Znów zabieram głos… (1)

image_pdfimage_print

Kilka miesięcy temu podjąłem na Stronie temat „Inicjatywy Escape”, ruchu, który w ostatnim roku rozwinął się w jednym ze zborów KChDS, i – potęgując duchowe i organizacyjne zamieszanie, w jakim od niemal dziesięciu lat pogrąża się coraz bardziej ta społeczność – wypacza duchowość jej (zwłaszcza młodych) członków!

Ale takie są niestety – jak napisałem w artykule – żałosne skutki lekceważenia teologii i zadziwiająca beztroska przywódców Kościoła, którzy zeszli na tę drogę i nie przejawiają woli zejścia z niej. To ich beztroska i bierność jest przyczyną, że wspólnota znalazła się w sytuacji łodzi bez steru, którą nawałnica pędzi do katastrofy!

Przypomnę, kto i jakimi drogami doprowadził do sytuacji,

gdy młodzi ludzie – którzy przecież zawsze byli przyszłością Kościoła – uwikłali się w sprawy, które ich wyraźnie przerosły.

Aby odkryć początki, trzeba – jak to już kilkakrotnie w moich artykułach wskazywałem – sięgnąć do pierwszych lat tego wieku, gdy w KChDS pojawiły się utyskiwania na nadmiar teologii, i zbyt duże obciążenie naukami Biblii, które staraliśmy się przekazać wyznawcom, zwłaszcza młodzieży.

Coraz śmielsze, momentami natarczywe apele o ograniczenie teologii, szeptane w uszy członków zborów, nie pozostały bez wpływu na ich myślenie. Pojawiły się opinie, że prowadzone przez wiele lat (dokładnie 32 lata w trybie zaocznym, plus cztery lata w trybie eksternistycznym) kształcenie młodzieży, jest nadmiernie skoncentrowane na omawianiu i „wbijaniu w głowy” różnic międzywyznaniowych, z czym związany jest wymóg pamięciowego opanowania wielu wersetów biblijnych!… Pojawiły się zarzuty o zbyt krytyczny stosunek do kościoła rzymskokatolickiego, „który dziś nie jest już taki, jak w dawnych czasach”!… Równolegle zarzucano, że w czasopismach wspólnoty zbyt wiele pisze się o papieskich błędach i ostrzega przed nimi a także przed wszelką aktywnością ekumeniczną, „chorobliwie wietrząc w nich wielkie zagrożenie”…

(Dla zasady dodam w tym miejscu, że o ile sprawom doktrynalnym istotnie poświęcaliśmy wiele czasu, to odpowiednio dużo czasu poświęcaliśmy także Ewangelii i ewangelizacji, duszpasterstwu, pracy z młodzieżą, homiletyce, katechetyce…)

Zadziwiająco łatwo apele o ograniczenie teologii znalazły poparcie gremiów decyzyjnych wyznania, co znalazło wyraz w konkretnych działaniach. I tak:

  • Podjęto decyzję o zaprzestaniu wydawania kwartalnika „Głos kaznodziejski”, gdzie autorzy wyjaśniali trudniejsze zagadnienia i fragmenty biblijne, odpowiadali na ważne pytania dotyczące nauki i religijnych praktyk Kościoła, przedstawiali historyczne i historiozoficzne procesy, które doprowadziły do odstępstwa w chrześcijaństwie. Wskazywali też na obecne wokół nas, obce Biblii wierzenia i praktyki, wykazując ich bezpodstawność i ucząc, jak skutecznie z nimi polemizować, broniąc prawd Pisma Świętego.

