„Końcem zakonu jest Chrystus…” (3)

image_pdfimage_print

Kwestia czwarta: Czy człowiek, który świadomie i rozmyślnie grzeszy, jest biblijnym chrześcijaninem?

To pytanie może też brzmieć: Czy człowiek, który świadomie i rozmyślnie przestępuje Boży Zakon, jest biblijnym chrześcijanin?

Jest smutną prawdą, że chociaż zostaliśmy odrodzeni „z wody i z Ducha” (Jan 3,1-6), wciąż jednak, żyjąc w ziemskich, grzesznych ciałach, jesteśmy narażeni na pokusy i upadek – a każdy grzech wywołuje wewnętrzne bolesne rozdarcie, które ap. Paweł opisał na swoim osobistym przykładzie:

  • Wiemy, że Prawo jest duchowe, ja natomiast jestem cielesny i podlegam grzechowi. Nie umiem bowiem pojąć tego, co czynię. Nie czynię tego, co chcę, lecz to czynię, czego nienawidzę. Jeśli zaś czynię to, czego nie chcę, przyznaję Prawu, że jest ono dobre. Dlatego już nie ja to czynię, lecz grzech, który we mnie przebywa. Wiem, że nie mieszka we mnie – to znaczy w moim ciele – dobro. Chęć bowiem dobrego czynu szybko zjawia się we mnie, wykonanie jednak – nie! Bo nie czynię dobra, którego chcę, lecz popełniam zło, którego nie chcę. Jeśli zaś czynię to, czego nie chcę, nie ja to wykonuję, lecz grzech, który we mnie przebywa. Wyraźnie więc doświadczam, że we mnie, który chcę czynić dobro, przebywa zło. Zgadzam się bowiem z Prawem Boga, lecz dzieje się to wbrew temu wszystkiemu, co jest we mnie. Dostrzegam w sobie inne prawo – przeciwstawiające się prawu mojego umysłu i poddające mnie w niewolę prawa podyktowanego przez grzech, który we mnie przebywa. Jestem nieszczęśliwym człowiekiem! Któż mnie wyrwie z ciała podległego tej śmierci? Bogu niech będą dzięki przez Jezusa Chrystusa, naszego Pana. Tak więc ja sam , dzięki umysłowi, jestem sługą Prawa Bożego, a przez ciało jestem niewolnikiem prawa podyktowanego przez grzech” (Rz 7,14-25 BP).

Doświadczenie to – niezwykle bolesne dla Apostoła – jest stałym doświadczeniem wszystkich chrześcijan o wrażliwych, napełnionych Duchem Bożym sercach.

Znamy to dobrze z autopsji.

Są okresy gdy – napełnieni mocą Bożą – zwycięsko pokonujemy diabelskie pokusy, co napełnia nas radością i wznosi na duchowe wyżyny… A potem nagle i nieoczekiwanie potykamy się na swej przyrodzonej słabości, nieostrożności lub zadufaniu i… leżymy w prochu drogi!

Jak Szymon Piotr, który – prawy w sercu i szczery w intencjach – najpierw w duchowym uniesieniu zapewniał: „Choćbym nawet miał umrzeć z tobą, nie zaprę się ciebie” (Mk 14,31), a potem, w lęku i przerażeniu po trzykroć „zaczął się zaklinać i przysięgać: Nie znam tego człowieka, o którym mówicie” (Mk 14,71)…

W życiu codziennym każdego z nas,

dochodzi do sytuacji, na które nie jesteśmy przygotowani – wtedy nie zawsze wiemy, co powiedzieć, jak się zachować i jaką podjąć decyzję… I to najczęściej wtedy padają słowa, które nie powinny paść, i w innej sytuacji pewnie by nie padły… zdarzają się fatalne reakcje, jakich się potem wstydzimy… i dochodzi do zaskakujących, grzesznych czynów…

Każdy z takich przypadków zawstydza i boli, zwłaszcza gdy dociera do nas, że nie tylko przestąpiliśmy Boży zakon, ale równocześnie zawiedliśmy Bożą miłość!…

Ta świadomość odzywa się w sercach i sumieniach głosem <piejącego kura>, wywołując poczucie winy, żal i gorzkie łzy („… Wtedy załamał się i wybuchnął płaczem” – Mk 14,72).

