6.Ofiary zwiedzenia…

image_pdfimage_print

Z ogromną osobistą przykrością, a chwilami wręcz z przerażeniem patrzę na osoby z kręgu ewangelicznych chrześcijan, które jakby straciły duchowy rozsądek i ogłuchły na głos Boga! Wielu ze znanych mi z twarzy i bezpośrednich spotkań ludzi, kiedyś całkowicie oddanych Bogu i poświęconych w służbie, którzy przyjmowali i zaczynali przestrzegać nieznane im wcześniej prawdy biblijne, osoby trzeźwe w ocenach i jednoznaczne w chrześcijańskiej postawie – dziś wyraźnie tracą duchowe rozeznanie i ulegają podstępom „wielkiej nierządnicy” (Obj 17,1-6)!

Kilka miesięcy temu w rozmowie telefonicznej jedna z takich osób z przejęciem opowiadała mi o swej fascynacji spotkaniami, jakie młodzi katoliccy aktywiści organizują w jej okolicy. Zachwyt mego rozmówcy wzbudziła otwartość katolickich liderów, którzy chętnie zapraszają osoby z kręgów protestanckich, udzielają im głosu w dyskusjach i głośno okazują radość z ich obecności:

  • Jestem pod wrażeniem, jak budujące rozważania i dyskusje oni prowadzą!… W tamtym miesiącu tematem było <Kazanie na Górze>, a ostatnio <Modlitwa Pańska>!… Jakież bogactwo myśli, i ile głębi w wypowiedziach dyskutantów, aż się nie chce wierzyć, że to katolicy… Uwierz mi, że coś się zmienia w kościele katolickim! To jest już jakby inne wyznanie… Myśmy do tej pory byli wobec nich bardzo krytyczni… myślę, że za bardzo!… I chyba już czas, abyśmy na nich spojrzeli innymi oczami… Jestem przekonany, że zamiast z sobą walczyć, moglibyśmy zacząć współpracę… I zamiast się dzielić, wspólnie chwalić Boga!… Czy wiesz, cośmy od nich ostatnio usłyszeli? – Powiedzieli, że dziękują nam za Reformację!!! Że dzięki temu doszło u nich do przebudzenia; <Wy zaczęliście Reformację, a my ją teraz dokończymy!> – powiedzieli … Sam powiedz, czyż nie jest to działanie Ducha?! … Coś się zmieniło, to już nie jest społeczność, którą nazywaliśmy <Babilonem> i <wszetecznicą>… Dlatego, gdy zaproponowali wspólnotę w modlitwie, nie miałem nic przeciwko temu…”

Słuchałem i nie wierzyłem własnym uszom, zdumiony tym, co mówił, i tym, jak mówił. Bo jego słowa i ton świadczyły nie tylko o wielkiej fascynacji opisywanymi sprawami. Była w nich także wyraźnie sygnalizowana gotowość do aktywnego zaangażowania się we współpracę z rzymskokatolickimi aktywistami! Odpowiedzi na pytania, jakie mu w międzyczasie zadałem – a w naszej rozmowie przez dłuższy czas ograniczałem się wyłącznie do pytań – nie pozostawiały wątpliwości, że tak właśnie myśli, i tak właśnie czuje.

I dlatego w jakimś momencie, gdy już nie miałem wątpliwości, że go dobrze zrozumiałem, postanowiłem zabrać głos:

  • Powiedz mi – zacząłem – na czym według ciebie polega odmienność współczesnego katolicyzmu?… Czy władcy znad Tybru odrzucili Podanie Ustne (Tradycję) i teraz swą wiarę opierają wyłącznie na Piśmie Świętym?… Czy odrzucono tam, uprawiane na ogromną skalę bałwochwalstwo?… Czy zarzucono bałwochwalczy kult <królowej niebios>?… Czy rzymski katolicyzm wyznał ze wstydem, że zmienił Boży Dekalog i powrócił do biblijnej wersji Dziesięciu Przykazań?… Czy papież przestał się nazywać <ojcem świętym> i teraz oddaje chwałę Najwyższemu?… Czy przestał się uważać na pontifexa maximusa (najwyższego kapłana), i uznał, że jedynym Najwyższym Kapłanem dla chrześcijan jest Jezus Chrystus?… Czy odrzucono tam <sakrament ołtarza> – tzw. <mszę świętą>, która mówiąc wprost, jest profanacją Ofiary Golgoty?… Na tym oczywiście nie koniec, i ty doskonale wiesz, ile fałszywych nauk i doktryn głosi rzymski katolicyzm… A więc powiedz mi, jakie zmiany się tam dokonały?