  • Przyzwolono na to, że jedyne czasopismo wyznania, kwartalnik „Duch Czasów”, zmieniło swój profil i zamiast prezentować czystą biblijną naukę i ujawniać błędy „wielkiej nierządnicy” z Księgi Objawienia Jana r. 17., wzywając szczere osoby do opuszczenia jej szeregów (por. Obj 18,1-7) – przestało się zajmować nadużyciami tej odstępczej instytucji i ogłaszać sąd Boży nad „Wielkim Babilonem, który winem swego wszeteczeństwa napoił wszystkie narody”! Jeśli celem takiej aktywności, było włączenie kwartalnika w chór głosów nawołujących do pseudo-miłości, która lekceważy Bożą wolę wyrażoną w Dekalogu, to decydenci zasłużyli na uznanie – ale nie u Boga! W efekcie tych działań „Duch Czasów” stał się bliźniaczo podobny do czasopism działających w myśl ekumenicznej zasady, by „pisać o tym, co łączy, a omijać wszystko, co mogłoby urazić jakąś osobę lub społeczność”, nawet gdy taka osoba lub wyznanie lekceważy elementarne prawdy Słowa Bożego!… – „Ale teraz mogę bez obaw zaproponować nasz kwartalnik sąsiadom i znajomym” – powiedział jeden z prominentnych pasterzy KChDS wyraźnie usatysfakcjonowany tym stanem rzeczy!

  • W Kościele zaniechano teologiczne kształcenie nie dbając o to, że wielu członków zborów – a zwłaszcza młodzież – pozbawieni nauki, wiedzy i doświadczenia, łatwo wpadają w zastawiane przez diabła pułapki – zwłaszcza ekumenizm i zwodnicze ruchy tzw. charyzmatyczne!

Niestety, nie jest to tylko potencjalne, ale realne niebezpieczeństwo – i to już się dzieje!

Pytam wprost: Kto jest temu winien, jeśli nie osoby ze świecznika, które ten obowiązek przyjęły na siebie wraz z objęciem piastowanych funkcji?!

Czego chcieć od niedoświadczonych młodych ludzi, skoro wielu rodziców, zborowych wychowawców, a nawet przywódców społeczności, nie potrafi lub nie dba o wywiązanie się z nałożonego na nich przez Boga obowiązku, by nauczać i bronić WSZYSTKICH zasad Pisma Świętego?! A przecież od samego początku – od dnia, gdy Izraelici stali się wybranym narodem Jahwe – nakazano im:

  • Słuchaj Izraelu, nasz Bóg, Jahwe – Jahwe jedyny! Będziesz miłował twojego Boga, Jahwe, z całego serca, z całej duszy twojej, ze wszystkich swych sił. Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci nakazuję. Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu. Przywiążesz je do twojej ręki jako znak. Niech będą ci one ozdobą między oczyma. Wypisz je na odrzwiach swojego domu i na twoich bramach…” (5 Mjż 6,4-9).

Niestety, zaniechano tego.

A sytuacja była coraz gorsza, do tego stopnia, że kilka lat temu podczas obrad dorocznego Synodu Kościoła, jeden z odważniejszych delegatów upomniał się głośno o nauczanie, którego braki są w zborach coraz bardziej zauważalne: „Jak tak dalej pójdzie – powiedział – to za kilka lat nasza młodzież będzie mieć poważne kłopoty, by obronić wyznawane przez siebie zasady wiary”.

– Wiedział, co mówi!

Działalność Escape,

zwłaszcza ekumeniczne zaangażowanie Inicjatywy, spotkała się z merytoryczną krytyką ze strony sporej grupy współwyznawców, w tym starszych wiekiem członków zboru, do którego należy wielu członków tego ruchu. Odbyło się kilka trudnych, burzliwych rozmów, a jej liderzy wydali oświadczenie, że ze względu na niekorzystny klimat, wycofują się ze współorganizacji imprezy ekumenicznej, zaplanowanej na maj 2017 roku, do której – pamiętajmy – przygotowywali się wespół z katolicką parafią św. Magdaleny w Cieszynie, Parafią Ewangelisko-Augsburską w Cieszynie, i Zborem „Elim” Kościoła Zielonoświątkowego.

