Boża droga do wyleczenia (3)

image_pdfimage_print

Rozdział 3

Od jakiegoś czasu nie mogę się oprzeć przykremu zdziwieniu, gdy widzę z jaką obojętnością wielu biblijnie wierzących chrześcijan przechodzi obok wspaniałej rady Słowa Bożego, która została zapisana w Liście ap. Jakuba 5,14-16:

  • „Choruje ktoś między wami? Niech przywoła starszych zboru i niech się modlą nad nim, namaściwszy go oliwą w imieniu Pańskim. A modlitwa płynąca z wiary uzdrowi chorego i Pan go podźwignie; jeżeli zaś dopuścił się grzechów, będą mu odpuszczone. Wyznawajcie tedy grzechy jedni drugim i módlcie się jedni za drugich, abyście byli uzdrowieni. Wiele może usilna modlitwa sprawiedliwego”.

 

Choroby i cierpienia, ból, kalectwo i śmierć, to stali towarzysze ludzkiej doli. Nie omijają one także nas i naszych rodzin. Nosimy naszych bliskich na rękach modlitwy, a wielokrotnie, gdy nadchodzi informacja o kolejnym trudnym przypadku, ogłaszamy to w zborach, aby wspólnie się modlić i pościć. I tak jest dobrze. Tak być powinno. Czy jednak to już wszystko, co możemy  zrobić? A co z radą z Listu ap. Jakuba?

Istnieje jakiś dziwny opór, nie wiem czy dyktowany onieśmieleniem, albo lękiem, że nie będziemy wysłuchani? Lęk ten powoduje, że – mówiąc obrazowo – nadkładając drogi, szerokim łukiem obchodzimy radę Słowa Bożego. A na tej <obwodnicy> już czekają doradcy, którzy kierują nas do <posiadających moc>  uzdrowicieli… I coraz to słychać, że ten i ów ze współwierzących odwiedził bioenergoterapeutę lub innego znachora, a tam był diagnozowany za pomocą wahadełka;  także ono wskazało, jakie leki są dla niego wskazane; „I ten człowiek mi pomógł!”. – Jaka szkoda, że nie Bóg!

 

Z radością i satysfakcją chcę jednak dodać, że rady ap. Jakuba usłuchało już szereg osób. I gdy ogarniam pamięcią okres minionych lat, to w przypadku przynajmniej kilkunastu z tych osób mieliśmy do czynienia ze zdumiewającą Bożą interwencją:

  • Pamiętam na przykład brata Jana S. Z Bielska, który wbrew swemu stanowi, ku zdumieniu lekarzy, niemal nie mając już płuc, po zastosowaniu rady z Listu ap. Jakuba żył jeszcze niemal cztery lata! Dodam, że o tyle właśnie prosił Boga przy obrządku pomazania!
  • Wspominam siostrę Dorotę Cz. Z Wrocławia (ostatnie stadium raka), którą Pan wprawdzie odwołał w trzy tygodnie po pomazaniu olejem, ale od chwili obrządku zabrał jej całkowicie ból i bez morfiny doczekała spokojnie dnia śmierci. Jest to zdumiewające, gdyż do tamtej chwili dwukrotnie w ciągu dnia podawane najsilniejsze dawki morfiny nie wystarczały w jej cierpieniu!
  • Z bliższych nam w czasie przypadków, mam w pamięci siostrę Grażynę G. Z Prudnika, matkę małych dzieci, u której stwierdzono rodzaj nowotworu, który nie dawał żadnych szans przeżycia, a która po powierzeniu jej stanu Bogu i po pomazaniu olejem, ku zdumieniu lekarzy w niedługim czasie okazała się być zupełnie zdrowa – i tak jest do dziś!
  • Nie mogę nie wspomnieć kilkuletniego Symeona C. z Brennej, który chory na chorobę nowotworową, po wielu operacjach, naświetlaniach i innych próbach ratowania mu zdrowia i życia – najpierw na onkologii w Bytomiu, a potem w warszawskim Centrum Zdrowia Dziecka – oczekiwał, zdawało się już tylko na śmierć. I on, po dokonaniu obrządku pomazania olejem i modlitwie z włożeniem rąk starszych zboru – powrócił całkowicie do zdrowia. Za każdym razem wzruszenie chwyta mnie za gardło, gdy mam okazję widzieć go biegającego wraz z innymi dziećmi w wesołej zabawie.

 

Takich przykładów jest więcej. Owszem, w innych przypadkach Boża odpowiedź na nasze prośby brzmiała: NIE. Nieraz daremnie oczekiwaliśmy odmiany i jedyna droga, jaką jeszcze przychodziło nam przebyć, prowadziła na cmentarz.

*   Nie zapomnę na przykład małego Jirego C. z Ostravy (Czechy). Ośmioletniego, nad wiek rozwiniętego inteligentnego i uduchowionego chłopczyka, którego bezlitośnie niszczył rak mózgu Do dziś dźwięczą mi w pamięci słowa jego modlitwy przed obrządkiem pomazania olejem: „Panie Jezu! Ja Cię proszę, przywróć mi zdrowie. Ty możesz to zrobić… Ty masz moc… Uzdrów mnie i pociesz mamusię i tatusia. Bądź z nimi, bądź ze mną… Uzdrów mnie! Panie Jezu, nie odrzucaj mojej prośby!…”. – Zmarł po miesiącu.

