Czy jedyny Bóg jest „Trójcą świętą”…? (14)

image_pdfimage_print

Po odrzuceniu wiary w preegzystencję jednorodzonego Syna Bożego, a także wiary w to, że był On współ-Stwórcą wszystkiego cokolwiek istnieje, <recenzenci> Jezusa Chrystusa znaleźli kolejne pole penetracji. Stało się nim człowieczeństwo Zbawiciela – a dokładniej natura, jaką przyjął rodząc się w Betlejem.

W tym przypadku dociekania od samego początku były skazane na błędne wnioski, jako że poszukujący zlekceważyli i odrzucili natchnione świadectwo ksiąg nowotestamentowych, które – i jest to sprawa oczywista – podejmują zasygnalizowane w księgach starotestamentowych wątki, rozwijają je i dopełniają. Ograniczając się do Starego Testamentu <recenzenci> są przekonani, że Mesjasz w sensie dosłownym był potomkiem patriarchów, królów Judy, a w końcu Marii i Józefa… Nie mają wątpliwości, że był człowiekiem jak wszyscy, czyli że przyjął na siebie skalaną grzechem naturę ludzką. Takich wątpliwości nie ma np. cytowany już w tym cyklu „uznany i niezależny biblista”:

    • […] Mojżesz (5 Mjż 18,15.18) powiedział więc, że jak on jest spośród ludu Izraela, tak samo przyszły prorok pochodzić będzie z synów Izraela. I tak też rozumieli ten tekst apostołowie, którzy odnosząc powyższe słowa do Chrystusa, nie postrzegali w nim odwiecznego Boga, lecz wierzyli, że jest on prawdziwym Izraelitą z krwi i kości…” 1)

    • […] Biblia hebrajska nie pozostawia wątpliwości co do tego, kim jest Mesjasz. Przeciwnie, stwierdza wyraźnie, że nie jest Bogiem, lecz Synem Człowieczym: potomkiem patriarchów i Dawida…” 2)

Takich wątpliwości nie ma też J. S., autor zamieszczonego w Internecie i cytowanego już przeze mnie wcześniej opracowania („Moje przemyślenia: Kim był Jezus?”). Twierdzi on, że gdyby Jezus Chrystus naprawdę był Synem Boga i przyszedł z nieba, by nas zbawić, wtedy grzech ludzkości byłby usprawiedliwiony, zaś Bóg okazałby się niesprawiedliwy:

    • Po cóż mamy w Słowie Bożym pokazane korzenie Jezusa? Ano po to, by zostało wykazane, w jaki sposób i skąd przyjdzie Jezus Chrystus. Zróbmy założenie, iż Jezus był Bogiem w Niebie i przyszedł na ziemię przyjmując ciało ludzkie, by wypełnić przykazania i nas zbawić. Człowiek byłby wówczas usprawiedliwiony od grzechu, ponieważ Pan Bóg dał takie przykazania, że człowiek nie był w stanie ich wypełnić. Dokonał tego tylko Bóg przybierając postać człowieka. Czyli przykazania nie na miarę człowieka, lecz na miarę Boga. Natomiast biorąc to, iż Jezus został wywiedziony z ludzi, jak to nam objaśnia Słowo Boże, to nie ma dla człowieka usprawiedliwienia. Jedynie tylko z łaski poprzez Jezusa Chrystusa…” (podkr. SK) 3)

Czytam te słowa ze zdumieniem, bo autor cytatu zdaje się zupełnie nie wiedzieć lub nie rozumieć, iż w życiu naszych prarodziców były dwa, zasadniczo różne okresy:

    • najpierw okres przed Upadkiem, gdy jako niewinne istoty posiadali bezgrzeszną naturę i – jeśli tylko taka byłaby ich wola – mogli oprzeć się każdej pokusie i odrzucić wszelką nieprawość;

    • a potem okres po Upadku, gdy dobrowolnie wybrali drogę nieposłuszeństwa, wskutek czego ich natura została zainfekowana grzechem! Odtąd musieli żyć w skażonej, grzesznej naturze, z ograniczoną zdolnością i siłą opierania się pokusom – w konsekwencji skazani na nieuchronną śmierć (1 Mjż 3,19; Rz 6,23).