Jednak treść oświadczenia i jego ton nie pozostawiały złudzeń: liderzy Escape zrezygnowali w tym roku ze współorganizacji imprezy, ale nie z kierunku, który obrali! Ulegli perswazji (czy naciskowi), jednak nic nie wskazuje na to, że uznali merytoryczne (a przede wszystkim biblijne) argumenty, jakie im przedstawiono w trakcie Facebookowej dyskusji i późniejszych rozmów. W tej sytuacji było oczywiste, że wkrótce nastąpi ciąg dalszy.

I tak się niestety stało, o czym nieco później.

Natomiast teraz chcę napisać o dwóch sprawach, które pozwalają zrozumieć, skąd „Escape” czerpie swą inspirację i jakie cele jej przyświecają, oraz jakich ma – świadomych, albo i nieświadomych (?) tego, co czynią – protektorów.

Sprawa pierwsza

sięga swymi korzeniami lat 80. ubiegłego wieku, kiedy to poszukujący Drogi Bożej młody, inteligentny, o ujmującej powierzchowności i obejściu człowiek (Krzysztof Z.), nawiązał dość bliski kontakt ze wspólnotą KChDS. Zapamiętałem go jako człowieka o otwartym umyśle i duchowej wrażliwości, który chłonął przedstawiane prawdy Słowa Bożego, w tym prawdę o biblijnym Dekalogu i Sabacie. I był taki moment, gdy pomyślałem, iż już niedługo będzie jednym naszych braci…

Niestety, wkrótce potem wyjechał, a że był to inny czas – nie było telefonów komórkowych i innych środków szybkiej łączności – nasz kontakt osłabł i w końcu zaniknął. A po kilku latach usłyszałem, że jest członkiem jednej z ewangelicznych, niedzielnych wspólnot religijnych w odległym mieście… To właśnie w tamtej wspólnocie, w jakimś momencie jako pastor zaczął usługiwać zborom… Po latach usłyszałem o nim ponownie w sytuacji, gdy dość liczna grupa młodzieży jednego z północnych zborów KChDS w swych poszukiwaniach zatrudnienia znalazła się w Warszawie, a tam nieoczekiwanie, zaczęła uczęszczać na nabożeństwa do zboru, którego pastorem był Krzysztof Z.!

Nie chcę się domyślać, czy oni go wcześniej znali, czy nie, ale faktem jest, iż od tamtego czasu duchowa łączność tych młodych ludzi z KChDS praktycznie przestała istnieć. Przy czym znamienny był fakt, że w niewielkiej odległości od Warszawy był (i jest do dziś) nasz zbór w Legionowie – ale grupa od początku nie była zainteresowana wspólnymi sobotnimi nabożeństwami… Pamiętam jeszcze rozmowę z jednym z tych młodych braci i moje pytanie o to, jak wygląda ich święcenie Sabatu i sobotnie nabożeństwa? – Odpowiedział, że owszem, w soboty nie pracują, ale spędzają ten czas m. in. na spacerach i wycieczkach rowerowych!… A na drugie pytanie, gdzie rozważają Słowo Boże i budują swą wiarę, odpowiedział, że „w zborze pastora Krzysztofa Z.”. W tym kontekście interesowało mnie, jak ten pastor patrzy na ich przestrzegania IV przykazania Dekalogu: – „On nie ma nic przeciwko Sabatowi, ale sam nie uznaje tego, za konieczne…”. Faktycznie, w końcu nie tak dawno on sam był bliski przestrzegania IV przykazania biblijnego Dekalogu.

W tym miejscu powiem coś od siebie:

Postawę pastora Krzysztofa Z., którą niektórzy traktują jako miłą i przychylną biblijnemu Dekalogowi i Sabatowi, ja odbieram z całkowitą dezaprobatą! Wbrew pozorom jest ona jawnie antynomiczna, a do tego – wyrażam tu wprost moje zdanie – obłudna i bałamutna. Ten człowiek jednym tchem wypowiada dwie sprzeczne opinie: (1) niby deklaruje, iż nie ma pozytywny stosunek do Bożego przykazania, (2) z drugiej strony zaś – nie święcąc Sabatu i mówiąc, że przestrzeganie Bożego przykazania „nie jest konieczne” – lekceważy je i deprecjonuje! – Co to ma wspólnego ze szczerością wobec Boga i ludzi, oraz z radą Pana Jezusa, by w każdej sprawie być uczciwym i prostolinijnym („Niechaj więc mowa wasza będzie; Tak – tak, nie – nie, bo co ponadto jest, to jest od złego” – Mt 5,37)?!…

