„Do kościoła chodzę dla Boga, a nie dla księdza”! (1)

image_pdfimage_print

Takie i podobne oświadczenia – a słyszałem je dość często z ust parafian – wciąż zaskakują i dziwią wszystkich, którzy wiedzą jak naprawdę wygląda duchowa i organizacyjna rzeczywistość rzymskiego Kościoła. A także mechanizmy, którym (świadomie lub nie) podlega każdy wyznawca i w sumie cała katolicka społeczność.

Jakiś czas temu spotkałem na ulicy znajomego, który – choć jest praktykującym katolikiem – od dawna nie ukrywał swego krytycznego stosunku do Kościoła rzymskiego. W jakimś momencie rozmowa zeszła na temat pedofilii księży (w kinach wyświetlano akurat pierwszy film braci Sekielskich), stąd nie dziwiłem się, gdy mój rozmówca w ostrych słowach potępił bezpośrednich sprawców tych haniebnych czynów, jak i tuszujących ich zbrodnie biskupów!…

W pewnym momencie, widząc jego wzburzenie zrozumiałem, że powinienem się odezwać. Tym bardziej, że on wie kim jestem, jako że już kilkakrotnie starałem się przedstawiać mu niektóre prawdy Słowa Bożego. Powiedziałem:

  • Pan wie, co ja sądzę nie tylko o tych przestępstwach kleru, ale także o rzymskim Kościele jako takim, a także o większości niebiblijnych nauk, jakie się tam głosi i praktykowanych obrzędach. Wiem też, że i pan krytycznie to ocenia, bo o tym rozmawialiśmy… I dlatego pozwolę sobie zapytać wprost: „Dlaczego, mając tę świadomość, pan mimo wszystko chodzi do kościoła…?

Spojrzał na mnie uważniej i powiedział:

  • Ja to już panu powiedziałem podczas naszego ostatniego spotkania: Do kościoła chodzę dla Boga, a nie dla księdza! Nie wiem, czy Pan to pamięta…?

Owszem, pamiętałem.

Co więcej, jego słowa utkwiły mi w pamięci i nie dawały spokoju. Życzyłem sobie, by znów go spotkać i powrócić do tamtej rozmowy… I oto nadarzyła się okazja.

Był ciepły letni dzień, a ławeczka pod cienistym drzewem, przy którym przystanęliśmy, jakby na nas czekała. Zapytałem, czy ma chwilę czasu… Miał, więc zaproponowałem, abyśmy porozmawiali. Przystał na to chętnie. Usiedliśmy.

  • Istotnie – zagaiłem – pamiętam tamte pańskie słowa. Padły one tuż przed końcem naszej rozmowy… Zresztą nie tylko je pamiętam, ale kilkakrotnie do nich w myślach wracałem, zastanawiając się, czy się nie przesłyszałem.

  • Tak? – był jakby trochę zdziwiony, ale i zaintrygowany. Dlaczego?

  • Dlatego, że zabrakło mi w nich konsekwencji… Bo, jeśli dobrze zrozumiałem, tym zdaniem zakomunikował mi pan dwie sprawy: (1) najpierw, że w jakimś momencie przemyślał swoją sytuację religijną i w efekcie funkcjonariusze Kościoła przestali być dla pana ważni, a następnie (2), że zdecydował się pan mimo wszystko pozostać rzymsko-katolikiem i – jak pan to ujął – DLA BOGA uczestniczyć w nabożeństwach, tego wyznania! Czy tak? .

  • Dokładnie tak – dobrze mnie pan zrozumiał.

Teraz to ja byłem zdziwiony:

  • Wybaczy pan – powiedziałem – ale tego właśnie nie rozumiem! Tym bardziej, że pamiętam moje własne przemyślenia i decyzje jakie podjąłem, gdy ponad pięćdziesiąt lat wcześniej, byłem w takiej samej sytuacji… Bo ja także byłem aktywnym rzymsko-katolikiem, i od dzieciństwa chodziłem do kościoła. Ale potem, gdy zacząłem czytać Pismo Święte i poznawać historię papiestwa, odrzuciłem stanowczo niebiblijne wierzenia Watykanu i bezpowrotnie porzuciłem tę instytucję. I ani mi w głowie postało, by nadal brać udział w katolickich mszach czy innych zgromadzeniach, a cóż dopiero, abym – uczęszczając do kościoła, uważał, że robię to DLA BOGA – czyli zgodnie z Jego wolą i dla Jego chwały!…

  • Pan przecież wie – kontynuowałem – kościół katolicki uprawia bałwochwalstwo, a kościoły pełne są zakazanych przez Stwórcę obrazów i posągów, a także obrzędów, które nie tylko nie głoszą chwały Najwyższego, lecz wprost Go obrażają!… Kiedy ja sobie to w pełni uświadomiłem, przeżyłem wstrząs i zrozumiałem, że nie jestem w stanie chodzić do kościoła i brać udział w zakazanym przez Boga kulcie…! Tymczasem pańskich słów nie można odczytać inaczej, niż poparcie dla nauk i praktyk rzymskiego Kościoła!