Brak tego rozróżnienia sprawił, że J.S. nie zrozumiał ani istoty popełnionego w Ogrodzie Eden grzechu, ani zasady zbawienia dokonanego przez Chrystusa. Ale jakże miał to zrozumieć, skoro – skupiony wyłącznie na grzesznej ludzkiej naturze – nawet nie podjął wysiłku, by zrozumieć, że Adam i Ewa przez część swego życia cieszyli się naturą doskonałą i bezgrzeszną – a potem sami, dobrowolnie ją utracili… – Gdyby choć przez chwilę pomyślał o krańcowej odmienności tych dwóch natur, nie wypisywałby głupstw!

W konsekwencji J.S. nie jest też w stanie pojąć, że pierwszym dziełem Jezusa Chrystusa, jako Syna Człowieczego, było wykazanie, iż całkowitą winę za pierwszy, popełniony w Ogrodzie Eden grzech, ponoszą nasi prarodzice. Jego ziemskie, bezgrzeszne i zwycięskie życie było dowodem, że to oni są odpowiedzialni za to, iż „grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć” (Rz 5,12), a Jego bezgrzeszne życie w ciele, było – jak to ujął Apostoł – „potępieniem grzechu w ciele” (Rz 8,1-3).

Jaki grzech „potępił w ciele” Jezus Chrystus?

Niewątpliwie pierwszy grzech, od którego zaczęło się nieszczęście ludzkości – grzech naszych prarodziców: „Przeto jak przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, tak i na wszystkich ludzi śmierć przyszła, bo wszyscy zgrzeszyli” (Rz 5,12).

Do dziś toczone są dyskusje o przyczynie upadku Ewy i Adama. Do dziś ludzie pytają, czy zgrzeszyli, bo tak wybrali, czy też dlatego, że Pan Bóg stworzył ich zbyt słabymi…?

To podstawowe pytanie znalazło dobitną odpowiedź w zwycięskim życiu Jezusa Chrystusa.

On, jako Syn Człowieczy – „drugi człowiek” (1 Kor 15,45-47) – podjął bój w miejscu, gdzie pierwszy człowiek zawiódł; jako „ostatni Adam” stanął tam, gdzie „pierwszy Adam” upadł. A Jego zwycięstwo nad grzechem jest ostatecznym dowodem, że nasi prarodzice ponoszą pełną odpowiedzialność za swój fatalny wybór. – To oni zawinili, a nie ich Stwórca!

Celem Jezusa Chrystusa nie było udowodnienie, że wszyscy ludzie, mimo iż posiadają odziedziczoną po swym praojcu upadłą naturę, mogą toczyć bezgrzeszne życie w swych grzesznych ciałach – jak to dziś głoszą pewne ekstremalne, totalnie nieodpowiedzialne grupy w chrześcijaństwie.

Natomiast Jezus Chrystus udowodnił, że pierwszy Adam nie musiał zgrzeszyć! Bo On – Syn Człowieczy – posiadając tę samą bezgrzeszną naturę, co na początku Adam – zwyciężył (i dlatego „potępił” – Rz 8,3) grzech w ludzkim ciele!

