2.Rozwój „Ruchu Millerowskiego” i jego upadek
Część druga
Opierając się – zgodnie z moją wcześniejszą deklaracją – przede wszystkim na źródłach adwentystycznych, za Zachariaszem Łyko podaję trzy różne daty (okresy), w których, jak się spodziewano, miał przyjść Jezus Chrystus:
Okres „między marcem 1843 a marcem 1844 roku” 1)
„W tej fazie przebudzenia adwentowego w Ameryce milleryści nie wyznaczali żadnej ścisłej daty przyjścia Pańskiego. Głoszono ogólnie i oczekiwano, że Chrystus przyjdzie w ciągu lub przed końcem <roku 1843>, który – zgodnie z rachubą żydowską – rozciągał się od wiosny 1843 do wiosny 1844 r. Oczekiwania wzmogły się zwłaszcza na wiosnę 1844 roku, gdyż <Uważano, że rok ten zakończy się w dniu 18 kwietnia 1844 roku o zachodzie słońca> (Geneza współczesnego Adwentyzmu” s. 186).
Okres szczytowy (od wiosny 1844 do jesieni 1844 r.)„Znamieniem okresu szczytowego jest dominujący wpływ na przebieg ruchu innych niż William Miller działaczy,2) a także skierowanie uwagi na starotestamentalną symbolikę (typologię) nowotestamentalnych rzeczywistości zbawczych, koncentrujących się na świątyni i jej liturgii oraz wyznaczenie ścisłej daty powtórnego przyjścia Jezusa Chrystusa. Ze względów chronologicznych okres należy podzielić na trzy krótsze okresy:
-
od kwietnia do sierpnia 1844 r. (jest to tzw. „czas zwłoki”);
-
od sierpnia 1844 do 22 października 1844r. (jest to najbardziej intensywny podokres w dziejach milleryzmu, zwany także „ruchem siódmego miesiąca”, reprezentowanym przez Samuela Snowa);
-
rozczarowanie, które nastąpiło bezpośrednio z upływem 22 października 1844” (tamże).
Ścisła data: 22 październik 1844 roku. „Ponieważ Chrystus, oczekiwany wiosną 1844 roku nie przyszedł, zwrócono przeto uwagę na teksty Pisma Świętego mówiące o <zwlekaniu> Pana z przyjściem swoim (por. Mt 25,5), co interpretowano jako potrzebę dalszego oczekiwania. Był to okres intensywnego badania Biblii i szukania uzasadnień. I wtedy właśnie, w lecie – w sierpniu 1844 – Samuel Snow (1806-1870), jeden z wybitnych współpracowników Millera, opublikował na łamach „The True Midnight Cry” pogląd, w którym kierował uwagę na jesień 1844 roku, jako koniec cyklu <2300 dni-lat>, reprezentowany zresztą oficjalnie w kołach millerowskich już od pewnego czasu. Wykazał, że dekret Artarkserksesa wszedł w życie nie na wiosnę, lecz w jesieni 457 r. przed Chr., dlatego w jesieni 34 r. skończył się wstępny, <70. tygodniowy> odcinek cyklu <2300 dni-lat> a w konsekwencji – w jesieni 1844 r. po Chr. winien zakończyć się cały okres proroczy „2300 dni – lat”. Zwrócił także uwagę na jesienne święta starotestamentalne kalendarza hebrajskiego, zwłaszcza na Dzień Pojednania, który przypadał na <dziesiąty dzień siódmego miesiąca>, a który – jak uważał Snow – był symbolem Sądnego Dnia, w czasach nowotestamentalnych. Według kalendarza chrześcijańskiego, dzień ten przypadał w roku 1844, na 22 października. Snow wysunął więc tezę, że w dniu 22 października 1844 przyjdzie Chrystus na sąd świata.