Po drugiej stronie na chwilę zapadła cisza, potem usłyszałem trochę jakby niepewne słowa mojego rozmówcy:

  • No nie, w doktrynach nic się nie zmieniło… Ale wiesz, sam fakt, że oni tak poważnie traktują Biblię, pozwala żywić nadzieję, że i te rzeczy z czasem mogą się zmienić… A zresztą, słuchaj, to przecież miłość jest najważniejsza, i właśnie tę miłość trzeba im okazać!… Ja wiem, że ty jesteś – zresztą zawsze byłeś – radykalny, ale może warto raz jeszcze to przemyśleć?…”

Słuchając go, byłem coraz bardziej zdumiony!

Ten sposób mówienia i argumenty, te wyświechtane ekumeniczne slogany o „miłości, która jest najważniejsza” – zupełnie nie pasowały do człowieka, którego wcześniej znałem. Kto jak kto, ale on nie mógł przecież zapomnieć, że prawdziwa, z Boga zrodzona miłość, to nie ckliwe sentymentalne uczucie czy chwytliwe ekumeniczne hasło, lecz postawa serca, autentycznie troszczącego się o ukochane osoby. Jak napisał ap. Jan: „Dzieci, miłujmy nie słowem ani językiem, lecz czynem i prawdą” (1 Jana 3,18)!

Ktoś, kto ma w sercu prawdziwą miłość do Boga, czci Go „w duchu i w prawdzie” (Jan 4,24), zabiega o Jego chwałę i sprzeciwia się wszystkiemu, co ją osłabia i podważa. Czy taki człowiek może się cieszyć duchową jednością z tymi, którzy śmiertelnego i grzesznego człowieka nazywają <ojcem świętym>?!… Czy może odkładać <na później> rozmowę o podstawowych naukach Pisma Świętego?!… Albo cieszyć się, że rzymscy katolicy <dokończą> rozpoczętą w XVI wieku Reformację?!… Osobiście nie mam wątpliwości, że oni chętnie by ją raczej… wykończyli! Bo zresztą od długiego już czasu – od czasu kontrreformacyjnego soboru trydenckiego w. XVI wieku – w sposób przemyślny to właśnie czynią!

To tragiczne rzeczy przemieszanie grozi następną, tym razem ostateczną tragedią. Bo przecież w tym wszystkim Panu Bogu chodzi o zbawienie wierzących, zaś diabłu o potępienie jak największej liczby osób! I to dlatego w dniach ostatecznych, wróg życia raz jeszcze uruchomił swoje sprawdzone w historii narzędzie, jakim jest „człowiek niegodziwości i syn zatracenia”, którego działalność, przedstawiona przez ap. Pawła w II Liście do Tesaloniczan polega głównie na kłamstwie, zaciemnianiu prawdy i manipulowaniu ludźmi:

  • […] A ów niegodziwiec przyjdzie za sprawą szatana z wszelką mocą, wśród znaków i rzekomych cudów. I wśród wszelkich podstępnych oszustw wobec tych, którzy mają zginąć, ponieważ nie przyjęli miłości prawdy, która mogła ich zbawić. I dlatego zsyła Bóg na nich ostry obłęd, tak iż wierzą kłamstwu. Aby zostali osądzeni wszyscy, którzy nie uwierzyli prawdzie, lecz znaleźli upodobanie w nieprawości” (2 Tes 2,3-12).

