„Lepiej iść do domu żałoby”…

image_pdfimage_print

 

 

Lepiej iść do domu żałoby, niż iść do domu biesiady;

bo tam widzi się kres wszystkich ludzi,

a żyjący powinien brać to sobie do serca.

Lepszy jest smutek niż śmiech,

bo gdy smutek jest na twarzy,

serce staje się lepsze”… (Kazn.Sal. 7,2.3).

 

W pierwszym czytaniu słowa Mędrca Pańskiego budzą zdziwienie, a nawet sprzeciw. Bo czyż nie są nam milsze miejsca i przeżycia dobre – doznania przyjemne i radosne?… Przed smutkami chętnie uciekamy; smutków zawsze mamy w nadmiarze!

Ale w zacytowanych słowach jest ukryta ważna prawda o nas samych.

Pan Bóg, który nas stworzył „na Swój obraz i podobieństwo”, obdarzył umysłem zdolnym do dedukcji i abstrakcyjnego myślenia oraz wyższą uczuciowością, wie, że właśnie w chwilach smutku, gdy wstrząśnięci czyimś lub własnym nieszczęściem, cierpimy – otwierają się nasze duchowe oczy i zaczynamy dostrzegać sprawy dotąd jakby nieważne, lub niedoceniane, wciąż spychane na bliżej nieokreślone <później>… Na widok nieszczęścia – wypadku, śmierci, także wtedy, gdy uczestniczymy w uroczystości żałobnej, nabieramy dystansu do codzienności. Nagle przestaje nam się śpieszyć! Brutalnie i boleśnie konfrontowani ze sprawami ostatecznymi, zaniepokojeni w sercu, pytamy o sens życia i … o przyszłość! Naszą. Osobistą. Wieczną przyszłość. – Bo przecież nie wszystko kończy się w grobie1

Wciąż na nowo zdumiewa mnie szybkość,

z jaką umierający przechodzi ze swego <dziś> – do wieczności! Ostatnim błyskiem gasnącej świadomości ogarnia jeszcze sytuację w jakiej się nagle znalazł – zaraz potem zasypia snem śmierci – zaś kolejnym świadomym momentem będzie dla niego chwila zmartwychwstania! I mimo, że na Ziemi, płynący czas poukłada dni w tygodnie, tygodnie w miesiące, a miesiące w lata – dla umarłego te dwa momenty nastąpią jakby bezpośrednio po sobie. Całkowicie niezależnie od tego, czy spoczywał w grobie tysiące lat, czy tylko miesiące, lub dni…

Śmierć, która kończy nasze doczesne bytowanie, jest snem. Mocnym snem – bez marzeń sennych, i bez koszmarów. Bez świadomości: „Wiedzą bowiem żywi, że musza umrzeć, lecz umarli nic nie wiedzą… Zarówno ich miłość, jak ich nienawiść, a także ich gorliwość już dawno minęły; i nigdy już nie mają udziału w niczym z tego, co się dzieje pod słońcem… W krainie umarłych, do której idziesz, nie ma ani działania, ani zamysłów, ani poznania, ani mądrości” (Kazn.Sal. 9,5.610). Ci, którzy powierzyli swe życie Bogu i przyjęli Jezusa Chrystusa jako swego osobistego Zbawiciela, zmartwychwstaną w dniu Jego chwalebnego powtórnego przyjścia. Obdarzeni nieśmiertelnością, w nieskazitelnych, duchowych ciałach zostaną zabrani przez Jezusa do „DOMU OJCA” (Jan 14,1-3; 1 Tes 4,13-17)! Natomiast ci, którzy zaniedbali konieczne przygotowanie i do śmierci chodzili drogami grzechu, wstaną potem – na SĄD OSTATECZNY (DzAp 17,31)!

Mimo tylu zawodów i rozczarowań nami,

Pan Bóg wciąż odwołuje się do ludzkiego rozsądku. On wie, jak do nas trafić; dlatego co pewien czas posyła w nasze życie smutek, dotyka nas tragediami, konfrontuje ze śmiercią. Wszystko po to, byśmy zrozumieli kim jesteśmy, jaki jest cel naszego pobytu na tej planecie, i jaka najważniejsza sprawę mamy tu do załatwienia. Chce, byśmy przyjęli ŻYCIE, które okupił Swoją męczeńską śmiercią Jego jednorodzony Syn. – Nie chce, abyśmy zginęli na zawsze…

Bardzo często w dniach żałoby pada pytanie: DLACZEGO?… Jest to dramatyczne pytanie, na które trudno znaleźć odpowiedź. Zwłaszcza wtedy, gdy wydarzyła się śmierć przedwczesna… gdy pozostały małe dzieci…

Osobiście jestem głęboko przekonany, że wszystko na co Stwórca zezwala, ma sens. Także nagła, przedwczesna śmierć, która dramatycznie odbija się na życiu tych, którzy pozostali… Nie potrafię zgłębić Bożej myśli, ani wyśledzić Jego zamiarów. Ale jestem przekonany, że sensem podstawowym śmierci wielu ludzi, jest szansa refleksji dana żyjącym w związku z tą śmiercią i podczas uroczystości żałobnej. Już wielokrotnie stwierdzono, że pierwszy duchowy impuls, który doprowadził niektórych ludzi do upamiętania i nowonarodzenia, zrodził się właśnie na cmentarzu! To tam, Słowo Boże zwiastowane nad otwartą mogiłą, pobudziło ich do refleksji nad życiem i śmiercią, zbawieniem i potępieniem – refleksji, której być może nie doświadczyliby bez zaistniałej tragedii.