Wiedziałem, że moje słowa są surowe.

Ale postanowiłem to powiedzieć, gdyż w naszych wcześniejszych rozmowach dotykaliśmy już tej sprawy, a pan – powtarzając, że chodzi do kościoła „dla Boga” – zdawał się całkiem o tym zapominać.

Przez chwilę milczeliśmy obaj, a potem pan zapytał:

  • Powiedział pan przed chwilą, że obrazy i posągi stojące w kościołach nie są święte, ale są przejawem i dowodem bałwochwalstwa, jakie toleruje i uprawia kościół… A kiedyś, podczas jednego z naszych spotkań powiedział wprost, że w biblijnym Dekalogu jest przykazanie, które tego stanowczo zabrania… Ale czy to aby nie jest tak, że w dawnych czasach ludzie czcili różne pogańskie bogi, i biblijne wypowiedzi tyczą tamtych bogów, a nie obrazy świętych, jakie mamy w kościołach?…

Słowa mego rozmówcy przypomniały mi wiele podobnych dyskusji, jakie prowadziłem w tym temacie. Zwłaszcza jedną z nich…

* *

Spotkaliśmy się w Jaworznie w domu rodziców młodego człowieka, z którymi od jakiegoś czasu prowadziłem cotygodniowe spotkania. Tym razem, w rozmowie brał też udział syn gospodarzy, który jako student teologii miał zdecydowanie większą wiedzę niż rodzice i mógł bronić katolickich poglądów. Byłem z tego zadowolony, gdyż dawało mi to sposobność przedstawić biblijny punkt widzenia na kwestię bałwochwalstwa.

W pewnej chwili gospodarz zwrócił się do syna:

  • Wiesz – powiedział – niedawno pan nas przekonywał, że cześć, jaką my, katolicy, oddajemy świętym obrazom, nie podoba się Bogu. Czytał nam z Pisma, że Pan Bóg stanowczo tego zabrania… A czego was na ten temat uczą w seminarium?…

  • …Czy mógłby pan przeczytać wypowiedzi Pisma, w oparciu o które pan tak twierdzi? – zwrócił się do mnie kleryk.

  • Otworzyłem Pismo i najpierw odczytałem treść II przykazania Dekalogu („Nie czyń sobie obrazu rytego, ani żadnego podobieństwa rzeczy tych, które są na niebie wzgórę, i które na ziemi nisko, i które są w wodach pod ziemią. Nie będziesz się im kłaniał, ani im będziesz służył; bom Ja Pan Bóg twój, Bóg zawistny w miłości, nawiedzający nieprawości ojców nad syny, w trzecim i czwartem pokoleniu tych, którzy mnie nienawidzą. A czyniący miłosierdzie nad tysiącami tych, którzy mię miłują i strzegą przykazania mego” – 2 Mjż 20,4-6 BG), a następnie fragment Psalmu 115 („Nie nam Panie, nie nam, ale imieniu swemu daj chwałę. Dlaczego mają mówić poganie: Gdzież jest ich Bóg? – Bóg nasz jest w niebie, czyni wszystko, co zechce. Bożyszcza ich są ze srebra i złota, są dziełem rąk ludzkich. Mają usta, a nie mówią, Mają oczy, a nie widzą, Mają uszy, a nie słyszą, Mają nozdrza, a nie wąchają, Mają ręce, a nie dotykają, Mają nogi, a nie chodzą, Ani głosu nie wydają krtanią swoją, Nich będą im podobni ich twórcy, wszyscy, którzy im ufają! Izraelu! Ufaj Panu!” – Ps 115,1-9). 1)

Wysłuchał uważnie, a potem uśmiechnął się i spytał:

  • I to ma być podstawa do odrzucenia świętych obrazów?… Nie, proszę pana, te słowa ostrzegają przed pogańskim bałwochwalstwem i pogańskimi bogami, a nie obrazami Pana Boga i Pana Jezusa, Najświętszej Maryi czy świętych, które my czcimy!