O tym wszystkim myślałem w czasie naszej rozmowy. Zrozumiałem, że ścieżka, na którą mój rozmówca nieopatrznie wstąpił, zaprowadziła go w niebezpieczny zaułek, a jego umysł, wcześniej poddany Pismu, został zdominowany przez myślenie ekumeniczne. Co mogłem zrobić? Nawiązując do jego ostatniej uwagi o moim radykaliźmie, powiedziałem:

  • Istotnie, od czasu gdy porzuciłem katolicyzm, w sprawach nauki Pisma Świętego byłem i jestem radykalny – czym się zresztą chlubię! Zaś duchowy stan i sytuację kościoła katolickiego przemyślałem i jednoznaczne – stanowczo krytyczne – wnioski, wyciągnąłem już kilkadziesiąt lat temu. A potem, patrząc na ten kościół przez kolejne dziesięciolecia, nie dostrzegłem w nim żadnych korzystnych zmian… Jedynym pocieszeniem było i jest to, że wielu szczerych katolików poznało błędy swego kościoła i posłuszni Bożemu wezwaniu opuścili ten duchowy <Babilon>!… Mówisz, że katoliccy liderzy poważnie traktują Biblię… A niby z czego to wynika? Czy z tego, że ją nieco częściej czytają, albo że potrafią dyskutować o Kazaniu na Górze, lub Modlitwie Pańskiej? A cóż ich to kosztuje i w czym zmienia fałszywe nauki, które głoszą, i fałszywe praktyki, którym się ustawicznie oddają? – W niczym! I to mnie upoważnia do stwierdzenia, że jakimi byli przez kolejne wieki, takimi – mimo kosmetycznych zmian – pozostaną do końca!

  • Ujmujesz to kategorycznie, odpowiedział. A ja dostrzegam pewne zmiany i chcę mieć nadzieję, że dalej coś będzie się zmieniać… I dlatego uważam, że nie powinniśmy się odwracać od kościoła powszechnego. Przeciwnie, trzeba tam iść i okazać im praktycznie nasze chrześcijaństwo! Twoim zdaniem należy im zaraz głosić doktryny, a ja myślę, że im trzeba przede wszystkim okazać miłość i troskę… Na doktryny przyjdzie jeszcze czas… Teraz trzeba ich odwiedzać, wspólnie rozważać Pismo i wspólnie się modlić…”

  • Posłuchaj, ty już od jakiegoś czasu spotykasz się z nimi. Powiedz mi, proszę, czy rozmawialiście już o biblijnych zasadach wiary, i czy – oczywiście delikatnie i z taktem, ale zarazem wyraźnie i stanowczo – przedstawiłeś im zasady Prawdy i ostrzegłeś przed zgubnymi katolickimi błędami? Czy porozmawiałeś o tym przynajmniej z ich liderami?”

  • … No wiesz, to nie ten etap”..

Przerwałem mu:

  • Wybacz, że wchodzę ci w słowo, ale – mówiąc obrazowo – ich dom płonie, a ty, zamiast ich ostrzegać, proponujesz by im mówić rzeczy miłe i przyjemne!… Poznałeś Prawdę Słowa Bożego, ale zamiast jej nauczać, jesteś zauroczony ludźmi, którzy wyraźnie chcą cię z powrotem zaprowadzić do katolickiej owczarni! Zobacz, im się już nawet udało wpoić ci przekonanie, że naskórkowa działalność jaką rozwijają, jest inspirowana przez Ducha Świętego!… I że to oni <dokończą protestancką Reformację>…! Twoim zdaniem nie powinniśmy stronić od kontaktów z katolickimi przywódcami, zrewidować nasz pogląd na rzymski katolicyzm i raczej przestać używać określenia (<Babilon> i <nierządnica>), jakie do tej instytucji odnosi Pismo Święte – bo ona ponoć bardzo się już zmieniła na korzyść… Wybacz, ale to jest twoje zdanie, twój ogląd sytuacji – niestety, błędny. Widzisz coś, czego zupełnie nie dostrzega tam Pan Bóg, który wciąż konsekwentnie ostrzega i stanowczo wzywa Swoje dzieci: „Wyjdźcie z niego, ludu mój, abyście nie byli uczestnikami jego grzechów i aby was nie dotknęły plagi na niego spadające. Gdyż aż do nieba dosięgły grzechy jego, i wspomniał Bóg na jego nieprawości” (Obj 18,4.5). Czy zauważasz, że robisz coś dokładnie przeciwnego?…”

Kończąc rozmowę umówiliśmy się, że powrócimy do tematu podczas bezpośredniego spotkania w naszym domu. Mój rozmówca zapisał sobie nasz nowy adres i obiecał rychłe odwiedziny. Od tamtego dnia minęło już nieco czasu, ale ja wciąż mam nadzieję, że do nich dojdzie.