Pogląd Snowa był bardzo sugestywny. Przyjęty więc został przez wielu czołowych działaczy i, łącznie z akceptacją ewangelicznego <wołania o północy> (Mt 25,6) stał się nowym, niezwykle dynamicznym impulsem ruchu. W oparciu o analogię do czasu <oczyszczenia> starotestamentalnej świątyni – rytuału dokonywanego w Dniu Pojednania, a przypadającego na „dziesiąty dzień siódmego miesiąca” kalendarza hebrajskiego – milleryści ustalili konkretną datę powrotu Chrystusa i poczęli ją rozgłaszać. Przyjście Chrystusa miało nastąpić w dniu 22 października roku 1844 rachuby chrześcijańskiej” (tamże, s.188.189) 3)
Z przytoczonych cytatów wynika , że były co najmniej trzy daty (okresy), kiedy spodziewano się zobaczyć przychodzącego Chrystusa: (1) okres „od wiosny 1843 do wiosny 1844r), z silnym wszakże podkreśleniem dnia 18 kwietnia 1844r. ; (2) sierpień 1844 r,. to jest zakończenie „czasu zwłoki” (dzień nie został podany, a przynajmniej nie jest wymieniany w oficjalnych publikacjach Kościoła Adwentystów DS; (3) data ostateczna 22 października 1844 r.
Pierwsze rozczarowanie – kto zawinił?
O nastrojach, jakie panowały wśród millerystów w pierwszej fazie ruchu mówiliśmy powyżej. Mimo głosów apelujących o rozsądek i poszanowanie słów Jezusa Chrystusa, który mówił, że nawet On sam nie zna daty swego powtórnego przyjścia, milleryści zapowiadali jego pojawienie się, najpóźniej w dniu 18 kwietnia 1844 roku, „o zachodzie słońca”.
Kilkadziesiąt tysięcy ludzi oczekiwało na Pana. Ellen White pisze, że „Tysięczne rzesze umiłowały głoszoną przez Williama Millera prawdę, a słudzy Boży, krzepieni duchem i mocą Eliasza, głosili ją po całym świecie…” ( „Doświadczenia i Widzenia” s. 199.200 lub „Wczesne Pisma s. 233).
Ale Jezus nie przyszedł…
Oczekujących ogarnęło zwątpienie i rozpacz. Trudno się dziwić, ludzie ci nie tylko, że ponieśli wielki szwank w swej wierze i duchowo, emocjonalnie byli załamani, lecz ponadto – idąc za radą swych duchowych przywódców – posprzedawali swoje majętności 4) i wszystkie środki obrócili na rozszerzanie dzieła, które oto okazało się być zwiedzeniem, wypełniającym przepowiednie Jezusa Chrystusa z Ewangelii Mateusza 24,23-27 o „fałszywych prorokach”!
Nagle okazało się, że wcześniej lekceważone przestrogi poważnych chrześcijan, którzy wierzyli w przyjście Pańskie, lecz byli przeciwni ogłaszaniu dnia tego wydarzenia, były prawdziwe; że rację mieli oni – a właściwie Słowo Boże, któremu oni pozostali wierni – zaś milleryści głosili nieprawdę!
Sam Miller bliski był już wówczas odwołania swych nauk i odstąpienia od dalszej działalności. Dla niego i dla pozostałych przywódców ruchu, nadszedł czas ważkiej decyzji; albo przyznać się do błędu i odpowiedzialności za zwiedzenie tysięcy ludzi, odwołać swe nauki i powrócić w pokorze do czystego Słowa Bożego, albo brnąć dalej w raz obranym kierunku…
Niestety, wybrali to drugie.
Rozpoczęły się dalsze spekulacje.