Uczeń Jezusa Chrystusa, a zwłaszcza pasterz zboru, powinien być jednoznaczny w swych słowach i postawie, gdy chodzi o sprawy zasadnicze – a taką właśnie jest zachowywanie przykazań Bożego Dekalogu! Powinien unikać dwuznaczności, nie przystoi mu koniunkturalizm ani konformizm!

A jeśli ktoś w tym miejscu podniesie, że tolerancja w pewnych sprawach jest jak najbardziej wskazana, to oczywiście odpowiem, że tak, ale w sprawach podrzędnych, takich na przykład, jaką dla wierzących w Rzymie była kwestia wegetarian i przestrzegania żydowskich świąt obrzędowych (Rz r. 14.), a dla Koryntian obrzezka (1 Kor 7,17.18). W takich sprawach właściwym rozwiązaniem jest wzajemna tolerancja. Nie ma to jednak zastosowania do sprawy tak zasadniczej, jak przestrzeganie Dekalogu: „Obrzezanie nie ma żadnego znaczenia i nieobrzezanie nie ma żadnego znaczenia, ale tylko przestrzegania przykazań Bożych” (1 Kor 7,19) – stwierdził stanowczo namaszczony przez Jezusa Chrystusa Apostoł!

Z niemałym zdziwieniem dowiedziałem się ostatnio, pastor Krzysztof Z. od jakiegoś czasu jest też oficjalnie zapraszany do KChDS, bywa i usługuje na Zlotach Młodzieży i innych spotkaniach młodzieży zborowej!

Jest obecny, buduje swój autorytet i – w co nie wątpię – wywiera określony wpływ!

Lecz niech się nikt nie łudzi, że wywiera wpływ tylko poprzez to, co głosi oficjalnie z kazalnicy – to jest przez słowa i nauki, co do których jesteśmy zgodni. W moim przekonaniu więcej przekazuje i silniejszy wpływ wywiera poprzez bezpośrednie osobiste kontakty i rozmowy, gdy jest pytany lub po prostu opowiada o swoim zborze, a także upowszechnia swą ocenę nauk, które nas stanowczo dzielą. Wystarczy, że zapytany o Boże Prawo i Sabat, powie iż – jak mi to przekazał wspomniany wyżej młody brat z Warszawy – nie jest przeciwny Sabatowi, ale święcenia soboty nie uznaje za konieczne! Jak to wpłynie na (przynajmniej niektórych) młodych ludzi, którzy nie są dostateczni ugruntowani w nauce Pisma Świętego?… Myślę, ze podobnie, jak na grupę tamtych (byłych już niestety!) młodych członków KChDS, którzy odeszli do jego zboru.

Że tak to właśnie funkcjonuje świadczy fakt, że dla osób skupionych wokół „Inicjatywy Escape”, i nie tylko dla nich, pastor Krzysztof Z. jest przykładem i wzorem do naśladowania! (Już samo to świadczy, jak wiele oni na ten temat wiedzą, i jak im to imponuje!) A imponuje im zwłaszcza to, że jego – na początku niezbyt liczny zbór – liczy dziś prawie siedmiuset członków, a w niedzielnych nabożeństwach uczestniczy pono wielu znanych warszawskich celebrytów, a nawet znane i znaczące postaci ze świata polityki… I nie ma powodów, by w to nie wierzyć.

To wprost nie do wiary!