Każdy taki przypadek napełnia mnie przygnębieniem,

gdyż jest świadectwem tego, jak niebezpieczne są zakazane przez Boga kontakty z Jego zdeklarowanymi przeciwnikami – a tym samym z mocami zła, które ich inspirują i nimi kierują! Najwyższy mówi: „Wyjdźcie z niego ludu mój”! A na innym miejscu, rozwijając myśl, dodaje:

  • Nie chodźcie w obcym jarzmie z niewiernymi; bo co ma wspólnego sprawiedliwość z nieprawością, albo jakaż jest społeczność światłości z ciemnością? Albo jaka zgoda między Chrystusem a Belialem, albo co za dział ma wierzący z niewierzącym? Jakiż układ między świątynią Bożą, a bałwanami?

Myśmy bowiem świątynią Boga żywego, jak powiedział Bóg: Zamieszkam w nich i będę się przechadzał pośród nich, i będę Bogiem ich, a oni będą ludem moim.

Dlatego wyjdźcie spośród nich i odłączcie się, mówi Pan, i nieczystego się nie dotykajcie; a Ja was przyjmę. I będę wam Ojcem, a wy będziecie mi synami i córkami, mówi Pan Wszechmogący (2 Kor 6,14-18).

Jednak niektórzy chrześcijanie, zamiast uszanować Słowo i wolę Najwyższego, gotowi są eksperymentować, wyraźnie zapominając o tragicznym doświadczeniu z Ogrodu Eden, gdzie szatanowi udało się w umyśle pramatki Ewy zaszczepić wątpliwość, co do wydanego przez Stwórcę zakazu. I choć zarówno tam, jak i tu, Pan Bóg stanowczo wyraził Swój pogląd na sprawę, liczni chrześcijanie pytają: „Naprawdę?… A dlaczego?”, i podkreślając swoją autonomię, dodają: „Ejże, nie przesadzajcie… Ja tam nie widzę w tym nic złego!”. Czy można się dziwić, że następstwa takiego zachowania są podobne?!

W tym miejscu słów kilka o odpowiedzialności za innych ludzi.

Każdy, kto podejmuje kontakty ekumeniczne i tym samym wchodzi na śliską ścieżkę liberalizmu powinien pamiętać, że inni mogą – i prawdopodobnie będą – go w tym naśladować. Bo nie żyjemy w próżni, i każdy zaangażowany chrześcijanin musi się liczyć z tym, że ludzie wśród których żyje, w jakimś stopniu będą sobie przyswajać zarówno jego spojrzenie i oceny, jak i poglądy. A także odwzorowywać postępowanie. Niestety, dotyczy to także mojego rozmówcy, który ma spory wpływ na dość liczne grono rodziny i przyjaciół!… Tym bardziej dotyczy to ludzi, którzy przewodzą grupom i wspólnotom wyznaniowym – o czym poniżej.

To, co stało się podczas niedzielnego nabożeństwa

w dniu 3. marca 2014 w Uppsali (Szwecja), wstrząsnęło trzema tysiącami wiernych protestanckiego charyzmatycznego kościoła, Livets Ord (Słowo Życia). To właśnie wtedy jego pastor, Ulf Ekman ogłosił publicznie, że wraz ze swoją żoną Birgittą przechodzą do… kościoła rzymskokatolickiego! Stwierdził, że to Bóg od pewnego czasu stanowczo prowadził ich w tym kierunku, i dodał: „Wiem, że jest to bardzo radykalny krok, ale ja i Birgitte czujemy w tej decyzji wielki pokój i radość”.

Wstrząs był o tyle większy, że Ekman był założycielem tego bardzo prężnego charyzmatycznego kościoła, w którym (wraz z 12 pastorami) usługiwał przez 30 lat. Był także założycielem największej szkoły biblijnej w Skandynawii, a jako przedstawiciel protestanckiego nurtu charyzmatycznego, był zapraszany do dziesiątków państw na całym świecie. Odwiedzał także Polskę i usługiwał na konferencjach, skąd był dobrze znany w środowisku rodzimych charyzmatyków. .Jego wykłady i książki były tu bardzo popularne, choć niektórzy krytycy zarzucali mu, że głosił ewangelię sukcesu (prosperity gospel). Jego przejście na katolicyzm jest ogromnym zaskoczeniem dla wielu jego zwolenników, tak w Polsce, jak i zagranicą.