Najpierw, jak pisze Z. Łyko, „[…] zwrócono uwagę na teksty Pisma Świętego mówiące o <zwlekaniu> Pana z przyjściem swoim (por. Mt 25,5(, co interpretowano jako potrzebę dalszego oczekiwania. Był to okres intensywnego badania Biblii i szukania uzasadnień…” („Geneza…” s.187,188). W efekcie znaleźli tekst z proroctwa Abakuka 2,3: „Jest to widzenie na czas oznaczony, lecz wypełnienie jego niechybnie nastąpi; a jeśli się opóźnia, ty go oczekuj, bo w krótkim czasie przyjdzie niezawodnie”, który milleryści, nie troszcząc się zbytnio o jego prawdziwe znaczenie i właściwe zastosowanie, odnieśli do swojej sytuacji.
Znów znaleźli oparcie dla swych poglądów i wiary, podnietę do działalności. Potem, w sierpniu 1844 r,. Samuel Snow miał wystąpić z dowodami, że Jezus Chrystus przyjdzie na pewno w dniu 22 października 1844 r., co – dla millerystów przyjmujących jego obliczenia prostujące wcześniejsze poglądy – oznaczało, że argumentacja o „czasie zwłoki” oraz zastosowanie tekstu Abakuka 2,3 była całkowicie bezzasadne! 5)
Ale kto zawinił?
Dlaczego kilkadziesiąt tysięcy ludzi przeżyło tak tragiczny zawód?
Odpowiedź na to pytanie jest niezwykle interesująca, a to tym bardziej, że <prorok> adwentyzmu, Ellen G. White, stwierdza rzeczy zaskakujące. Osoba ta, która nie wahała się przed rzucaniem insynuacji i oskarżeń pod adresem tych, którzy życzliwie, lecz stanowczo odwodzili W. Millera od określania daty przyjścia Pana, w ekstremalnej sytuacji – w obliczu wielkiego rozczarowania „roku 1843” – napisała: „Widziałam, że ręka Pańskie kierowała zestawieniem karty proroczej w roku 1843, i że nie powinna być ona zmieniona, że liczby były takie, jakie On chciał je mieć, że ręką swą przykrył i ukrył błąd w niektórych liczbach, tak, że tego nie mógł dostrzec nikt, dopóki On nie zdjął swej ręki..” („Doświadczenia… s.59 lub „Wczesne Pisma s. 74).
„Widziałam jak lud Boży z radosnym oczekiwaniem wyglądał przybycia swego Pana. Ale Bóg chciał go wystawić na próbę. Ręka Jego zakryła pewien błąd w obliczeniach proroczych okresów czasu. Ci, którzy oczekiwali przybycia swego Pana, błędu tego nie dostrzegli.. Bóg chciał, aby lud jego przeżył rozczarowanie…” (tamże, s. 202 lub „Wczesne Pisma s. 235).
„Jezus i wszystkie zastępy niebieskie z miłością i współczuciemspoglądali na tych, którzy pragnęli widzieć Tego, którego miłowała ich dusza. Aniołowie otoczyli ich w godzinach ciężkiej próby. Ci, którzy wzgardzili przyjęciem niebieskiego poselstwa, pozostali w ciemności i gniew Boży zapalił się przeciwko nim, ponieważ nie chcieli przyjąć światłości, zesłanej przez Niego z nieba. Wierne, a tak ciężko dotknięte rozczarowaniem dusze, które nie mogły zrozumieć, dlaczego Pan ich nie przyszedł, nie zostawił Bóg w ciemności. Znowu skierowani zostali do swych Biblii, by zbadać prorocze czasy. Bóg zdjął wówczas rękę swą z owych cyfr i wyjaśniono błąd…” (tamże lub „Wczesne Pisma” s.235)
Jak się okazuje, Ellen G. White swych „widzeń” używa nie tylko w celu zwalczania swych ludzkich przeciwników; posługuje się nimi także wówczas, by – gdy trzeba usprawiedliwić siebie – obwinić nawet Pana Boga!
Czy można się zatem dziwić, że przy tej okazji nie oszczędza także i tych, którzy – jak się nagle okazało – mieli rację, ostrzegając Millera i wszystkich zwolenników zwodniczego ruchu?