Spojrzałem na niego uważnie:

  • Czy ja pana dobrze zrozumiałem? Czy naprawdę pańskim zdaniem – mimo iż w Piśmie Świętym Najwyższy mówi: „Nie czyń sobie obrazu rytego, ani żadnego podobieństwa rzeczy tych, które są na niebie wzgórę, i które na ziemi nisko, i które są w wodach pod ziemią. Nie będziesz się im kłaniał, ani im będziesz służył…” – chrześcijanie mogą jednak malować tzw. <święte> obrazy, rzeźbić posągi, zawieszać je i stawiać w swoich domach i kościołach, albo np. na rozstajach dróg i sprawować przy nich kult?… Czy naśladowcy Jezusa Chrystusa mogą, a nawet – jak naucza kościół katolicki – powinni nosić je w uroczystych procesjach, klękać przed nimi, całować je i modlić się do nich?…

  • Oczywiście! – odpowiedział bez namysłu kleryk. Kościół wyraźnie naucza, że rzeczą godną, miłą Bogu i pożyteczną dla zbawienia jest okazywanie czci świętym obrazom! Urząd Nauczycielski kościoła katolickiego już dawno tak orzekł, a cała święta Tradycja dowodzi słuszności tego…

  • No to zapytam wprost: Dlaczego kościół katolicki nie słucha i nie czyni tego, czego od nas wymaga Pan Bóg, a na dodatek zachęca nas do postępowania wbrew Jego woli?…

  • Proszę pana! – ton kleryka był kategoryczny – Nasz święty rzymskokatolicki kościół, szanuje Pismo Święte, ale tłumaczy je w świetle świętej Tradycji, która jest głównym i pierwszorzędnym źródłem naszej wiary. To Urząd Nauczycielski Kościoła orzeka, jak należy rozumieć Pismo i jak je tłumaczyć!

Na twarzach moich gospodarzy zauważyłem niepewność; odniosłem wrażenie, że się trochę pogubili…

  • Drodzy państwo – zwróciłem się bezpośrednio do nich – spójrzmy jak wyglądają fakty. Wspólnie czytaliśmy w Piśmie Świętym, że Pan Bóg stanowczo zabrania wytwarzania i czczenia obrazów i posągów. Taka jest Jego wola i przykazanie. Natomiast kościół katolicki na podstawie stworzonej przez siebie Tradycji, łamie Boże przykazanie i zachęca do bałwochwalstwa, co w oczach Boga jest wielkim przestępstwem!… Czyż to nie straszne?! Tymczasem pan – tu zwróciłem się bezpośrednio do kleryka – mówi nam tutaj, że nie będzie słuchał Pana Boga, lecz ludzi!… Czy pan naprawdę wie, co mówi…?

Tym razem chwilę pomyślał, a potem powoli, dobierając słowa, stwierdził:

  • Skoro Ojciec Święty i biskupi (których Pan Jezus postawił na czele kościoła katolickiego, dał im władzę nauczania i orzekania o tym, co jest prawdą, a co błędem) tak mnie nauczają, to ja się z tego cieszę i jak najwierniej tego przestrzegam… Bo to przecież od posłuszeństwa moim pasterzom zależy moje zbawienie…

  • Oczywiście, ma pan do tego prawo – odpowiedziałem. To dobrowolny wybór każdego człowieka, który jednak – jak wszystkie nasze wybory – pociąga za sobą nieuniknione następstwa. Bo może pan być albo posłuszny Panu Bogu, albo posłuszny ludziom. Mówiąc innymi słowy, może pan albo trzymać się Pisma Świętego, albo nauk ludzkich… Jednak zalecam ostrożność, bo w rozmowie z żydowskimi faryzeuszami, którzy także bardziej niż Pisma Świętego, trzymali się swojej tradycji, Pan Jezus powiedział: „Daremnie Mi cześć oddają, głosząc nauki, które są nakazami ludzkimi!” (Mt 15,9)”…

  • Drodzy państwo – zwróciłem się znów do rodziców kleryka – zbawienie każdego z nas zależy nie od papieży czy biskupów, lecz wyłącznie od Pana Boga. I to przed Nim każdy z nas osobiście zda kiedyś rachunek, jak napisano: „Albowiem każdy z nas za siebie samego zda sprawę przed Bogiem” (List do Rzymian 14,12). O tym powinien pamiętać także, a właściwie przede wszystkim pan – spojrzałem dość surowo na kleryka. Choćby dlatego, że kiedyś przed sądem Chrystusa będzie się musiał wytłumaczyć z tego, dlaczego odprowadzał pan ludzi od Pisma Świętego, a tym samym od Boga i od zbawienia, i zachęcał do przestępstwa Bożych przykazań!…

