż ukąsił, a spojrzał na węża miedzianego, że żyw został (4 Mjż 21,7-9 BG).

Niemal tysiąc pięćset lat później, do tamtego wydarzenia odwołał się Pan Jezus Chrystus stwierdzając, że „jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak musi być wywyższony Syn Człowieczy, Aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny” (Jan 3,14.15). Jak słusznie zauważają komentatorzy biblijni, „porównanie to podkreśla konieczność wiary do zbawienia. Jak ukąszeni przez węże unikali śmierci dzięki ufnemu spojrzeniu na miedzianego węża, tak wierzący w Chrystusa unikną śmierci wiecznej…” 3)

Myśląc o miedzianym wężu, którego Mojżesz wystawił na drzewcu, zacząłem się zastanawiać, w jaki sposób ów szczególny rekwizyt potraktowali by teolodzy katoliccy… Bo, że nie przeszliby obojętnie obok okazji, aby wokół niego stworzyć kult, wydaje mi się raczej oczywiste! – Proszę pomyśleć: oto miedziany wąż, który za dni Mojżesza pomógł ocalić wielu Izraelitów, ale też zwrócił uwagę Jezusa Chrystusa i został przez Niego uznany za typ zawieszonego na drzewie Zbawiciela! Jakież to bogactwo <tworzywa> dla katolickich poszukiwaczy relikwii, twórców i animatorów kultów skupionych na martwych przedmiotach!!! Skoro wspomniany wyżej sienkiewiczowski Sanderus miał wśród relikwii, którymi handlował, nawet „szczebel z drabiny, która śniła się Jakubowi”,1) to o ileż bardziej w takim środowisku na status relikwii zasługiwałby miedziany wąż!

Niestety, pokusie tej nie oparł się także, skłonny do bałwochwalstwa naród izraelski.

Z informacji podanej przez biblijnego autora Drugiej Księgi Królów dowiadujemy się, że Izraelici nie tylko zachowali dla potomnych owego miedzianego węża, ale na dodatek zbudowali wokół niego kult. Biblijna notatka stwierdza, że jeszcze w VIII wieku przed Chrystusem – a więc niemal siedemset lat po czasach Mojżesza (!) – niektórzy Izraelici miedzianemu wężowi, zwanemu Nechusztan, składali ofiary! Kres temu bałwochwalczemu kultowi, i zarazem kres istnieniu tego kawałka obrobionej miedzi, położył król-reformator Hiskiasz:

  • […] Hiskiasz, syn Achaza, króla Judzkiego, miał dwadzieścia pięć lat, gdy objął władzę królewską, a dwadzieścia dziewięć lat panował w Jeruzalemie. […] Czynił on to, co prawe w oczach Pana, wszystko tak, jak czynił Dawid, jego praojciec. On to zniósł świątyńki na wyżynach, potrzaskał słupy i rozkruszył węża miedzianego, którego sporządził Mojżesz; do tego bowiem czasu synowie izraelscy spalali mu kadzidło, nazywając go Nechusztan (2 Krl 18,1-4).

Mam nadzieję, że tamte starożytne wydarzenia, a przede wszystkim reakcja Pana Boga i Jego wiernych sług na wizerunki, relikwie i tym podobne rekwizyty staną się przestrogą dla wszystkich współczesnych ewentualnych naśladowców tamtego bałwochwalstwa!

Pozostając jeszcze przy relikwiach…

Mam wątpliwości, czy przeciętni katolicy wiedzą o tym, że w fundamenty kościołów, do których uczęszczają na nabożeństwa – a dokładniej pod ich głównymi ołtarzami, pod tzw. <mensą> – zostały wbudowane szczątki martwych osób…?! Jakkolwiek jest to szokujące, taka właśnie jest praktyka sięgająca wiele stuleci wstecz.

Wracam do katolickiej strony internetowej, z której powyżej cytowałem fragment na temat kultu relikwii:

  • Ów makabryczny zwyczaj był nakazem i obowiązkiem, który – co wynika z powyższego cytatu – został częściowo uchylony przez II Sobór Watykański, a więc dopiero w latach 60. dwudziestego wieku. Piszę częściowo, gdyż jest on nadal stosowany, choć rzymskokatolickie władze duchowne wzywają, aby obecnie starannie sprawdzać pochodzenie i autentyczność relikwii. Oto „Komunikat liturgiczny w sprawie obrzędów związanych z budową nowej świątyni”, wydany w dniu 22 lutego 2012 roku przez Diecezję Warszawko-Praską:

    • „Jakkolwiek nie jest to obowiązkowe, „zgodnie z tradycją liturgii rzymskiej należy zachować zwyczaj składania pod ołtarzem poświęconym relikwii świętych, chociażby nie byli męczennikami. […] Lepiej poświęcić ołtarz bez relikwii, niż składać pod nim relikwie niepewnego pochodzenia. Szkatuły z relikwiami nie należy umieszczać ani nad ołtarzem, ani w mensie ołtarza, lecz pod jego mensą z uwzględnieniem kształtu ołtarza.” (CB nr 882). Warszawa, 22 lutego 2012 r. Ks. Mateusz Matuszewski, Ceremoniarz diecezjalny”.;

    Jak już zaznaczyłem, jest dla mnie wątpliwe, aby przeciętni katolicy wiedzieli, iż w fundamentach kościołów, do których uczęszczają na nabożeństwa, znajdują się rozkawałkowane szczątki martwych osób. Tym bardziej wątpię, aby mieli świadomość, że praktyka wmurowywania szczątków uśmierconych wcześniej (złożonych w ofierze) osób w fundamenty domów, wywodzi się z mrocznych pogańskich obrzędów, gdy małe dzieci składano jako tzw. <ofiarę na fundament>!…

    Przyczyna tej nieświadomości leży w nikłym zainteresowaniu rzymsko-katolików pochodzeniem nauk, jakie podają im do wierzenia ich teolodzy. A przecież wystarczyłoby nieco poczytać…

    Choć – i tu moja kolejna wątpliwość – być może, to by także nie pomogło. Bo o iluż to wierzeniach i praktykach kościoła powszechnego wielokrotnie czytali w prasie, słyszeli w radiu i oglądali TV dowiadując się, że nie mają one nic wspólnego z pierwotnym chrześcijaństwem, lecz zostały zaczerpnięte z wierzeń i praktyk pogańskich – a mimo to nadal w te rzeczy wierzą i masowo uczestniczą w kulcie! Przykładem może być obchodzone 25 grudnia święto <Bożego Narodzenia>, które w rzeczywistości jest świętem ku czci perskiego boga Mitry, urodzonego ponoć w górach Kaukazu właśnie 25 grudnia!…

    Gdybyż wiedza o tym znajdowała się na przykład wyłącznie w niedostępnych dla szarego człowieka, zakurzonych dziełach starożytności… Ale, jak już wspomniałem, mówi i pisze się o tym dość często, także w codziennych gazetach i tygodnikach. Oto przykład:

    • […] W zasadzie nie chodzi o pytanie, czy dzieci składano w ofierze, bo to jest pewne, ale czy był to zwyczaj powszechny? W większości kultur małe dziecko, jako dziedzic i potomek uważane było za największą wartość, a rodzice i społeczność obdarzali je miłością. […] Ofiara z dziecka należącego do wspólnoty była największym poświęceniem i aktem desperacji. Ale się zdarzała. – Niektórzy twierdzą, że na ofiary przeznaczano dzieci chore i słabowite, ale to nieprawda. Wybierano dzieci zdrowe i dorodne, nie mogły to być też niemowlęta, gdyż wierzono, że nie mają duszy. […] Badacze przypuszczali, że dzieci wykorzystywano jako <ofiary zakładzinowe>, czyli składane w fundamentach pod budowlami. Takie ofiary pojawiają się już w neolicie. Znajdowane są na całym świecie we wszystkich kulturach. Od złożenia ofiary rozpoczynano budowę i miała ona zapewnić domowi trwałość, szczęście i przychylność bogów”.5)

    Należałoby się cieszyć, że najwyższe władze rzymskiego kościoła doszły w końcu do wniosku, że „krajanie na drobne kawałeczki ciał Świętych, nie jest rzeczą chwalebną”, ale…

    No właśnie, ale po co w ogóle przejęły z pogaństwa, adaptowały dla swych potrzeb i przez długie wieki praktykują (bo przecież, mimo dekretu soboru, wciąż praktykują) ten barbarzyński zwyczaj?!

    Czyż nie jest to makabryczna i oczywista profanacja ciał zmarłych!

    (c.d.n.)

    Przypisy:

    1. Tora Pardes Lauder, wydawca: Fundacja Ronalda S. Laudera, Kraków 2003. Księga Druga Szemot str. 363.364.

    2. Tamże, str. 364.

    3. Komentarz do J 3,14.15 w Biblii Poznańskiej, t. IV, str. 230).

    4. Henryk Sienkiewicz, Krzyżacy, wyd. Państwowy Instytut Wydawnicy, Warszawa 1947, tom I, str. 218.

    5. www.Polityka.pl (artykuł Agnieszki Krzemińskiej, opublikowany 22.09.2009 r.)