„Gdy czas oczekiwania powrotu Chrystusa minął, a było to wiosną 1844 roku, tych, którzy oczekiwali Jego zjawienia, ogarnęło zwątpienie. Świat widząc ich omyłkę chciał dowieść, że byli opętani szaleńczą myślą, ale ich źródłem pociechy wciąż było Słowo Boże” („Wielki Bój” s.288);
„Szatan i jego aniołowie triumfowali, a ci, którzy nie chcieli przyjąć poselstwa, sami sobie winszowali szczęścia, że dzięki swej daleko idącej mądrości nie ulegli, jak nazywali, powszechnemu złudzeniu. Nie rozumieli oni, że sami przeciwko sobie odrzucili radę Bożą i działają do spółki z szatanem i jego aniołami i pomagają mu zbałamucić lud Boży, który żyje według poselstwa zesłanego z nieba”. („Doświadczenia…” s.203 lub „Wczesne Pisma s. 236).
„… Gdyż z ust szyderców padły słowa; Wyście przecież nie zostali wniebowzięci!, zapisał je sobie jeden z aniołów. Anioł rzekł: <Wyszydzają Boga>…” (tamże, s.213 lub „Wczesne Pisma s. 247).
Oczekiwanie na dzień 22.X.1844 roku
Trudno dziś oddać klimat tamtych dni i wydarzeń. Najskromniejsza jednak wyobraźnia na pewno wystarczy, by zrozumieć, że oszukani w „roku 1843” zwolennicy ruchu millerowskiego, postawieni wobec faktu, że Jezus nie przyszedł, potem przekonywani, iż „czas zwlekania” leżał w Bożym planie (nie wiadomo tylko, czy późniejsze twierdzenie E.G. White, że „ręka jego zakryła pewien błąd w obliczeniuproroczych okresów”, bo „Bóg chciał, aby lud jego przeżył rozczarowanie”, było już obecne wśród millerystów po „roku 1843”, bo jeżeli tak, to ich rozterki musiały być jeszcze większe!), i wreszcie prowadzeni do pełnego nadziei 22. października 1844 roku, musieli przeżywać ogromne udręki duchowe. Wielu, którzy współdziałali z ruchem w pierwszej jego fazie, nie wróciło już do niego więcej. Nie dali oni wiary „wyjaśnieniom” i nie przyjęli poprawki do wcześniejszych obliczeń, zaś na próby kolejnej manipulacji, gdy chciano ich przekonać do kolejnej daty, zareagowali odżegnaniem się od zwodniczego ruchu. Niestety, byli i tacy, którzy zupełnie oddalili się od Boga; którzy się załamali pod ciężarem..
Odnotujmy jeszcze wypowiedzi Ellen White, poświęcone sytuacji zawiedzionych oraz jej opiniom o tych, którzy przestrzegali millerystów przez wyznaczaniem czasu powrotu Zbawiciela:
„Widziałam rozczarowanie wierzących dusz, gdy nie ujrzeli swego Pana w przewidzianym czasie. Było jednak zamiarem Bożym, aby ukryć przyszłość i doprowadzić swój lud do decydującego punktu. Bez ogłoszenia oznaczonego czasu przyjścia Chrystusa nie można byłoby dokonać przeznaczonego przez Boga dzieła (sic! – uw. SK). Szatan zwiódł wielu, by wydarzeń związanych z sądem i zakończeniem czasu próby szukali gdzieś daleko w przyszłości. Niezbędnym było doprowadzić lud do tego, by poważnie rozpoczął przygotowania teraźniejsze. Kiedy czas przeszedł, złączyli się ci, którzy poselstwem wzgardzili i z szyderstwem zwrócili się przeciwko zawiedzionym. Aniołowie zanotowali sobie charakter formalnych naśladowców Chrystusa. Oznaczony czas, który minął, pozwolił na zbadanie ich serc; zważeni i znalezieni zostali lekkimi. Głośno dawali znać, że są chrześcijanami, ale w żadnym punkcie nie naśladowali Chrystusa. Szatan radował się z położenia rzekomych naśladowców Chrystusa. Miał ich w swych sidłach. Większość już doprowadził do tego, że opuścili wąską ścieżkę i próbowali innymi drogami dostać się do nieba.