Ludzie zastanawiają się nad przyczynami tej konwersji.

Jednak, moim skromnym zdaniem, nie ma się czemu dziwić. Bo przecież decyzja Ulfa i Birgitty Ekman jest naturalną konsekwencją przekonań i drogi wiary charyzmatyków, którzy są niezwykle aktywni w ruchu ekumenicznym, dążąc do organizacyjnego zjednoczenia wszystkich chrześcijan w jednym „super-kościele”! Ekmanowie poszli tylko o krok dalej, lub – jak ktoś powiedział – zrobili ten krok szybciej, i ów „super-kościół” odnaleźli w rzymskim katolicyźmie. Przypomnijmy, że – jak m. in. piszą w książce Pielgrzymka z Rzymu, Bartholomew F. Brewer i Alfred W. Furrel – „zdaniem charyzmatyków przez Ducha Świętego różnice pomiędzy denominacjami zanikają i stają się bez znaczenia”. Natomiast elementem podstawowym, jednoczącym wszystkich, są glossolalia, <proroctwa>, oraz różnorakie <objawienia> i <wizje>, w których Chrystus przekazuje pono charyzmatykom – zarówno katolickim jak i protestanckim – Swoją wolę…

To wszystko było obecne w życiu i posługiwaniu Ufla Ekmana, który w marcu 2016 roku, w liście pożegnalnym do wspólnoty „Livets Ord”, przypominając początki swojej wspólnoty i specjalną wizję, jaką wówczas otrzymał od Pana, napisał: „[…] Jedność jest częścią wizji „Livets Ord” od 1983 roku i pozostanie tym szczególnym, niezmiennym powołaniem: <Wyposaż lud Boży w Słowo Wiary i naucz, czym jest duchowa broń, wyćwicz w jej używaniu i poślij na zwycięską bitwę dla Pana!>.

Ale wtedy, w roku 1983, Ekman miał jeszcze dość chłodny stosunek do rzymskiego kościoła. Jak napisała w swym internetowym komentarzu Weronika Pomierna (http://gość.pl/doc/1916814.Pastor-wywraca-swoje-życie): „Ulf Ekman nigdy nie był rozentuzjazmowanym fanem Kościoła katolickiego. Gdy Jan Paweł II, jako pierwszy papież w historii, miał w 1989 r. odwiedzić Szwecję, pastor nie był zachwycony. Publicznie wyrażał swoją krytykę”…

Potem coś zaczęło się zmieniać. Analizując zachodzące zmiany i ich końcowy, zaskakujący wynik, W. Pomierna napisała: „Jest to efekt ponad 10-letniej podróży Ulfa i jego żony Birgitty. Od stereotypowego, typowego dla wielu protestantów, spojrzenia na Kościół katolicki, do zdziwienia i zachwytu. Ponoć już po powrocie z Izraela w 2005 r. (para mieszkała tam przez 3 lata) czuć było większą życzliwość w jego podejściu do katolików. Było to widoczne w publikowanych przez niego tekstach, w coraz większym zaangażowaniu na rzecz ekumenizmu, w gościach, którzy byli zapraszani na coroczną letnią konferencję kościoła „Livets Ord” (Słowo Życia). Wystarczy rzucić okiem na listę prelegentów w 2013 r. Kto mówił o potrzebie odnowienia relacji z Duchem Świętym? – Katolik, kaznodzieja Domu Papieskiego – ojciec Raniero Cantalamessa”…