Jest czymś zaskakującym, że adwentyści,

wyznający od jakiegoś czasu katolicki dogmat o „Trójcy Świętej” – co lokuje się na teologicznych antypodach przeciwników preegzystencji i Boskiej natury jednorodzonego Syna Bożego – także głoszą, że Syn Boży, który przed dwoma tysiącami przyszedł On na świat jako Syn Człowieczy, przyjął na siebie skalaną grzechem ludzką naturę:

    • […] Adam miał przewagę nad Chrystusem. Przed upadkiem mieszkał w raju. Posiadał pełnię człowieczeństwa łącznie z wigorem ciała i umysłu. W przypadku Chrystusa było inaczej. Kiedy przyjął naturę ludzką, rodzaj ludzki już przez cztery tysiące lat brnął w grzechu na przeklętej grzesznej planecie. Aby zbawić tych, którzy znaleźli się na dnie upadku i degradacji, Chrystus przyjął naturę ludzką, która w porównaniu z nieupadłą naturą Adama, posiadała mniejszą siłę zarówno fizyczną, jak też umysłową, a mimo to On nigdy nie zgrzeszył. Gdy Chrystus przyjął ludzką naturę, niosącą na sobie konsekwencje grzechu, był poddany niedoskonałościom i słabościom charakterystycznym dla wszystkich ludzi. Jego ludzka natura była „podległa słabościom” (Hbr 5,2). […] Tak więc człowieczeństwo Chrystusowe nie było Adamowym człowieczeństwem, czyli człowieczeństwem Adama sprzed grzechu. […] Chrystus przyjął ludzką naturę ze wszystkimi jej obciążeniami, skłonnościami, łącznie z możliwością poddania się pokusie”4)

Trudno mi ukryć zdziwienie!

I trudno nie zapytać, co sprawiło, że dwa krańcowo odmienne w podejściu do jednorodzonego Syna Bożego grupy – przeciwnicy Jego preegzystencji i Boskiej natury z jednej, i zwolennicy „Trójcy” (uznający Jezusa za Osobę równą Najwyższemu) z drugiej strony – gdy chodzi o Jego ziemską naturę mówią wspólnym głosem?

Można by poszukać przyczyn tego.

Można by też wytknąć adwentystom manipulację, jaką widać w przytoczonym cytacie, gdzie werset Hbr 5,2 o „podleganiu słabości” – werset opisujący sytuację kolejnych arcykapłanów ziemskiej świątyni – autorzy książki „Wierzyć tak, jak Jezus” odnieśli do Jezusa Chrystusa! I choć autor Listu do Hebrajczyków napisał, że to tamci arcykapłani „podlegali słabości”, adwentystycznym autorom <wyszło>, iż odnosi się to do Jezusa. Aby nie było wątpliwości, przytoczę ten werset w kontekście:

    • Albowiem każdy arcykapłan wzięty spośród ludzi, bywa ustanawiany przez ludzi w sprawach odnoszących się do Boga, aby składać dary i ofiary za grzechy. I mógł współczuć z tymi, którzy nie wiedzą i błądzą, skoro i on sam podlega słabości, Z powodu której powinien też zarówno za lud, jak i za samego siebie składać ofiary za grzechy” (Hbr 5,1-3).

Ale zamiast poszukiwać przyczyn, których pewnie jest co najmniej kilka, warto spojrzeć na skutek, jaki w każdym z tych środowisk rodzi przyjęty przez nich pogląd o grzesznej naturze Syna Człowieczego.

Skutkiem jest perfekcjonizm, czyli przekonanie, że grzeszny człowiek, jeśli tylko się postara, może prowadzić… bezgrzeszne życie! W pierwszej ze wskazanych grup widać w nim gnostyckie podłoże, gdyż wyznawcy są przekonani, że odpowiednio wysoki stopień poznania, pomoże im wznieść się na szczyty doskonałości. Jak to przy pewnej okazji wyraził cytowany powyżej J.S.: – „Gdybym był bardziej stanowczy i zdyscyplinowany i gdybym się jeszcze bardziej postarał, mógłbym nie grzeszyć!”. Spontaniczną reakcją na tę deklarację, były słowa jednego z obecnych: – „To się postaraj, a gdy ci się to uda, powiadom mnie o tym!” – O ile wiem, ten wierzący wciąż czeka na takie powiadomienie…

Całą tę sytuację można potraktować jako ekstremę chrześcijańską. A bardziej surowo, jako brak elementarnej odpowiedzialność za słowa; jako równie bezmyślne co grzeszne bajdurzenie!