[…] Drugi potężny Anioł otrzymał polecenie zstąpienia na ziemię. Jezus dał mu do ręki pismo i kiedy Anioł zleciał na ziemię, zawołał: „Upadł! upadł Babilon!”. Wtedy widziałam, jak zawiedzeni w swych nadziejach, podnieśli swe oczy ku niebu i z wiarą i nadzieją wyczekiwali przyjścia swego Pana. Ale wielu z nich znajdowało się jakby w zamroczeniu, jak gdyby spali. Mogłam jednak zobaczyć wyraz troski i udręki, jaki cechował ich oblicza. Zawiedzeni w swych nadziejach wyczytali w Piśmie Świętym (a tak naprawdę, to zasugerowali im to ich duchowi przywódcy – uw. SK), że znajdują się w czasie zwłoki i cierpliwie czekać muszą na spełnienie się proroctwa. Ten sam dowód, który zmusił ich do czekania na przyjście Pana w roku 1843, doprowadził ich do tego, że oczekiwali go również i w roku 1844. Widziałam też, że większość nie posiadała już tej siły, jaką wykazywała w roku 1843. Rozczarowanie przytłumiło ich wiarę. […]
„Jezus nakazał innym Aniołom, aby szybko zlecieli na ziemię i ożywili i wzmocnili zanikającą wiarę Jego ludu i przygotowali go do tego, ażeby zrozumieć mógł poselstwo drugiego anioła i to ważne poruszenie, które się ma niedługo odbyć w niebie (? – SK). Szybko zlecieli oni na ziemię, by wykonać swe zlecenie i przynieść pomoc drugiemu aniołowi w jego poselstwie. Gdy anioł zawołał: <Oto oblubieniec idzie, wynijdźcie mu naprzeciw!>, światłość aniołów przenikała wszystkie ciemności. Szatan i jego aniołowie starali się przeszkodzić szerzeniu się światła i wynikających z niego skutków. Sprzeczali się z aniołami niebieskimi mówiąc, że Bóg zwiódł swój lud i że oni wraz ze swoją światłością i swoją mocą nie skłonią świata do uwierzenia, że Chrystus przyjdzie. Pomimo, że szatan starał się zamknąć im drogę i odwrócić umysły ludzkości od owego światła, aniołowie Boży dalej prowadzili powierzone sobie dzieło”. […]
„Jezus ze wszystkim zastępami anielskimi spoglądali z upodobaniem na wierne czekające dusze. Ci, którzy odrzucili światło pierwszego poselstwa anielskiego (czyli zwiastowania, że Jezus Chrystus przyjdzie w roku 1843– uw. SK) i sprzeciwili się (oznaczaniu daty – uw. SK), stracili światło drugiego i nie mogli korzystać już ani z mocy, ani wspaniałości, która towarzyszyła poselstwu: <Oto oblubieniec idzie!>. Jezus odwrócił się od nich z zachmurzonym obliczem, gdyż wyszydzili Go i odepchnęli. Ci zaś, którzy poselstwo to przyjęli, otoczeni zostali obłokiem chwały”. […]
„Poselstwo dane z nieba pogrążyło szatana i jego aniołów w wielki gniew i zwiodło tych, którzy udawali, że Jezusa kochają, ale przyjściem jego wzgardzili i do tego jeszcze nienawidzili i wyszydzali wierne, ufające dusze. Ale anioł spisał sobie każdą obrazę, każde niedbalstwo, każde bezprawie, jakie od swych braci z imienia musiały znieść dziatki Boże”. […]
„Widziałam, że Jezus odwrócił swe oblicze od tych, którzy odrzucili i pogardzali Jego przyjściem (czytaj: wyznaczaniu dnia jego przyjścia – uw. SK) i potem nakazał aniołom wyprowadzić swój lud spośród nieczystych, żeby się nie zanieczyścił. Ci którzy poselstwu byli posłuszni, wystąpili odważnie i złączyli się razem; święta światłość oświecała ich […]” („Doświadczenia…” s. 212-215 lub „Wczesne Pisma” s. 246-250);
„… Aniołowie zostali posłani do pokornych, oddanych dusz i skłonili je do podniesienia okrzyku: <Oto oblubieniec idzie, wynijdźcie Mu naprzeciw!>. Chcieli oni, by świadectwo to, że łańcuch proroczego czasu sięga do 1844 roku, zmusić do milczenia, jak również tych, którzy głoszenie o tym uważają za swój obowiązek. Wierzący, że Jezus już idzie, wyjaśnili swój błąd w sposób bardzo jasny, podając przyczynę, dla której w roku 1844 oczekiwali przyjścia Pana. Przeciwnicy zaś w niczym nie mogli udowodnić swego zdania […] (sic! – SK)”. (tamże, s. 203 lub „Wczesne Pisma” s. 237).