Dla Birgitte i dla mnie to był stopniowy proces, w którym najpierw odkrywaliśmy nowe rzeczy. Potem dostrzegliśmy wielką miłość do Jezusa i zdrową teologię opartą na Biblii (podkr. SK), oraz klasyczne dogmaty. Doświadczyliśmy bogactwa życia sakramentalnego. Dostrzegliśmy też logikę w posiadaniu solidnej struktury kapłaństwa, która utrzymuje wiarę Kościoła i przekazuje ją z pokolenia na pokolenie. Napotkaliśmy na etyczną, moralną siłę i konsekwencję, a także dobroć wobec ubogich i słabych (podkr. SK). Ponadto kontaktowaliśmy się z przedstawicielami milionów charyzmatycznych katolików, widząc ich żywą wiarę…” – opowiada Ulf Ekman. A potem wspomina, jak to kiedyś w Jerozolimie zobaczył stare drzewo oliwne: „Wyglądało na zgniłe, uschnięte i martwe.  <Podejdź bliżej – powiedział mi Duch Święty – zobacz z bliska żywe pędy, liście, gałązki . I nigdy nie nazywaj martwymi tradycyjnych wspólnot chrześcijańskich>…” Jak mówi, to doświadczenie było kamieniem milowym na jego drodze do zmiany myślenia, pokuty i nowego zrozumienia Kościoła oraz aspektu jedności chrześcijan…  

Czytam te słowa i ze zdumienia przecieram oczy!

Jakaż tragiczna zmiana musiała zajść w sercu i umyśle tego protestanckiego przywódcy i w jakim stopniu został przyćmiony jego duchowy wzrok, że katolickie, obce literze i duchowi Pisma Świętego dogmaty, uznaje teraz za „zdrową, opartą na Biblii teologię”?!… Jakiż duch zabił jego wrażliwość na Słowo Boże, że nie widzi totalnego bałwochwalstwa, i nie słyszy bluźnierstw, jakich wobec Boga dopuszcza się ta rzymska instytucja?!… I już się nawet nie dziwię, że w rzymskim kościele, uwikłanym w brudną politykę, splamionym krwią ofiar inkwizycji, znanym z zachłanności na dobra doczesne i krzywdę dzieci dręczonych w katolickich ochronkach, w kościele wstrząsanym różnorakimi, w tym pedofilskimi aferami – on dostrzegł „etyczną, moralną siłę”…

Kończąc ten rozdział, przytoczę fragmenty z listu pożegnalnego, jaki do wyznawców „Livets Ord” skierował jego założyciel:

  • […] Naszą więź z Kościołem Katolickim zaczęliśmy budować w trakcie trzech lat spędzonych w Izraelu. Tam zrodziła się przyjaźń, głębsze zrozumienie, stopniowo znikały uprzedzenia, a rosło mocne pragnienie jedności. To była fascynująca podróż – wypełniona modlitwą i studiowaniem tego tematu. Odkryliśmy wtedy, na wiele sposobów, jak dużo mamy wspólnego z katolikami. Wspólne pochodzenie – aż do czasów Apostołów. Główne dogmaty wiary, których określenie zawdzięczamy właśnie klasycznemu nauczaniu Kościoła. Łączy nas też wspólne zaangażowanie w kwestiach moralnych, a podobnie jak miliony katolików – mamy to samo doświadczenie Zesłania Ducha Świętego (podkr. SK). Ja z kolei przy wielu sposobnościach opowiadałem katolikom, co my dostaliśmy od Pana.

W trakcie tego procesu odkrywałem, jak mało wiem o duchowości i wierze katolików. Nieświadomie miałem względem nich wiele uprzedzeń i byłem negatywnie nastawiony. Szybko ich osądzałem bez poznania tego, w co naprawdę wierzą. Dobrze, że to odkryłem i mogłem pokutować z moich nonszalanckich, płytkich opinii, bazujących na poglądach wrogów katolicyzmu. Zacząłem odkrywać bogactwo dziedzictwa, mocny fundament teologiczny i głęboką miłość do Jezusa Chrystusa, jaką mają katolicy.

To odkrycie sprawiło, że razem z żoną coraz bardziej je docenialiśmy. Czuliśmy, że Pan pociąga nas coraz bliżej do Kościoła Katolickiego. Ten osobisty proces trwał około 10 lat. Krok po kroku odczuwaliśmy prowadzenie przez Ducha Świętego, słyszeliśmy głos Pana. W końcu zrozumieliśmy jasno: Pan prowadzi nas do zjednoczenia i bycia częścią Kościoła Katolickiego (podkr. SK).

