„Gdyż aż do nieba dosięgły grzechy jego…” (2)

image_pdfimage_print

Obrzydzenie i narastający gniew!

Kwestią, która budzi szczególne obrzydzenie i narastający gniew, jest potworne zakłamanie krajowych episkopatów na świecie, które wypracowały mechanizm zaprzeczania faktom, a gdy to nie jest już możliwe, ukrywania przestępców w sutannach w różnych miejscach (przenoszenie do innej parafii, wysyłanie na zagraniczne misje, itp., itd.) – by ich ochronić przed sprawiedliwą karą!

Odrazę i gniew budzi hucpa hierarchów, ich arogancja i okazywane ostentacyjnie lekceważenie zarówno ofiarom pedofilów, jak i ich obrońcom. A znacznie gorzej jest, gdy cywilne władze, powołane do ochrony obywateli i przestrzegania porządku prawnego, przymykają oczy na skandaliczne zachowanie upierścienionych kościelnych dygnitarzy… Bo przecież – zgodnie z obowiązującym nas wszystkich porządkiem prawnym – ten, kto pomaga przestępcy w bezprawnym działaniu, albo udaje że tego nie widzi, chroniąc w ten sposób winnego przed karą, powinien być pociągnięty do odpowiedzialności! A czy ktoś z nas słyszał, że ten i ów biskup czy arcybiskup, za taką właśnie działalność został postawiony w stan oskarżenia ze wszystkimi tego konsekwencjami?… Rodzi się zatem pytanie, jak to jest z tą – deklarowaną oficjalnie przy różnych okazjach – „równością wobec prawa” wszystkich obywateli naszego kraju?… Przecież takie zachowanie władz różnych szczebli, jest korupcją w najbardziej odrażającej postaci!

Na szczęście w poszczególnych krajach, gdzie obywatele upomnieli się stanowczo o swoje niezbywalne prawo do godności i ochrony konstytucyjnej, a władze cywilne, przestały ulegać wpływom czy wręcz dyktatowi tego czy innego kościoła, sytuacja zaczęła się radykalnie zmieniać. Jak powszechnie wiadomo, w ostatnich dziesiątkach lat miało to miejsce w Stanach Zjednoczonych, Australii, Irlandii, w Niemczech i jeszcze innych państwach, gdzie diecezje katolickie za seksualne nadużycia kleru, musiały publicznie wziąć na siebie moralną odpowiedzialność za popełnione przestępstwa! I wypłacać wielomilionowe odszkodowania!

To prawda, że pedofile w sutannach

nie są jedyną grupą zawodową, której to dotyczy. Do molestowania dzieci często dochodzi w rodzinach, a także w niemal każdym środowisku. Tam jednak przypadki takie są nieporównanie szybciej stwierdzane, nagłaśniane i surowo karane.

A przecież od pedofilów w sutannach – którzy mienią się być przewodnikami duchowymi, nauczycielami moralności i etyki oraz strażnikami ludzkich sumień – słusznie wymaga się znacznie więcej!

Tymczasem praktyka przeczy rzeczywistości!

Dla mnie najbardziej zatrważające są sytuacje, gdy molestowane dziecko, zostaje odrzucone przez rodzica, który nie wierzy, że tego dopuścił się ksiądz!… Znane są przypadki, gdy matka przeklina i piętnuje córkę, która u niej szukała współczucia i pomocy, bo prostej kobiecinie nie mieści się w głowie, aby „nasz zacny ksiądz”, mógł się tego dopuścić …!

A tymczasem doniesienia o seksualnych ekscesach księży molestujących dzieci i młodzież w parafiach, seminariach i podobnych miejscach, mnożą się.

Ale nie tylko to.

Co jakiś czas ujawniane są przypadki znęcania się nad dziećmi w ośrodkach prowadzonych przez siostry zakonne, nieraz tak straszne, że aż trudno w nie uwierzyć. Niestety, po dokładnym sprawdzeniu, te przerażające historie okazują się prawdziwe!… Zapoznając się z nimi, zastanawiałem się, kto tym „opiekunkom” powierzył dzieci?… Gdzie były urzędy i osoby odpowiedzialne za nadzór nad ich działalnością?…, a także, dlaczego, gdy w końcu sprawy wyszły na jaw, wymiar sprawiedliwości tak ociężale się nimi zajmował…?