Niestety, nie jest to odosobniony przypadek.

Gdy chodzi o adwentystów, to perfekcjonistyczne podejście widać w stworzonej przez nich eschatologicznej koncepcji, według której zbliża się czas, gdy lud Boży – prawdopodobnie ma to być opisany w czternastym rozdziale Apokalipsy zastęp „stu czterdziestu czterech tysięcy” – przez krótki czas będzie żyć na Ziemi życiem bezgrzesznym, mimo iż będzie pozbawiony Pośrednika (por. 1 Tym 2,5)! Co więcej, to święte życie będą oni prowadzić w mocy tej pobożności, jaką w sobie wcześniej wypracowali, gdyż Duch Święty zostanie – jak to określają – <wycofany z Ziemi>…

Te perfekcjonistyczne zapędy widać przede wszystkim w jednym z najbardziej skrajnych odłamów tego wyznania, wydającym periodyk pn. Filadelfia. Jego liderzy i wyznawcy – oddani całym sercem <prorokowi> Adwentystów Dnia Siódmego, zmarłej w 1915 roku Amerykanki, Ellen G. White – w oparciu o jej proroctwa, głoszą, że śmierć Jezusa Chrystusa była niewystarczająca dla zapewnienia nam szczęśliwej Wieczności, gdyż szatan w dalszym ciągu ma podstawy, by oskarżać Boga o niesprawiedliwość!

Ich zdaniem szatan uznał, że zwycięstwo Jednego, to o wiele za mało, aby udowodnić, że nasi pierwsi rodzice mogli się oprzeć grzechowi, a Zakon Boży jest święty, sprawiedliwy i dobry (Rz 7,12)! Dlatego zażądał, aby tego samego dokonała większa grupa ludzi. I dopiero gdy tuż przed skończeniem świata, opisany w księdze Objawienia zastęp 144 tys. w ekstremalnych warunkach i w czasie największego w historii ludzkości ucisku, będzie prowadzić w pełni bezgrzeszne życie w ciele – szatan zostanie zmuszony do przyznania, że Bóg naprawdę jest sprawiedliwy, a Jego Zakon święty. I dopiero wtedy książę zła uzna swoją porażkę:

    • […] Diabeł oskarżył Boga, że ustanowił Zakon, który nie da się zachować. Wobec tego Jezus przyjął na Siebie słabości ludzkiej natury i mimo to, w pełni zachował Zakon. Jednak konieczne było, aby nie tylko jedna osoba, ale cała społeczność ludu Bożego udowodniła, że to, czego Pan Bóg dokonał w Chrystusie, może też dokonać w każdej ludzkiej istocie, która Mu się całkowicie podda! (podkr. SK) 5)Szatan domaga się, aby lud Boży został poddany takim samym pokuszeniom i doświadczeniom. Wezwał Boga, aby w widzialny sposób odsunął od swego ludu swoją obecność i przychylność, a nawet nadzieję na wieczne życie. […] Pan Bóg musiał przyjąć to wyzwanie i honor swojego Tronu postawił na swoich świętych (podkr. SK). Odjął od nich swoją obecność i przychylność, którą wylał na nich w czasie „późnego deszczu”; natomiast szatanowi dał nieograniczony dostęp i możliwość kuszenia ich, z wyjątkiem pozbawienia życia. Wyglądało to tak, jakby Pan Bóg ukrył się przed nimi. Wydawało się, że zostali pozostawieni na pastwę swych nieprzyjaciół, aby byli prześladowani, przeklinani i zabici. Oni wołali dzień i noc do Boga, aby ich wyzwolił; jednak ich wołania pozostawały bez odpowiedzi. Przeżywali grozę nie dlatego, że obawiali się śmierci czy nawet utraty wiecznego życia, lecz dlatego, iż obawiali się, że zgrzeszą i zniesławią Tron Boży. Podobnie jak ich Pan, nie patrząc na swoje zbawienie, będą służyć Bogu nie oglądając się na zapłatę. Szatanowi nie uda się zwieść ich do grzechu. Przez wiarę zwyciężą nad mocą tego, który tak długo trzymał ich w niewoli…” 6)