Zauważyliśmy jednak coś znamiennego w sytuacjach, gdy brak było doraźnej interwencji. Bóg udzielał siły do znoszenia krzyża i to zarówno chorym jak ich opiekunom. Nagle stwierdzali, że patrzą na chorobę, cierpienia i związane z nimi uciążliwości innymi oczami. – Czyż nie była to Jego odpowiedź i dowód opieki?!

 

Zastanawiając się nad ową dziwną wstrzemięźliwością w korzystaniu z rady ap. Jakuba dostrzegłem, że częstym powodem jest lęk: „A co będzie, jeśli nie zostanę uleczony?”…

Trzeba powiedzieć wyraźnie, że w każdym indywidualnym przypadku decyzja należy do Boga. To On jest Panem i On decyduje w każdej sprawie. Przypomnijmy sobie słowa z Modlitwy Pańskiej: „Bądź wola Twoja”. I nie zapominajmy o modlitwie Jezusa Chrystusa: „Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty, niech się stanie!’ (Mk 14,36 BT).

Pan Bóg nie jest od spełniania wszelkich naszych życzeń; On podejmuje decyzje, jakie Sam uznaje za słuszne i korzystne przede wszystkim dla naszego zbawienia. Często spełnia jednak te z  próśb dotyczących naszego ziemskiego losu, które nie kolidują z Jego wolą. O tym nie możemy zapominać. Jest to lekcja realizmu i chrześcijańskiej pokory. Powierzenie Mu w modlitwie naszego zagrożonego zdrowia czy życia, w każdym przypadku jest w równej mierze aktem wiary, co aktem zaufania! Zaufania, którego nie cofamy niezależnie od tego, jaka będzie Jego decyzja; to zawierzenie Mu na dobre i złe, to prośba o działanie i zgoda na brak działania. – Kto w tym duchu podejdzie do problemu, wyzbędzie się paraliżującego lęku.

 

Jeszcze jedna ważna sprawa, o której z naciskiem mówi ap. Jakub (5,15).16): wyznanie popełnionego grzechu, jako warunek otrzymania uzdrowienia.

W tych słowach nie ustanowiono instytucji katolickiego konfesjonału. Zostało natomiast podkreślone, że aby otrzymać uzdrowienie, trzeba najpierw wyznać ewentualny grzech, który mógł się stać przyczyną choroby.

Jest charakterystyczne, że opisane w ewangeliach uzdrowienia, były poprzedzone odpuszczeniem grzechów. Tak było w Kafarnaum, gdy poprzez rozebrane poszycie dachu opuszczono do Jezusa sparaliżowanego człowieka. Nie ma wątpliwości, że jego choroba była spowodowana przez jego grzech. Jezus nie uzdrowił jego ciała wcześniej, dopóki – prawdopodobnie widząc jego skruchę i wyznanie czynione w duchu – nie odpuścił mu grzechu („Synu, odpuszczone są grzechy twoje” – Mk 2,5); potem uwolnił go także od paraliżu. Na to samo zwrócił uwagę, gdy uleczył chorego przy sadzawce Betezda: „Oto wyzdrowiałeś; już nigdy nie grzesz, aby ci się coś gorszego nie stało”. (Jan 5,14).

Dlatego każdy chory powinien zrobić swój rachunek sumienia; sprawdzić, czy jego cierpienie nie jest aby skutkiem jakiegoś nie wyznanego i wciąż ukrywanego grzechu. Choć powinniśmy pamiętać, że może być zgoła inaczej, a dlatego tej zasady nie wolno stosować automatycznie! Bo przypomnijmy zdarzenie, gdy Jezus spotkał na Swej drodze człowieka ślepego od urodzenia: „I zapytali go uczniowie jego, mówiąc: Mistrzu, kto zgrzeszył, on czy rodzice jego, że się ślepym urodził? Odpowiedział Jezus. Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, lecz aby się na nim objawiły dzieła Boże” (Jan 9,2.3). Nie inaczej było w przypadku Hioba.

 

Rachunek sumienia wykaże choremu czy jest coś, co powinien wyznać i usunąć ze swego życia. Nikt tego za niego nie zrobi, „bo któż z ludzi wie, kim jest człowiek, prócz ducha ludzkiego, który w nim jest?” (1 Kor 2,11).

Znam przypadki, gdy chory nie był w stanie prosić o pomazanie olejem, bo blokowało go nieczyste sumienie. Wszystko zmieniało się, gdy grzech został  wyznany! I zawsze czymś głęboko poruszającym i wspaniałym był dla mnie widok rozjaśnionej i ufnej twarzy takiego brata czy siostry, a potem wiadomość, że Bóg w cudowny sposób interweniował przywracając zdrowie! Możemy powiedzieć, że w każdym takim przypadku miały miejsce dwa uzdrowienia – ducha i ciała. Zaprawdę, Boże rady są najcenniejsze; kto ich słucha i zgodnie z nimi postępuje, otrzymuje obfite błogosławieństwo!

 

(c.d.n.)

Bible