Spośród mnóstwa znanych i nagłośnionych przypadków, jeden zbulwersował mnie szczególnie. Oto historia Boromeuszki, „siostry Bernadetty”, kierującej domem dziecka w Zabrzu, w którym – za jej wiedzą i zgodą, a często wręcz z jej inspiracji, dzieci były poniewierane i bite, głodzone i gwałcone!… A gdy wreszcie, po wielu latach tego procederu, kobieta ta stanęła przed sądem, za krzywdzenie (i zachęcanie do krzywdzenia) oddanych pod jej opiekę dzieci, ta koszmarna zakonnica została skazana na… dwa lata więzienia! Jednak i tak przez dłuższy czas wciąż nie odbywała nawet tej śmiesznie niskiej kary, zasłaniając się wiekiem (59 lat)! W związku z tym na forum internetowym ukazało się wiele wpisów. Oto jeden z nich;

  • „[…] Psycholog za posiadanie nagich zdjęć dzieci, został skazany na 8 lat więzienia bez prawa do przerwy w odbywaniu kary […] A siostra Boromeuszka, której zwyrodnienie i bestialstwo trudno mierzyć w normalnych ludzkich kategoriach, dostaje 2 lata, a kara jest wciąż odraczana! […] Ale nie tylko s. Betrnadetta powinna stanąć przed wymiarem sprawiedliwości, bo winnych jest więcej. Te krzywdzone dzieci miały próby samobójcze, były posiniaczone, gwałcone i apatyczne – a lekarze (którzy je badali), pedagodzy, psychologowie, katecheci i nauczyciele, którzy o tym wiedzieli, uczyli te dzieci, czuwali nad ich moralnością nic w tej sprawie nie robili! Przecież w ten sposób oni wszyscy brali w jakiś sposób udział w tej sadystycznej grupie…”.

W tym miejscu nie można się dziwić pytaniom, gdzie byli policjanci i prokuratorzy, badający tę sprawę, którzy w innej sytuacji, za skradzionego w sklepie przysłowiowego wafelka, wyciągają surowe konsekwencje?!…

Jak powszechnie wiadomo, przypadki molestowania seksualnego,

dotyczą nie tylko szeregowych księży w parafiach, ale także duchownych wysokiego szczebla. W takich sytuacjach po raz kolejny pojawia się (powinno się pojawić!) pytanie o równość wszystkich obywateli wobec prawa, oraz o odpowiedzialność kościelnych hierarchów za tolerowanie takich przypadków pośród własnego grona, a szerzej – ich odpowiedzialność za zgorszenie i demoralizację parafian, którzy – widząc, iż pasterzom w sukienkach kolejne skandale uchodzą na sucho – naśladują ich czyny!

Przykłady można by mnożyć:

  • Wciąż jeszcze nie cichnie skandal z poznańskim arcybiskupem Juliuszem Paetzem, który przez lata bezkarnie molestował kleryków, a gdy ostatecznie został zdymisjonowany przez JP II i odsunięty od posług, uznał, że jest to dla niego krzywdą i nie ma przeszkód, by uczestniczyć w różnorakich oficjalnych uroczystościach kościelnych. I kiedy np. w 2016 roku zamierzał uczestniczyć w oficjalnych obchodach 1050-lecia chrztu Polski, na pytanie dziennikarzy o swą posługę, odpowiedział butnie: „A czemu nie? I to nie jako gość; ja tu jestem u siebie!”… Rok później (a więc zaledwie dwa lata temu!) wraz z arcybiskupem Gądeckim odprawił uroczystą wielkoczwartkową mszę w Poznaniu!…

  • Ostatnio bardzo głośną stała się wstrząsająca historia zamieszkałej w Australii Polki, p. Barbary Borowieckiej, molestowanej (wraz innymi dziećmi) przez <legendę Solidarności>, ks. H. Jankowskiego. Historię kobiety, która po latach, goszcząc w rodzinnym Gdańsku, stanęła oko w oko z… pomnikiem prałata postawionym obok kościoła „św. Brygidy”, poznała cała Polska z telewizyjnego reportażu i licznych, burzliwych dyskusji na ten temat. Przez długie lata informacje o pedofilii tego księdza (o której nie mogli nie wiedzieć ludzie z jego otoczenia) napastującego dzieci w brudnych piwnicach gdańskiej kamienicy sąsiadującej ze słynnym kościołem „św. Brygidy”, były zamiatane pod dywan… Mało tego, bo po śmierci księdza, nagrodzono go spiżowym pomnikiem stojącym na cokole w pobliżu kościoła „św. Brygidy” w Gdańsku. Dopiero po nagłośnieniu tych skandalicznych faktów, pomnik został zniszczony przez oburzonych gdańszczan!

Fakty te, przedstawione szczegółowo w reportażu, z narracją p. Borowieckiej, a potem komentowane szeroko w mediach, są dobrze znane, i nie ma potrzeby, je tutaj omawiać.

Dodam tylko, że p. Borowiecka, zwróciła w tej sprawie pisemnie do kurii gdańskiej, i tam też wysłała stosowne materiały, a potem przyjechała do Polski na obiecane przez gdańską kurię spotkanie. Niestety, do oczekiwanego spotkania nie doszło po dziś dzień, a w końcu – gdy p. Borowiecka wróciła już do Australii – kuria w krótkim piśmie powiadomiła ją, że skoro prałat już nie żyje, sprawa zostaje… umorzona!

A jak na te sprawy reagują wierni?

Reakcje są różne.