Łatwo zauważyć, że myślenie to oraz absurdalna i szokująca argumentacja wskazanego kierunku konfesyjnego, jest dokładnie tym samym, co zaprezentował w swych wywodach J.S. Także on twierdzi, że Jezus Chrystus przyjął na siebie grzeszną ludzką naturę. Uważa również, że gdyby on – J.S. – był „bardziej stanowczy i konsekwentny”, gdyby się „bardziej postarał”, mimo swej grzesznej natury mógłby prowadzić bezgrzeszne życie!

Obydwie te grupy – przeciwnicy preegzystencji i Bóstwa Syna Bożego oraz wskazani tutaj czciciele „Trójcy Świętej” – mimo, iż tak wiele je różni, dziwnie i solidarnie <zapomniały> o tym, że nasi prarodzice zgrzeszyli wtedy, gdy byli doskonali i posiadali bezgrzeszną naturę… A jeśli ktokolwiek miał wątpliwości, czy to oni są winni swego grzechu, lub może winnym jest Stwórca – mógł poznać prawdę patrząc na Jezusa Chrystusa, który zwyciężył grzech w tej naturze, jaką oni posiadali na początku. W naturze bezgrzesznej, a nie upadłej!

Biblia objawia,

że grzech popełniony w Ogrodzie Eden, nie tylko sprowadził na świat liczne nieszczęścia i śmierć, ale przede wszystkim zdeprawował – zainfekował złem, jakby wirusem – naturę ludzką. Pan Bóg stworzył człowieka bezgrzesznym, dobrym i sprawiedliwym (por. Kazn.Sal. 7,29), natomiast popełniony w Ogrodzie Eden grzech sprawił, że wszyscy potomkowie Adama i Ewy, dziedzicząc ich naturę, stali się plemieniem ludzi o grzesznych skłonnościach, co przejawia się w myślach, słowach i czynach każdego bez wyjątku człowieka! – „I wszyscy staliśmy się podobni do tego, co nieczyste, a wszystkie nasze cnoty są jak szata splugawiona, wszyscy więdniemy jak liść, a nasze przewinienia porywają nas jak wiatr” (Iz 64,6).

Balast grzeszności jest przekazywany w sztafecie pokoleń każdej ludzkiej jednostce: „Jak może czysty pochodzić od nieczystego?…” – pyta Job, i stwierdza: „… Nie ma ani jednego!”(Joba 14,4). A Dawid w swym pokutnym Psalmie, wyznając własną nieprawość, wskazuje zarazem na źródło wszelkiego zła: „Oto urodziłem się w przewinieniu, i w grzechu poczęła mnie matka moja.”(Ps 51,7).

Tragedię ludzkiej grzeszności w przejmującej skardze ap. Paweł przedstawił w Liście do Rzymian, gdzie opisał własne bolesne zmagania:

    • Wiemy bowiem, że zakon jest duchowy, ja zaś jestem cielesny, zaprzedany grzechowi. Albowiem nie rozeznaję się w tym, co czynię; gdyż nie to czynię, co chcę, ale czego nienawidzę, to czynię. A jeśli to czynię, czego nie chcę, zgadzam się z tym, że zakon jest dobry. Ale wtedy czynię to już nie ja, lecz grzech, który mieszka we mnie. Wiem tedy, że nie mieszka we mnie, to jest w ciele moim, dobro; mam bowiem zawsze dobrą wolę, ale wykonania tego, co dobre, brak; Albowiem nie czynię dobrego, które chcę, ale złe, którego nie chcę, to czynię. A jeśli czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię, ale grzech, który mieszka we mnie. Znajduję tedy w sobie zakon, że gdy chcę czynić dobrze, trzyma się mnie złe. Bo według człowieka wewnętrznego mam upodobanie w zakonie Bożym, a w członkach moich dostrzegam inny zakon, który walczy przeciwko zakonowi, uznanemu przez mój rozum i bierze mnie w niewolę zakonu grzechu, który jest w członkach moich. Nędzny ja człowiek! Któż mnie wybawi Z TEGO CIAŁA ŚMIERCI?” (Rz 7,14-24).

Należy pamiętać, że słowa te wyszły spod pióra człowieka, który żył bardzo blisko Pana Boga, poznał Jego wolę i przez całe swoje nawrócone życie, aż po męczeńską śmierć, był oddanym sługą Jezusa Chrystusa.

Zatrzymajmy się przez chwilę

przy tragicznym fenomenie ludzkiej grzeszności. Jak lepiej możemy zrozumieć i ogarnąć istotę naszej grzesznej natury? Aby to zilustrować, posłużę się pewnym osobistym przeżyciem:

Wiele lat temu przypadkowo znalazłem się w Kłodzku na Dolnym Śląsku. Mając kilka wolnych godzin, postanowiłem zwiedzić zamek, który – zbudowany na potężnym masywie skalnym – wznosi się wysoko ponad miastem. Patrząc z murów, zdumiewałem się, że w tak niedostępnym miejscu mogła powstać taka potężna budowla. Po mniej więcej godzinie „przykleiłem” się do jakiejś wycieczki, by posłuchać objaśnień przewodnika, który bardzo ciekawie opowiadał o tym miejscu. Gdy w jakiejś chwili przewodnik pozwolił wycieczkowiczom rozejrzeć się po okolicy z wysokich murów, zagadnąłem go, czy mogę o coś spytać.

Tak, oczywiście” – odrzekł.

Proszę mi powiedzieć, czy ten zamek był kiedykolwiek zdobyty przez wojska nieprzyjacielskie?” – poprosiłem

Tak, był zdobyty. Jeden raz w całej swojej historii…”

Jak to było możliwe w tamtych czasach – drążyłem. Przecież tutaj nie sposób się wedrzeć; na to trzeba by lotnictwa!”

Spojrzał na mnie uważnie, uśmiechnął się smutno i powiedział:

Tak, ma pan rację. Ale wtedy doszło do zdrady; ktoś w nocy otworzył jedną z bram i nastąpił pogrom. Niestety… Gdyby nie to, zamek nigdy nie padłby łupem nieprzyjaciela!”

Tamta historia pojawia się w moich wspomnieniach za każdym razem, gdy myślę o ludzkiej grzesznej naturze. Grzech popełniony w Ogrodzie Eden, który jak wirus zainfekował naszą naturę, wprowadził do naszego wnętrza zdrajcę fatalną skłonność, która w chwili pokusy „otwiera bramę” grzechowi! Wcześniej, gdy stworzony przez Boga człowiek był istotą sprawiedliwą w swym wnętrzu i w swych czynach – był niezdobyty jak zamek pełen wiernych obrońców. Potem wszystko się zmieniło…

Fakt, że wszyscy ludzie

posiadają grzeszną naturę i ulegają jej mniej lub bardziej, powoduje, że jako grzesznicy wszyscy zasłużyliśmy na śmierć, gdyż „zapłatą za grzech jest śmierć” (Rz 6,23); „Przeto jak przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, tak i na wszystkich ludzi śmierć przyszła, bo wszyscy zgrzeszyli” (por. Rz 5,12). A z tego wynika wprost, że wszyscy bez jakiegokolwiek wyjątku, jako potomkowie Adama i Ewy, potrzebujemy Zbawiciela! I nie było, nie ma, i nie będzie wśród całej ludzkiej populacji nikogo, kto mógłby odmienić własną sytuację, a tym bardziej odmienić sytuację innych ludzi!