  • A może niech mnie pan nie osądza – powiedział wyraźnie zirytowany kleryk. Powołuje się pan na Pismo, a tam Jezus Chrystus ostrzega; „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni!” – prawda?… Ja jestem rzymsko-katolikiem i wkrótce będę kapłanem tego świętego i apostolskiego Kościoła. I jest chyba naturalne, że bronię zasad, których ten Kościół naucza!… Pan piętnuje nasze rzekome bałwochwalstwo, a ja jeszcze raz mówię, że teksty, które pan czytał, dotyczą pogańskich bożków, a nie świętych obrazów Pana Boga, Jezusa Chrystusa, Niepokalanej, i Świętych Pańskich, które my czcimy… Gdzież w Biblii jest powiedziane, że Pan Bóg zakazuje ich czynienia i kultu?…

Temperatura naszej dyskusji wyraźnie się podniosła, i był też już czas, aby wyciągnąć wnioski końcowe. Dlatego powiedziałem:

  • Drogi panie. Ja pana nie sądzę – czyli nie orzekam o pańskim zbawieniu lub potępieniu, gdyż jest to wyłącznie kompetencja Boża – ale owszem, oceniam pańskie słowa i ostrzegam przed ich konsekwencjami. To po pierwsze.

  • Jeśli zaś chodzi o biblijne potępienie kultu obrazów i posągów – kontynuowałem – to dotyczy to wszystkich malunków i rzeźb, także tych, które według nauk kościoła rzymskiego mają wyobrażać <święte postaci>. Proszę posłuchać, co na ten temat powiedział Izraelitom sługa Boga, Mojżesz, w dniu gdy Pan Bóg zawierał przymierze z Izraelitami na górze Synaj: „[…] Wtedy przystąpiliście i stanęliście u stóp góry – a góra płonęła ogniem aż do samego nieba, w ciemnościach, chmurach i mgle. I przemówił Pan do was z tego ognia; głos słów słyszeliście, LECZ POSTACI ŻADNEJ NIE WIDZIELIŚCIE, BYŁ TYLKO SAM GŁOS. I OZNAJMIŁ WAM SWOJE PRZYMIERZE, KTÓRE NAKAZAŁ ZACHOWYWAĆ: DZIESIĘĆ SŁÓW, KTÓRE WYPISAŁ NA DWÓCH KAMIENNYCH TABLICACH. […] STRZEŻCIE PILNIE DUSZ WASZYCH, GDYŻ NIE WIDZIELIŚCIE ŻADNEJ POSTACI, GDY PAN MÓWIŁ DO WAS NA HOREBIE SPOŚRÓD OGNIA. ABYŚCIE NIE POPEŁNILI GRZECHU I NIE SPORZĄDZILI SOBIE PODOBIZNY RZEŹBIONEJ, CZY TO W KSZTAŁCIE MĘŻCZYZNY CZY KOBIETYY. Czy w kształcie jakiegokolwiek zwierzęcia, które jest na ziemi, czy w kształcie jakiegokolwiek skrzydlatego ptaka, który lata pod niebem. Czy w kształcie czegokolwiek, co pełza po ziemi, czy w kształcie jakiejkolwiek ryby, która jest w wodzie pod ziemią…” (5 Mjż 4,11-18 BW).

Zapanowało milczenie.

Po dłuższej chwili powiedziałem jeszcze:

  • Drodzy państwo. Czytaliśmy też tutaj Psalm 115., ten o bożkach, które choć mają usta – nie mówią; choć mają uszy – nie słyszą; choć mają nogi – nie chodzą… Dla mnie jest oczywiste, że w tekstach tych chodzi o wszystkie obrazy, posągi i inne podobizny – niezależnie czy czynią je i czczą ludy pogańskie, czy ludzie deklarujący się jako chrześcijanie… A jeśli ktoś twierdziłby inaczej, musiałbym go poprosić, by dał mi przykład obrazów czy posągów rzymskokatolickich, które widzą, słyszą, mówią… Posągów, które mają nogi i… chodzą! Mają ręce i… dotykają! Itd.

(Do spotkania w Jaworznie powrócę w następnej części, jako że rodzice kleryka, którego tam spotkałem, przekazali mi, iż chce on przedstawić dalsze argumenty w dyskutowanej sprawie – a ja chętnie na to przystałem)

Przypisy:

  1. Opisana rozmowa miała miejsce w latach 60. gdy z braku innych przekładów Pisma na język polski, nagminnie posługiwaliśmy się przekładem Biblii Gdańskiej, stąd przytaczam ją w tym właśnie przekładzie.