Ellen White nie może także ukryć tego, że po pierwszym wielkim rozczarowaniu, nastąpiło w szeregach millerystów wielkie zamieszanie, którego skutkiem był fanatyzm, uleganie wizjonerstwu oraz niezdrowa egzaltacja – typowe objawy występujące po krachu rozbudzającego wielkie nadzieje i oczekiwania, zwodniczego ruchu:
„W tym czasie zaczęły powstawać nowe idee. Niektórzy pozornie wierzący poselstwu odrzucili Słowo Boże, jako nieomylnego przewodnika (w rzeczywistości, to milleryści zlekceważyli słowa Pana Jezusa z Mk 13,32 – uw. SK), uznali siebie za prowadzonych bezpośrednio przez Ducha Świętego (i znów – niestety – specyfikacji tej najbardziej odpowiada casus Ellen G. White! – uw. SK) i poddali się własnym uczuciom i urojeniom. Inni objawiali ślepą, świętoszkowatą gorliwość i potępiali wszystkich, którzy nie pochwalali ich fanatyzmu. Ich fanatyczne pojęcie i czyny nie znajdowały uznania u większości ówczesnych wyznawców drugiego adwentu […]” („Wielki bój” s. 290).
„Głoszenie powtórnego przyjścia Pana nie było jeszcze przyczyną fanatyzmu i rozłamu. Te zjawiska pojawiły się latem 1844 roku, kiedy to oczekujący Chrystusa znaleźli się w trudnym położeniu. Głoszenie pierwszego poselstwa anielskiego i <krzyk o północy> były raczej środkiem zmierzającym do zapobieżenia wszelkim rozłamom i fanatyzmowi. Uczestnicy tego kierunku pełni byli wzajemnej miłości i miłości do Jezusa, którego rychło oczekiwali. Jedna wiara, jedna błogosławiona nadzieja wznosiły ich ponad jakiekolwiek ziemskie oddziaływanie i była tarczą przeciwko napaści szatana […]” (tamże, s. 292.293 ).
Dodajmy jeszcze jedną opinię tejże autorki, aby obraz tamtego czasu, a szczególnie jej własny wizerunek był dopełniony:
„Od czasów apostolskich żaden wielki ruch religijny nie był tak wolny od niedoskonałości, jak ruch jesienią 1844 roku. Jeszcze po upływie wielu lat ci, którzy brali w nim udział i wiernie stali na gruncie Prawdy, odczuwali wpływ tego błogosławionego dzieła i świadczyli, że pochodziło od Boga” (tamże s. 295).
Podobnych cytatów można byłoby przytaczać więcej, ale przytoczone pozwalają dostrzec prawdziwego ducha adwentystycznej prorokini. Zaś jej postawa jest wykładnikiem stanu duchowego oraz metod działania i interpretacji Słowa Bożego przywódców i prowadzonych przez nich zwolenników ruchu millerowskiego.