Gdyby jeszcze dziesięć lat temu ktoś mi powiedział, że wkrótce idolem sporej grupy osób młodzieży KChDS będzie człowiek, który był bliski przyjęcia biblijnego Dekalogu, ale odstąpił od tego i za tygodniowy dzień święty uznaje katolicką niedzielę, pomyślałbym, że żartuje – choć kiepski byłby to żart! A gdyby jeszcze dodał, że to wszystko dziać się będzie za wiedzą i przyzwoleniem przywódców KChDS – pomyślałbym, że śnię czarny sen!

Tymczasem jest to dzisiejsza, czarna rzeczywistość KChDS!…

Co znamienne, zapatrzeni w swego idola młodzi ludzie z Escape, już się nauczyli myślenia kategoriami ekumenicznymi. Przypominam słowa lidera „Inicjatywy” z wywiadu, jakiego dzielił OX.PL 17 maja 2016 roku, gdy pytany o zbliżającą się ekumeniczną imprezę, stwierdził :

  • […] Chcemy, by to był dla wszystkich czas inspiracji, chcemy szukać wspólnych cech, DOŚĆ ROZMÓW O TYM, CO NAS DZIELI. CZAS NA ZMIANY, NA ROZMOWY O TYM, CO MAMY WSPÓLNEGO. Jedną ze wspólnych wartości jest wiara w Jezusa”.

Niedawno, w rozmowie o tych sprawach, jeden z braci powiedział: <Zastanawiam się, czy wszyscy ci ludzie z taką ochotą przychodziliby tam także wtedy, gdyby pastor K.Z. głosił „całą wolę Bożą” (DzAp 20,27) – gdyby zwiastując ratunek w jedynie zbawczej Ofierze Jezusa Chrystusa, równocześnie podkreślał stanowczo, iż chrześcijanin narodzony z Ducha swoją miłość do Boga wyraża nie tylko w słowach miłości, lecz także w czynach miłości, przestrzegając wiernie wszystkich przykazań biblijnego Dekalogu?! Bo wszak Pismo Święte naucza, że „Po tym poznajemy, iż dzieci Boże miłujemy, jeżeli Boga miłujemy i przykazania jego spełniamy. NA TYM BOWIEM POLEGA MIŁOŚĆ KU BOGU, ŻE SIĘ PRZESTRZEGA JEGO PRZYKAZAŃ, A PRZYKAZANIA JEGO NIE SĄ UCIĄŻLIWE” (1 Jana 5,2.3)?!…”

Kwestia ta, podstawowa w całym Wieku Ewangelii, jest szczególnie ważna współcześnie, gdy chrześcijaństwo – od nominalnego po tzw. ewangeliczne – chętnie słucha i rozprawia o Bożej miłości, natomiast zdecydowanie mniej lub wcale o potrzebie posłuszeństwa Bożym przykazaniom! Ci, którzy z głębokim wzruszeniem śpiewają kolędy o <leżącym w stajence maluśkim Jezusku> i płaczą słuchając kazań o Jego krzyżowym udręczeniu, nie są zupełnie zainteresowani tym, co On sam i Jego apostołowie mówili i pisali o potrzebie posłuszeństwa świętym i niezmiennych przykazaniom Bożego Dekalogu! A przecież wszyscy zaangażowani chrześcijanie znają te stanowcze i jednoznaczne w swej wymowie słowa z Kazania na Górze:

  • Nie każdy, kto do mnie mówi: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebios; lecz tylko ten, kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie. W owym dniu wielu mi powie: Panie, Panie, czyż nie prorokowaliśmy w imieniu twoim i w imieniu twoim nie wypędzaliśmy demonów, i w imieniu twoim nie czyniliśmy wielu cudów? A wtedy im powiem: Nigdy was nie znałem. Idźcie precz ode mnie wy, którzy czynicie bezprawie” (Mt 7,21-23).

A czymże jest bezprawie, jeśli nie postępowaniem, które nie liczy się z wolą Najwyższego wyrażoną w Bożym Prawie…?!