Pan widział i przyjął skruchę Piotra, i potem, po Swym zmartwychwstaniu, odbył z nim rozmowę, w której trzykrotnie padło jedno podstawowe pytanie: „Szymonie… czy ty Mnie miłujesz?”, a szczera odpowiedź skruszonego, i teraz już świadomego swych ograniczeń Piotra, została nagrodzona powierzeniem mu z zaufaniem obowiązków Apostoła (por. Jan 21,15-17).

Pan Jezus Chrystus od początku wiedział, że Piotr się Go zaprze. Tak jak wiedział, iż ten bogobojny i oddany uczeń, będzie przerażony i duchowo rozbity tym, czego się dopuścił. Wiedział też, że mimo chwilowej słabości i upadku, Piotr dostąpi odpuszczenia i będzie Jego oddanym sługą.

Dokładnie tak samo jest z nami, i z naszą grzesznością.

Pan Bóg wie, że na ziemi żyjemy w ciałach podatnych na słabości i grzechy, i – niestety – czasami upadamy. O tym wiedzieli – choćby dlatego, że tego osobiście doświadczali – uczniowie Jezusa Chrystusa. Jeden z nich, Jan, napisał:

  • Jeśli mówimy, że grzechu nie mamy, sami siebie zwodzimy, i prawdy w nas nie ma Jeśli wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy, i odpuści nam grzechy, i oczyści nas od wszelkiej nieprawości. Jeśli mówimy, że nie zgrzeszyliśmy, kłamcę z Niego robimy i nie ma w nas Słowa Jego” (1 Jana 1,8.10);

Najwyższy wie, że choć staliśmy się Jego, oczyszczonymi w krwi Jezusa Chrystusa dziećmi, to wciąż ciąży nad nami nasza grzeszna natura – i tak będzie aż do śmierci. On widzi, że od chwili duchowego odrodzenia stanowczo porzuciliśmy drogę grzechu, ale wie też, że grzech jako potknięcie i upadek, będzie się nam jeszcze przydarzał.

((W tym kontekście możemy zrozumieć, dlaczego ap. Jan wyraża w swym Pierwszym Liście dwie, jakby całkowicie przeciwstawne opinie, (1): Każdy, kto w Nim mieszka, nie grzeszy; każdy, kto grzeszy, nie widział Go, ani Go nie poznał” (3,6) oraz (2): Jeśli mówimy, że grzechu nie mamy, sami siebie zwodzimy, i prawdy w nas nie ma. Jeśli wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy; i odpuści nam grzechy, i oczyści nas od wszelkiej nieprawości” (1,8.9). – Apostoł nie zaprzecza sobie samemu, lecz w pierwszym cytacie mówi o stanowczym porzuceniu przez wierzących drogi grzechu, a w drugim odnosi się do potknięcia, upadku, do którego się przyznajemy, i z którego, po wyznaniu winy, zostajemy oczyszczeni.))

Skoro rzeczy tak się mają, kwestią zasadniczą i najważniejszą jest: Jak powinniśmy się zachować, by zostać oczyszczeni z popełnionego grzechu?

Że jest to konieczne – a co najważniejsze – możliwe, świadczą o tym (cytowane już powyżej) słowa: „Jeśli zaś chodzimy w światłości, jak On sam jest w światłości, społeczność mamy z sobą, a krew Jezusa Chrystusa, Syna jego, oczyszcza nas od wszelkiego grzechu” (1 Jana 1,7). I następne: „Jeśli wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy, i odpuści nam grzechy, i oczyścić nas od wszelkiej nieprawości” ( 1 Jana 1,9).

Tak więc ten, kto odkrył, że właśnie zgrzeszył, powinien:

  • przyznać w swym sumieniu, że dopuścił się określonego przestępstwa,

  • wyznać ten grzech Bogu,

  • poprosić o oczyszczenie w krwi Jezusa Chrystusa.,

Te trzy akty (albo kroki), to znana, wręcz <wydeptana> droga, którą bardzo często przechodzą odrodzone z Ducha dzieci Boże. Jest to droga skruchy i żalu, pokory, wyznania i prośby, na końcu której każdy z nas doznaje uwolnienia i przeżywa wielką radość, że „wierny i sprawiedliwy Bóg znów odpuścił mój grzech i oczyścił mnie od wszelkiej nieprawości”!