Ale w związku z tym ktoś powiedział, że jest to zbyt wysoka cena!…

Nie zgadzam się z tą opinią. Życie doczesne na pewno nie jest zbyt wysoką ceną za życie wieczne! Podczas jednego z pogrzebów, gdy oddawaliśmy ziemi ciało naszego zaledwie 25-letniego brata – męża i ojca maleńkiej dziewczynki – powiedziałem do ojca Zmarłego (który nie jest jeszcze biblijnym chrześcijaninem): „Przyjmij i przemyśl te słowa – śmierć Mariusza będzie miała głęboki sens wtedy, gdy ty przyjdziesz do Boga! Wiem, że on modlił się o twoje nawrócenie; jego słowa nie wystarczyły, teraz przemawia do ciebie przez swoją śmierć”…

Dowodem pamięci i szacunku dla zmarłego są kwiaty,

jakie składamy na jego mogile> To miły i wzruszający, godny uznania obyczaj, zwłaszcza gdy te kwiaty są wyrazem autentycznej , szczerej sympatii i przywiązania, i równie szczerego żalu.

Ale przynosząc kwiaty zmarłym, nie powinniśmy zapominać o żywych!

Ta, zrodzona na cmentarzu refleksja, może wnieść w zwykłe, codzienne życie nową jakość. Przynośmy kwiaty żywym – żonie, mamie, babci. Niekoniecznie z okazji – takiej czy innej. Przynośmy je bez okazji. Ale nie tylko kwiaty. Okazujmy sobie nawzajem zainteresowanie i sympatię, życzliwość i przywiązanie, szacunek, przyjaźń, miłość… Wszystko to, co czyni nasze trudne życie znośniejszym i lepszym. I na co nas stać. Róbmy to, gdy jeszcze jest możliwe – gdy osoby wobec których możemy tak się zachowywać, są jeszcze z nami; „Śpieszmy się kochać ludzi – tak szybko odchodzą…”

  • Dlaczego nie powiedziałam mojej mamie, jak bardzo ją kocham?!…
  • Tak bardzo kochałem mojego syna! Dlaczego nigdy mu tego nie powiedziałem?!
  • |Gdyby wróciła się jedna godzina… jedna chwila…”

Niestety, czas nigdy się nie cofa, i nie daje nikomu <drugiej szansy>. To zdarza się jedynie w filmach science fiction, nie w życiu. Ani ci, którzy zmarli, nie mogą już nic zmienić czy poprawić – odchodzą, „a uczynki ich idą za nimi” (Obj 14,13). Ani my, [jeszcze] żywi, nie możemy im już niczego ofiarować… Ale obok nas wciąż żyją inni ludzie. I to im możemy okazać serce, i do nich wyciągnąć rękę! Dopóki są z nami.

Żałobne uroczystości

nie wprowadzają jedynie nastroju smutku i przygnębienia. Patrząc na doczesne szczątki człowieka, wyjątkowo dobitnie uświadamiamy sobie, czym jest chrześcijańska, oparta na Ewangelii NADZIEJA. Wierząc Chrystusowi żyjemy oczekiwaniem ZMARTWYCHWSTANIA, które nastąpi w dniu Jego powtórnego przyjścia. Bo wiecznym powołaniem nowonarodzonych chrześcijan nie jest ŚMIERĆ, lecz WIECZNE ŻYCIE! Dlatego nad grobami naszych zmarłych nie prosimy: „Wieczne odpoczywanie racz im dać, Panie” Przeciwnie, żegnamy zmarłych w nadziei spotkania się z nimi w dniu zmartwychwstania!

W chwili rozstania jesteśmy smutni i płaczemy, jednak – nie rozpaczamy! A to ogromna różnica. Niezwykle znamienny jest tutaj fakt, że Nowy Testament na określenie śmierci kończącej doczesną drogę ludzi wierzących, bardzo często używa określenia „sen” – gdyż doczesna śmierć jest tylko snem, z którego zostaniemy obudzeni:

  • A nie chcemy, bracia, abyście byli w niepewności co do tych, którzy ZASNĘLI, abyście się nie smucili, jak drudzy, którzy nie mają nadziei. Albowiem jak wierzymy, że Jezus umarł i zmartwychwstał, tak też wierzymy, że Bóg przez Jezusa przywiedzie z nim tych, którzy ZASNĘLI.

A to wam mówimy na podstawie Słowa Pana, że my, którzy pozostaniemy przy życiu aż do przyjścia Pana, nie wyprzedzimy tych, którzy ZASNĘLI. Gdyż sam Pan, na dany rozkaz, na głos archanioła i trąby Bożej zstąpi z nieba; wtedy najpierw powstaną ci, którzy UMARLI w Chrystusie.

Potem my, którzy pozostaniemy przy życiu, RAZEM Z NIMI porwani będziemy w obłokach w powietrze, na spotkanie Pana; I TAK ZAWSZE BĘDZIEMY Z PANEM”(1 Tes 4,13-17).

Jakaż to wspaniała obietnica!

Ileż optymizmu i radosnego oczekiwania jest w tych słowach!

I właśnie z tego powodu ap. Paweł, zwiastun tej dobrej nowiny, nie mógł zakończyć inaczej niż wezwaniem: „Przeto pocieszajcie się nawzajem tymi słowy” (1 Tes 4,18).

Biblia 005