Ale dla Ellen G.White nie było straconych pozycji.
Była to osoba, która z każdej sytuacji, dokonując karkołomnych przeskoków i spekulacji, nie tylko starała się wyjść „cało”, ale zarazem starała się, by oczernić i pognębić swoich doktrynalnych przeciwników. Typowy tego przykład znajdujemy w następującym cytacie:
„… Kiedy lud złączył się z wezwaniem drugiego anioła, troskliwie zapisywały zastępy anielskie powodzenie poselstwa… Gdy z ust szyderców (tj. tych, którzy sprzeciwiali się ustanawianiu daty przyjścia Pana – uw. SK) padły słowa: <Wyście przecież nie zostali wniebowzięci!>, zapisał je sobie jeden z Aniołów. Anioł rzekł <Wyszydzają Boga!>. Ukazano mi podobny grzech za czasów Eliasza. Eliasz był wzniesiony do nieba, a płaszcz jego spadł na Elizeusza. Potem podbiegli bezbożni chłopcy, którzy szli za Elizeuszem i drwiąc wołali: <Wznieś się łysy! wznieś się łysy!> Ubliżając słudze Bożemu, ubliżali samemu Bogu i zaraz spotkała ich kara. Również i ci ( tzn. chrześcijanie, którzy byli przeciwni oznaczaniu daty przyjścia Chrystusa – uw. SK) zostaną dotknięci gniewem Boga[…]” („Doświadczenia i Widzenia” s.213 lub „Wczesne Pisma” s.247-248).
Przeciwników oznaczania dnia przyjścia Pańskiego, którzy chcieli przywieść do upamiętania millerystów, E. White czyni grzesznikami wyszydzającymi Boga! Apele tych ludzi, kierowane do millerystów po rozczarowaniu „roku 1843”, ich mocny argument: „Wy przecież nie zostaliście wniebowzięci, jak to zapowiadaliście! A więc po co wyznaczacie kolejny termin i narażacie siebie na kolejne rozczarowanie, zaś prawdę o powtórnym przyjściu Pańskim na ośmieszenie?! – te słowa Ellen White poczytuje za obrazę i zniewagę Boga! Za te słowa grozi im sądem Bożym! A przy tym doszukuje się analogii tych zdarzeń do sytuacji z czasów Elizeusza, podczas gdy tamta starożytna sytuacja jest dokładną odwrotnością sytuacji millerystów. Bo tam niepobożna młodzież szydziła z męża Bożego, wiernego i posłusznego słowu Pana! Zaś po „roku 1843” posłuszni Bogu i trzymający się Jego Słowa ludzie wierzący, starali się przywieść do upamiętania zwolenników zwodniczego ruchu.
A wszystko to <prorokini> pisze w wiele lat po roku 1844, który był klęską ruchu millerowskiego, gdy z odległej perspektywy mogła krytycznie ocenić to, co się wówczas stało i wyciągnąć właściwe wnioski. Wszak w roku 1844 ona miała zaledwie 17 lat! I nie była jeszcze wówczas prominentnym działaczem ruchu, ale „tylko” gorliwym jego zwolennikiem, aktywnie działając wśród rówieśników. Można byłoby zatem oczekiwać, że po latach, ujrzy sprawy w ich właściwym kształcie i wymiarze. Niestety, nic takiego się nie stało. Wprost przeciwnie, odnosi się wrażenie, że z biegiem lat E. White coraz bardziej usztywnia swoje, pierwotne stanowisko; po wielu latach nie umie i nie chce uznać rzeczy i rozstrzygnięć oczywistych – gotowa gnębić swych doktrynalnych przeciwników zawsze, wszędzie i wszelkimi dostępnymi środkami.