Protestanckie chrześcijaństwo jest świadome, że kościół rzymski dopuścił się gwałtu na Bożym Dekalogu – że usunął II przykazanie, zabraniające czynienia i kultu obrazów, że (aby pozornie dalej było dziesięć) X przykazanie rozdzielił na dwa osobne przykazania, a w miejsce nakazanego święta siódmego dnia tygodnia, Soboty, ustanowionej przez Stwórcę na samym początku dziejów (1 Mjż 2,1-3), wprowadził pogański <dies solis> (dzień słońca), niedzielę!

Jednak tylko nieliczne protestanckie wspólnoty wyznaniowe mają odwagę otwarcie o tym mówić i tę bezprawną zmianę piętnować, równocześnie święcąc dzień Sabatu, którego Panem jest Jezus Chrystus (Mk 2,28)! Reszta nie dba o to, iż będąc nieposłuszną Panu Bogu, jest posłuszna władcom Watykanu!

Zresztą nie tylko w tej sprawie. Ewangeliczne wspólnoty wyznaniowe przejęły od Rzymu wiele innych nauk i zwyczajów, świąt i obrzędów, które wprowadziły do swych praktyk – i tak, wraz z rzymskimi katolikami obchodzą tzw. Boże Narodzenie z choinką (i innymi, przypisanymi do tego święta rekwizytami), wiarę w duszę nieśmiertelną itd., itd.

Nic dziwnego, że zbór pastora Krzysztofa Z. odwiedzają liczni, zdegustowani polityką rzymsko-katolickich hierarchów celebryci. Przychodzą do tego zboru, bo tam znajdują niemal wszystkie te same nauki, wierzenia i obrzędy, do których przywykli, a równocześnie mogą okazać, że nie czują się katolikami!

Osobiście nie mam jednak najmniejszych wątpliwości co do tego, że gdyby pastor Krzysztof Z. zaczął im zwiastować WSZYSTKIE nauki Pisma Świętego – w jego zborze z tygodnia na tydzień przybywało by pustych krzeseł…

(Na marginesie dodam, że znam osobiście przypadki liderów i starszych zboru, którzy zaczęli w swych zborach nauczać o potrzebie zachowywania biblijnego Sabatu. Niestety, wszystkie te przypadki zostały w tych zborach stłamszone!)

Sprawa druga dała mi dużo do myślenia,

bo końcem lutego br., a więc w czasie, gdy trwały w najlepsze przygotowania do cieszyńskiej imprezy ekumenicznej (a główni – katoliccy, ewangeliccy i zielonoświątkowi – organizatorzy cieszyli się, że do ich grona dołączą młodzi z „Escape”), „Inicjatywa Escape” zyskała duże poparcie ze strony goszczącego w zborze z serią wykładów pastora z Anglii, Roberta C.

Do dziś, mimo iż kilka razy odsłuchiwałem w Internecie jego wykłady, nie jestem w stanie zrozumieć, co wpłynęło na pastora (o którym wiedziałem, iż zajmuje się poradnictwem małżeńskim i rodzinnym), że w serii zatytułowanej „Czym jest Kościół”, aby zilustrować szczególnie ubogacające i napełniające mocą działanie Ducha Bożego, posłużył się przykładem Escape właśnie.

Z jakiegoś powodu mówca postanowił wypromować (czy wziąć obronę?) Escape, a dlatego wyraźnie instruując przywódców zboru/kościoła mówił:

  • „[…] Dla liderów bardzo ważne jest to, by umieli rozpoznawać, jakie są szczególne okresy Bożego nawiedzenia, czy działanie Bożego Ducha; jeżeli jest ten wiatr Ducha, jeżeli jest ta fala, to żeby wskoczyć na tę falę i płynąc po niej, żeby odnieść z tego maksymalny pożytek. Są takie sytuacje, że [w zborze ] coś zaczyna się dziać… ludzie coś przeżywają… coś tworzą… są jakieś inicjatywy… i lider musi to rozpoznać, musi niejako wsiąść na pokład w tym momencie, musi zadbać o to, by w tym uczestniczyć, by pomóc to rozwijać, bo jeżeli ten moment największego pędu się zaniedba, to ponosimy duże szkody, duże straty. Dlatego podoba mi się wśród młodych wasz projekt Escape! Podoba mi się to, bo młodzi ludzie będą mieć możliwość przyciągnąć do siebie innych młodych ludzi. I MOŻE DOROŚLI POWINNI ROZPOZNAĆ, ŻE OTO ZBLIŻA SIĘ TA FALA, I WSKOCZYĆ NA JEJ GRZBIET, I POPŁYNĄĆ!… Być może Kościół powinien umieć rozpoznać, że Bóg właśnie poprzez taki sposób, poprzez takie działanie, wyraża Swą moc!…”