Wsłuchując się w głosy parafian, nie ma wątpliwości, że znaczna część środowisk rzymsko-katolickich jest do głębi wstrząśnięta i oburzona! Ludzie mają już dość obłudy i zakłamania swych pasterzy, i coraz donośniej brzmią głosy żądające, by wzorem innych narodów, także u nas bezwzględnie i surowo rozliczyć przestępców w sutannach – i to nie tylko w parafiach, ale także tych purpuratów, którzy zło tuszowali i ukrywali księży-pedofilów.

Ale są też reakcje krańcowo odmienne. Niemała grupa parafian – zwłaszcza ludzie starsi wiekiem i pozostający w bliskich relacjach z duchowieństwem – nieufnie odbierają wszelkie informacje o przypadkach pedofilii księży. I niemal regułą jest, że – lekceważąc jednoznaczne dowody – gwałtownie zaprzeczają ujawnionym faktom, oraz nieufnie i wrogo traktują ofiary molestowania… A jeśli dowody są oczywiste, często nie wahają się winą obarczyć… skrzywdzone dzieci! Bo to one – jak to ujął niedawno jeden ze znanych biskupów (cytuję z pamięci) – „szukając ciepła i bliskości, wciągają w grzech także kapłana”…!

Nie wiem, czy ta skandaliczna wypowiedź hierarchy, miała na celu pomniejszenie winy pedofila, czy wręcz jego uniewinnienie…?

Od dłuższego czasu zastanawiam się, co takiego tkwi w mentalności dużej części polskiej społeczności katolickiej, że nawet ujawnione w ostatnich latach i miesiącach skandale duchowieństwa, m.in. w głośnym fabularyzowanym filmie Swarzowskiego („Kler”), czy dokumencie braci Sekielskich („Tylko nie mów nikomu!”), które niewątpliwie wstrząsnęły świadomością społeczności katolickiej, nie wywołały takiej reakcji i nie uruchomiły takich działań, jak to miało miejsce w innych państwach, w tym także w państwach dotąd ultrakatolickich (np. w Irlandii)?!…

I druga kwestia: Co kościół rzymsko-katolicki, który w tysiącletniej historii Polski miał nieograniczony wpływ (wręcz monopol!), na duchowość i codzienne życie swoich wyznawców, wpoił w ich umysły i sumienia – czym wypełnił ich dusze?!

Ujawnione fakty, wstrząsnęły – bo nie mogły nie wstrząsnąć! – umysłami uczciwych katolików i wywołały ich ostrą reakcję. Zgorszeni parafianie, choć już wcześniej wiedzieli o różnych wyczynach swych księży, i od jakiegoś czasu patrzeli na nich raczej jak na kościelnych urzędników, niż oddanych duszpasterzy, teraz przecierają oczy ze zdumienia i w prywatnych rozmowach, w dosadnych słowach surowo oceniają ich postawę i czyny! I uważają, że winnych należy bezwzględnie osądzić i surowo ukarać! Tego samego oczekuje coraz większy procent rzymsko-katolików młodszego pokolenia, a także co światlejsi rzymskokatoliccy duchowni różnych szczebli!

Ale póki co, wbrew oczekiwaniom ludzi szczerych i prostolinijnych, polski episkopat znalazł sposoby, by powstrzymać nadciągającą burzę, stępić ostrze krytyki i wyciszyć swych najgłośniejszych oponentów. Co więcej, hierarchowie potrafili także ograniczyć wpływ tej części duchowieństwa, która oficjalną politykę episkopatu poddała publicznie surowej ocenie i stanowczej krytyce, żądając radykalnych zmian… Kto dopomógł hierarchom?

Zdaniem wielu obserwatorów, największą rolę odegrał tu, sprawdzony wielokrotnie w naszych dziejach, „sojusz tronu z ołtarzem” – czyli wzajemne poparcie, jakiego w okresach kryzysów udzielają sobie przywódcy polityczni i przywódcy religijni, którzy za pomocą kłamstwa i manipulacji wpływają na nastroje nieświadomego rzeczy ludu… To za ich sprawą najbardziej krytyczni wobec nieuczciwych polityków i zakłamanych hierarchów ludzie – zwłaszcza publicyści i dziennikarze śledczy – są poddawani różnorakim naciskom i zastraszani, albo zwalnia się ich z pracy w takiej czy innej stacji radiowej lub TV…

A prości ludzie?

Wielu jest tak sfanatyzowanych, że nie słuchają nikogo prócz księdza, a dla ofiar mają jedynie słowa potępienia.

Kolejni są zbyt leniwi i nie chcą się zagłębiać w sprawy, które – jak sądzą – ich nie dotyczą.

Inni, mimo iż wiedzą, że dzieje się źle i coraz gorzej, zbyt kochają „święty spokój”, by zająć stanowisko; i w rezultacie bezmyślnie idą za większością!

A jeszcze inni, liczą na obiecywane profity („bo wiesz, te kilkaset złotych się przyda…), i milczą…

c.d.n.