Chcę podkreślić, że to podróż osobista – nie oczekuję do wspólnoty „Livets Ord” (Słowo Życia), ani w Szwecji, ani w innych krajach, że pójdzie z nami. Wspólnota i tak jest dziś o wiele bardziej otwarta względem Ciała Chrystusa (Kościoła), niż była 10 lat temu. Jedność jest częścią wizji „Livets Ord” od 1983 roku i pozostanie tym szczególnym, niezmiennym powołaniem: „Wyposaż lud Boży w Słowo Wiary i naucz, czym jest duchowa broń, wyćwicz w jej używaniu i poślij na zwycięską bitwę dla Pana!”. Wspólnota „Livets Ord” będzie kontynuować swoją pracę, wypełniając w dalszym ciągu wizję mi daną przez Pana.

[…]

Wyobrażamy sobie, że ta informacja jest dla niektórych Was całkowitym zaskoczeniem. Dla tych, którzy są blisko nas w ostatnich latach, nie jest to aż taką niespodzianką. Mówiłem o tym trochę i pisałem – na różne sposoby – w czasie ostatniej dekady. Oczywiście, nie musicie się zgadzać z naszą decyzją, ale proszę was, żebyście uszanowali ją i otoczyli modlitwą (podkr. SK). To nie decyzja chwili, tylko owoc długotrwałej modlitwy i ostrożnych głębokich przemyśleń.

Birgitta i ja odczuwamy głęboki pokój towarzyszący tej decyzji. Widzieliśmy jak Pan swoją ręką kieruje nasze kroki. A robił to w sposób cudowny, delikatny, czasem nawet ponadnaturalny (podkr. SK). Spotkaliśmy Pana, doświadczyliśmy Jego miłości w potężny i wyjątkowy sposób. Dlatego kochamy Go jeszcze bardziej. I jesteśmy pełni pasji względem Jego Kościoła i Królestwa! Gdy idziemy z Jezusem, czeka nas jeszcze tak wiele dobrego.

To nie jest zrywanie więzi. Kilka miesięcy temu Pan powiedział do mnie: „Zadanie wykonane, ale przyjaźń pozostanie” (podkr. SK). Cenimy tę przyjaźń, którą mamy z Wami jako siostrami i braćmi w Panu. Wierzymy też, że na różne sposoby będziemy budować żywą społeczność i głęboką jedność z Jezusem.

Czerpmy inspirację jedni od drugich – a wspólnie pracujmy dla wzmocnienia Ciała Chrystusa na świecie.

Niech Bóg błogosławi!

W Chrystusie dla całego świata.”

[źródło/copyright: UlfEkmen,LivetsOrd, www. livetsord.se.tłumaczenie z jęz. Angielskiego: Michał Nikodem , Wspólnota „Chefsiba” Apostolski Ruch Wiary, www.ruchwiary.pl]

Wprawdzie Ulf Ekman zaznacza, że małżonkowie nie oczekują, by członkowie „Livets Ord” postąpili tak jak oni, niemniej jest przekonany, że zaszczepiona tej wspólnocie idea jedności chrześcijan i zbliżenia z kościołem katolickim będzie się rozwijać:

  • Wspólnota i tak jest dziś o wiele bardziej otwarta względem Ciała Chrystusa (Kościoła), niż była 10 lat temu. Jedność jest częścią wizji „Livets Ord” od 1983 roku i pozostanie tym szczególnym, niezmiennym powołaniem: ”Wyposaż lud Boży w Słowo Wiary i naucz, czym jest duchowa broń, wyćwicz w jej używaniu i poślij na zwycięską bitwę dla Pana!”. Wspólnota „Livets Ord” będzie kontynuować swoją pracę, wypełniając w dalszym ciągu wizję daną przez Pana” (podkr. SK).

Ekman wie, co mówi. Zresztą sam zadbał o taki bieg spraw.

Jak informuje portal internetowy TPT Ekumenism.pl (Charismanews.com), na początku marca 2014 Ekman przekazał kierowanie wspólnotą Joakimowi Lunqvistowi, który jest pełen zrozumienia dla decyzji małżonków i wraz ze swymi współwyznawcami modli się o Boże błogosławieństwo dla ich służby: „Obecne władze wspólnoty odniosły się ze zrozumieniem do decyzji Ekmana i jego żony Birgitty, którzy na końcu nabożeństwa otrzymali błogosławieństwo dla swojej dalszej usługi w Kościele rzymskokatolickim”!…