A co dalej?

To pytanie jest jak najbardziej zasadne. O tym samym myślał ap. Paweł, gdy w Liście do Rzymian – radując się z okazanej nam Łaski, zapytał: „Cóż więc powiemy? Czy mamy pozostać w grzechu, aby łaska obfitsza była?”, a potem stanowczo odpowiedział: „Przenigdy! Jakże my, którzy grzechowi umarliśmy, jeszcze w nim żyć mamy?” (Rz 6,1.2)!

Ten, komu okazano łaskę, powinien unikać grzechu!

A skoro grzech, to „przestępstwo zakonu” (1 Jana 3,4), czyli Bożego Prawa, albo inaczej Bożych przykazań, znaczy to, iż oczyszczony winowajca powinien się starać żyć zgodnie z Bożymi przykazaniami, rozumiejąc, że jest to właściwy i w gruncie rzeczy najlepszy sposób okazania swojej miłości Bogu, jak również naszym bliźnim:

  • Każdy, kto wierzy, że Jezus jest Chrystusem, narodził się z Boga, a każdy, kto miłuje Tego, który zrodził, miłuje również Tego, który z Niego został zrodzony. Po tym poznajemy, że miłujemy dzieci Boże, iż Boga miłujemy i wypełniamy Jego przykazania. NA TYM BOWIEM POLEGA MIŁOŚĆ DO BOGA, IŻ WYPEŁNIAMY JEGO PRZYKAZANIA, a przykazania Jego nie są trudne (1 Jana 5,1-3 BP).;

  • Nikomu nic winni nie bądźcie prócz miłości wzajemnej; kto bowiem miłuje bliźniego, zakon wypełnił. Przykazanie bowiem: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj i wszelkie inne w tym słowie się streszczają: Miłuj bliźniego, jak samego siebie. Miłość bliźniemu złego nie wyrządza; WYPEŁNIENIEM WIĘC ZAKONU JEST MIŁOŚĆ” (List do Rzymian 13,8-10).

Pamiętając o tym zastanawiam się, jakimi kategoriami myślą ci chrześcijanie, którzy często z wyraźnym lekceważeniem mówią o przykazaniach Bożego Dekalogu? A to tym bardziej, że z ust takich właśnie osób bardzo często słyszałem (i słyszę nadal), że „liczy się tylko miłość”:

  • Drogi panie – usłyszałem po raz -enty od jednej z takich osób – Bóg jest Bogiem miłości, Jezus Chrystus przyniósł nam miłość, jako chrześcijanie mamy się miłować, a pan tak często, zamiast o Bożej miłości, mówi nam o potrzebie przestrzegania przykazań! Czyżby pan nie wiedział, że wierzący w Chrystusa „umarli dla zakonu”?! Zakon zniewala i straszy konsekwencjami, a Chrystus ofiaruje nam pewność zbawienia!”

Niestety, i on i wielu innych zapominają, że miłość nie polega na mówieniu pięknych słów i składaniu wzniosłych deklaracji, lecz na oddanym, zgodnym z Bożymi przykazaniami codziennym życiu:

  • Nie każdy, kto do mnie mówi: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebios; lecz tylko ten, kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie. W owym dniu wielu mi powie: Panie, Panie, czyż nie prorokowaliśmy w imieniu twoim i w imieniu twoim nie wypędzaliśmy demonów, i w imieniu twoim nie czyniliśmy wielu cudów? A wtedy im powiem: Nigdy was nie znałem. Idźcie precz ode mnie wy, którzy czynicie BEZPRAWIE (Mt 7,21-23).

A czymże innym jest BEZPRAWIE, jeśli nie postępowaniem niezgodnym z Bożym Prawem i wbrew Bożemu Prawu (por. 1 Jana 3,4; 2,1-7)?!

I to dlatego odpowiedź na początkowe pytanie tego artykułu („Czy człowiek, który świadomie i rozmyślnie grzeszy, jest biblijnym chrześcijaninem?”, lub inaczej: „Czy człowiek, który świadomie i rozmyślnie przestępuje Boży Zakon, jest biblijnym chrześcijanin?”) – jest negatywna!

(c.d.n.)