Jak wobec tego ocenić domniemanie, że Zbawcą ludzkości stał się jeden z synów Adama i Ewy?

Po prostu, jako katastrofalny błąd! Pamiętam, że w momencie, gdy ktoś po raz pierwszy w mojej obecności wygłosił taki pogląd, oczyma wyobraźni zobaczyłem tonącego w bagnie człowieka, który chce się uratować, ciągnąc się za… włosy na swojej głowie!

Jest to wyjątkowo absurdalna postawa.

Natomiast prawda jest taka, że to jedynie Pan Bóg mógł nas uratować i rzeczywiście nas uratował ze śmiertelnej pułapki. O tym świadczy Pismo Święte, gdy ustami Psalmisty wyznaje, że to Pan Bóg „wyciągnął mnie z dołu zagłady, z błota grząskiego. Postawił na skale nogi moje i umocnił kroki moje” (Ps 40,3)!

Naturalna grzeszność każdego człowieka powoduje, że nikt z ludzi nie może być zbawcą – ani siebie samego, ani kogokolwiek innego! Jak napisano: „Przecież brata żadnym sposobem nie wykupi człowiek, ani też nie da Bogu za niego okupu. Bo okup za duszę jest zbyt drogi i nie wystarczy nigdy, by mógł żyć dalej na zawsze i nie oglądał grobu” (Ps 49,8.9).

Zbawcą mógł zostać, i rzeczywiście został Ten, który nie był synem Adama, lecz z woli Ojca stał się „drugim Adamem” („Jako napisano: Pierwszy człowiek Adam stał się istotą żywą, ostatni Adam stał się duchem ożywiającym… Pierwszy człowiek, jest z prochu ziemi, ziemski; drugi człowiek jest z nieba” (1 Kor 15,45.47). I tylko On, jednorodzony Syn Ojca, który przyszedł z Nieba na Ziemię, by tutaj stać się Człowiekiem na podobieństwo doskonałego w swym człowieczeństwie Adama – zanim ten zgrzeszył – mógł się stać i rzeczywiście stał się naszym Zbawicielem!

Pismo Święte orzeka jednoznacznie, że naszym Zbawcą jest Pan Bóg („Ja, jedynie Ja, jestem Panem, a oprócz mnie nie ma wybawiciela” – Iz 43,11; por. 1 Tym 2,3; 4,10), który dokonał tego przez ofiarowanie „Baranka Bożego, który gładzi grzech świata” (Jan 1,29) – Pana Jezusa Chrystusa (por. 1 Jana 4,9.10)! Biblia nie pozostawia cienia wątpliwości co do tego, że zbawienie od początku do końca jest Dziełem Bożym i Darem Bożym dla grzesznego człowieka! Naucza, że miłość Boga do ludzi była tak wielka, że Najwyższy nie cofnął się przed największą osobistą ofiarą – zdecydował, że odda Swego jednorodzonego Syna, aby uratować niewierne stworzenie. W pierwszym Liście ap. Jana czytamy: „W tym objawiła się miłość Boga do nas, że Syna swego jednorodzonego posłał Bóg na świat, abyśmy przezeń żyli. Na tym polega miłość, że nie myśmy umiłowali Boga, lecz że on nas umiłował i posłał Syna swego jako ubłaganie za grzechy nasze” (4,9.10).