A dalej:

  • „Bardzo często my mamy taką tendencję – my starsi z naszego pokolenia, czy jeszcze poprzednie pokolenie – dostrzegać, że to, co dzieje się między młodymi ludźmi (a to jest właśnie obecne pokolenie), i to, co oni teraz robią, to będzie Kościół przyszłości […] Pytanie, które powinniśmy sobie zadać, brzmi: Co właściwie powstrzymuje Kościół przed wzrostem? Powinniśmy sobie zadać pytanie, czy istnieją jakieś bariery, jakieś zahamowania, które sprawiają, że – mimo iż Bóg posyła falę Swego Ducha, ona trafia na bariery… I co to są za bariery, i czy powinniśmy umieć je rozpoznać…”

I w końcu słowa, w których mówca udziela „Inicjatywie Escape” niemal nieograniczonego kredytu zaufania

  • […] Cieszę się, że widzę tylu młodych ludzi, gdy widzę wasz program pod nazwą Escape. Cóż, muszę przyznać, że mogę tego tylko słuchać i uśmiechać się, bo nie wiem co mówicie, co śpiewacie. Gdy pewnej nocy oglądałem w Internecie, mogłem się tylko uśmiechnąć i powiedzieć: Tak, to jest to! I widziałem osobę, która głosiła Słowo. Nie wiem, co mówił, nie wiem, czy było to dobre, czy złe, ale ponieważ dotyczyło Jezusa, podejrzewam, że to było dobre… Wiem, Darku, uśmiechałem się i kiwałem głową, choć nie rozumiałem tego, co tam się mówiło…”.

Zastanawiam się, jaką wiedzę o „Inicjatywie” posiadł pastor Robert C.?

Bo jakoś nie potrafię uwierzyć, że był świadomy, iż młodzi z Escape zamierzają uczestniczyć w IMPREZIE EKUMENICZNEJ, która miała się rozpocząć modlitwą w kościele Ewangelicko-Augsburskim, a skończyć <mszą świętą> w kościele katolickim!

Chyba, żeby sam pastor nie miał oporów, by uczestniczyć w ruchu ekumenicznym?…

Gdyby tak było, musiałbym przestać dziwić się jego słowom – i mógłbym się jedynie dziwić, dlaczego zwolennicy i rzecznicy ekumenizmu mają tak łatwy dostęp do kazalnic w zborach KChDS!…

Zakładając jednak, że pastor Robert C. jest świadomy, jakim nieszczęściem dla biblijnych chrześcijan jest ruch ekumeniczny myślę, że przywódcy KChDS powinni co rychlej przedstawić mu całą prawdę o „Inicjatywie Escape”. – Czy to uczynią? Nie wiem. A to tym bardziej, że niektórzy z nich bezkrytycznie popierają kierunek, w którym zmierza „Inicjatywa”.

Nie muszę chyba dodawać, że słowa zagranicznego pastora zostały przyjęte z entuzjazmem i wdzięcznością przez liderów i członków Escape. A nawet, że ich uskrzydliły i zainspirowały do postawienia kolejnych kroków na obranej drodze. Lider, do którego pastor zwrócił się imiennie i bezpośrednio w ostatnim podanym powyżej cytacie, postawił ostatnio taki właśnie ryzykancki krok, który wzburzył opinię zborową i kościelną… Ale o tym napiszę w drugiej części niniejszego artykułu.

(c.d.n.)