I gdybyż chociaż przyznała, że swoje argumenty czerpie z własnych przemyśleń, gdybyż broniła się wnioskami i wrażeniami, jakie dyktowały jej serce i umysł. Tymczasem ona powiada, że wszystkie obrazy i słowa potępienia ukazał jej Pan w widzeniu; wszystkie własne sądy „wkłada” w usta Jezusa i Bożych Aniołów!
Oczywiście, jest to obliczone na odpowiedni efekt. E. White – tym bardziej po latach – musiała sobie dobrze zdawać sprawę z kruchości argumentów, jakimi milleryści dysponowali w dyskusji z opozycją. Stąd „musiała się rozejrzeć” za argumentami pomocniczymi, podpierającymi walącą się konstrukcję. Uznając więc ogólnie znaną zasadę, że „najlepszą obroną jest atak”, zaatakowała przeciwników, rzucając na szalę swój… <charyzmat proroczy>!
To w jej mniemaniu rozwiązywało dwie sprawy: (1) dawało <duchową podbudowę> skompromitowanemu ruchowi, w którym <Bóg objawił się przez proroka>; (2) pozwalało treścią <widzeń danych od Boga> atakować przeciwników. A że treść i przesłanie tych <widzeń> sprzeciwiały się nauce Słowa Bożego, a nawet ze zdrowym rozsądkiem? – Tym Ellen White, ani reszta przywódców rodzącego się, a potem krzepnącego Kościoła Adwentystów DS, wyraźnie nie zamierzała się przejmować.
W tym miejscu godna jest podkreślenia jedna z wypowiedzi E.White o opozycji: „…Wierzący, że Jezus Chrystus już idzie […]. poddali jasno przyczynę, dla której oczekiwali przyjścia Pańskiego w roku 1844, zaś przeciwnicy w niczym nie mogli udowodnić swego zdania” (sic!).
Tak twierdzili milleryści latem i wczesna jesie nią roku 1844. To twierdzi <prorokini> adwentyzmu nawet po latach. Tymczasem jednak kolejne wypadki dowiodły czegoś zgoła przeciwnego…
Czas płynął…
(c.d.n.)
Przypisy:
-
Określenie „rok 1843”, z którymi spotykamy się w opracowaniach poświęconych ruchowi millerowskiemu, nie odnosi się oczywiście do roku 1843 wg kalendarza żydowskiego, lecz do roku 1843 kalendarza chrześcijańskiego, z tym wszakże uzupełnieniem, że w kalendarz chrześcijański wpisano liturgiczny rok żydowski, rozpoczynający się w żydowskim miesiącu Abib (Nisan). To sprawia, że ów „rok 1843” rozciąga się „od marca 1843 do marca 1844 r). Trzeba o tym pamiętać, jeśli chce się zrozumieć meandry ruchu millerowskiego, a także wypowiedzi E.White, gdy pisze ona o „rozczarowaniu roku 1843”.
-
Należy tutaj wymienić Jozue Himesa, Joziaha Litcha, Charlesa Fitcha, Jakuba White, Samuela Snowa i innych.
-
Warto tu odnotować interesującą informację o tym, że rewelacje Samuela Snowa zaskoczyły zupełnie Millera: „Podczas tego jak William Miller i Jozua Himes wygłaszali serię swych wykładów w Cincianatti, dowiedzieli się o niezwykłej uchwale, jaką powzięli ich bracia na Wschodzie, którzy po raz pierwszy zaproponowali ustalenia określonej daty przyjścia Chrystusa. Zmusiło to Millera i jego towarzysza do zastanowienia się nad nowo ustaloną datą powrotu Pana, 22 października 1844 roku” (Historia Kościoła ADS, Zeszyt I s.58).
-
por. „Historia kościoła Adwentystów DS” Zeszyt I, s. 58.
-
Oczywista konstatacja, której wszak nie mogli nie dokonać milleryści, a potem przywódcy rodzącego się Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego, bynajmniej nie powstrzymała ich od dyskontowania tego tekstu (a także Mt 25,5) dla celów konfesyjnych (por. E.G.White „Wielki Bój” s. 288-290).