Tę Bożą miłość podważa każdy, kto twierdzi, że to nie Syn Najwyższego, lecz jeden z ludzi cierpiał i umarł za nasze grzechy! Bo przy takim zrozumieniu, to nie Bóg Ojciec poniósł koszt naszego odkupienia, On tylko tak pokierował wypadkami, że to my, ludzie, oddaliśmy jednego z nas, aby za nas cierpiał i umarł…

To samo dotyczy Bożej Łaski. W Liście do Efezjan napisano: „Albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie z was: Boży to dar; nie z uczynków, aby się kto nie chlubił”( 2,8.9). Jeżeli jednak naszym zbawicielem był potomek Adama i Ewy, to ludzkość nie zawdzięcza swego zbawienia Łasce (a więc niezasłużonej przychylności ) Najwyższego, gdyż cenę naszego zbawienia zapłacił jeden z nas – czyli, że zbawiliśmy się sami!

Jak bardzo musi być zwiedzione ludzkie serce, by przez zmyślone opowieści i teologiczne matactwa kwestionować BOŻĄ MIŁOŚĆ?!

Powyższe cytaty pozwalają odkryć,

z jakiej koncepcji teologicznej zrodziło takie myślenie. Jak już pisałem, wydawcy Filadelfii reprezentują jedno ze skrajnych, radykalnych skrzydeł adwentyzmu, i za jego głównym nurtem wyznają, że Jezus Chrystus przyszedł na świat w grzesznym ludzkim ciele – a mimo to był w stanie zachować doskonale wszystkie prawa, ustawy i przepisy Zakonu. Z tego wynika – twierdzą dalej – że każdy chrześcijanin, jeśli tylko trwa w wystarczająco bliskiej relacji z Bogiem, jest w stanie prowadzić bezgrzeszne życie. Perfekcjonizm już wielokrotnie dawał o sobie znać w historii chrześcijaństwa, i zawsze rodził smutne następstwa. To z takich kręgów wyszli np. nauczyciele głoszący, że Ofiara Golgoty gładzi tylko grzechy popełnione do chwili chrztu, zaś potem wierzący w Chrystusa, jeśli chce być zbawiony, musi prowadzić całkowicie bezgrzeszne życie! Bo – argumentowali powołując się na Pismo – „Każdy, kto w nim mieszka, nie grzeszy; każdy, kto grzeszy, nie widział go, ani go nie poznał. Dzieci, niech was nikt nie zwodzi; kto postępuje sprawiedliwie, sprawiedliwy jest, jak On jest sprawiedliwy. Kto popełnia grzech, z diabła jest, gdyż diabeł od początku grzeszy. A Syn Boży na to się objawił, aby zniweczyć dzieła diabelskie. Kto z Boga się narodził, grzechu nie popełnia, gdyż posiew Boży jest w nim, i nie może grzeszyć, gdyż z Boga się narodził.” (1 Jana 3,6-9).

Ten fragment wystarczał chrześcijańskim radykałom, by potępić każdego, komu przydarzył się upadek. To z kolei musiało prowadzić, albo do skrajnej rozpaczy, albo do obłudy – bo któryż chrześcijanin może powiedzieć o sobie, że nie zgrzeszył po uwierzeniu i chrzcie?!… W konsekwencji jedni wpadali w rozpacz z powodu odrzucenia i poczucia wiecznego potępienia, zaś inni – tonąc w obłudzie i zakłamaniu – udawali bezgrzesznych… A przecież, gdyby chcieli właściwie zrozumieć słowa ap. Jana, odkryliby wkrótce, że tego rodzaju pogląd był mu całkowicie obcy!

(c.d.n.)

Przypisy:

  1. FAKTY i mity, Nr 27 (748), 4-10.VII.2014, str. 21.

  2. Tamże.

  3. Cytat z rozpowszechnianego w zborach KChDS opracowania zatytułowanego „Moje przemyślenia: Kim był Jezus” , str. 5. (archiwum prywatne – SK).

  4. Praca zbiorowa, Wierzyć tak jak Jezus, Chrześcijański Instytut Wydawniczy „Znaki Czasu”, Warszawa 1998, str. 46.47.

  5. Ostatnie Pokolenie”, w: Filadelfia, nr. 6 /kwiecień/ 2012 rok, s. 25.

  6. Tamże, str. 26.