Ruch millerowski zataczał coraz szersze kręgi i w październiku 1844 roku liczył prawie sto tysięcy ludzi. Jednak nawet niektórzy jego przywódcy mieli wątpliwości, co do trafności swoich przepowiedni. Warto m.in. odnotować, że – jak pisze Desmond Ford1) w swojej książce pt. „Adwentystyczny kryzys tożsamości” – „… Trzech z pięciu liderów ruchu sprzeciwiało się ustalaniu daty sądu, a sam Miller zaakceptował ją na kilka tygodni przed 22.10.1844 r.”
Świadectwo to rzuca dodatkowe światło na kwestię: kto naprawdę nadawał ton i wytyczał kierunek ruchowi millerowskiemu, przynajmniej od pewnej jego fazy, to jest po tym, gdy skończył się „rok 1843”, a oczekiwany Chrystus nie przyszedł…?
Ale oto nadszedł zapowiadany dzień.
Sto tysięcy ludzi oczekiwało Pana.
Wyzbyli się niemal całego majątku, a uzyskane środki przeznaczyli na rozszerzanie wieści o przyjściu Chrystusa w oznaczonym dniu; ubrani w białe szaty, trwali w skupieniu i modlitwie, wpatrzeni w niebo. Niektórzy pozostali we własnych domach, wraz z rodzinami. William Miller także powrócił na swoją farmę w Low Hampton. Inni wyszli na góry. Jeszcze inni – jak podają przekazy – wypłynęli na jeziora i odepchnęli od brzegu łodzie, które już miały im być niepotrzebne – wszak Chrystus zabierze ich do Nieba!
Nastał poranek… południe… wieczór… Zapadła noc…
Nocą i rankiem następnego dnia milleryści zrozumieli ostatecznie te gorzką prawdę, że ruch, którego byli zwolennikami i rzecznikami – okazał się zwiedzeniem!!!
Oddajmy głos Zachariaszowi Łyko:
-
„W ufnym oczekiwaniu, żarliwej modlitwie i głoszeniu Chrystusa, nastał wreszcie upragniony 22 października 1844 roku. Nastrój oczekiwania doszedł do zenitu. Każdy wyznawca badał własne serce czy pojednane jest z Bogiem i bliźnim i czy gotowe jest na spotkanie Pana. W największym napięciu mijały godziny. Po skwarnym południu nadszedł pełen niepokoju wieczór. Ani z rana, ani w południe, ani też wieczorem, nie pojawiły się jednak na niebie i na ziemi żadne znaki zwiastujące nadejście groźnego Dnia Pana, nie odezwały się archanielskie trąby zwiastujące narodom sąd. Wybiła wreszcie północ. Jezus nie przyszedł. Następnego dnia słońce wzeszło o zwykłej porze, dzieci budziły się ze snu i udawały do szkół, ludzie ruszali do swych codziennych prac, życie potoczyło się swym normalnym codziennym nurtem. Nastały godziny straszliwej rozpaczy. Było oczywiste, że milleryści się zawiedli, że nadzieje ich i oczekiwania nie spełniły się. Ruch Williama Millera gwałtownie i dramatycznie załamał się”. („Geneza współczesnego adwentyzmu”, s.189).
Cóż można powiedzieć o ich reakcjach? Jakie pióro jest w stanie opisać ich przerażenie i rozpacz, zawód i zagubienie oraz wstyd i strach przed powrotem do środowisk, z których wyszli, i którym zapowiedzieli godzinę sądu i potępienia?!
Wielu straciło wiarę, pomnażając szeregi niewierzących! Inni, rozbici duchowo, poszli na tułaczkę po manowcach różnorakich poglądów. (Warto np. zaznaczyć, że założyciel Stowarzyszenia Badaczy Pisma Świętego, Charles T. Russel, w młodzieńczym okresie swego życia był adwentystą, zaś potem wyliczył, że Jezus Chrystus przyszedł w sposób duchowy na ziemię w roku 1874; naukę tę do dziś wyznają Badacze Pisma Świętego.) Wiele osób powróciło do macierzystych Kościołów, które kiedyś tak nieopatrznie opuścili. Niestety, nie brakło też tragedii; niektóre osoby w skrajnym załamaniu, rozpaczy i desperacji targnęły się na swe życie! A do tego, niezależnie od załamania duchowego, ludzie ci byli zrujnowani w sensie materialnym, gdyż wyzbyli się wszystkiego, co posiadali. Jaka była ich sytuacja w zbudowanym na podstawach finansowych społeczeństwie Stanów Zjednoczonych, nie trzeba jak sądzę nikogo przekonywać.
Ostry kryzys!
A jak w tej sytuacji znaleźli się przywódcy ruchu, odpowiedzialni za to, co się wydarzyło?
Mówiliśmy już, że William Miller, aczkolwiek to właśnie on był inicjatorem i początkowo przywódcą ruchu, chciał się wycofać po „roku 1843”, a potem długo miał opory z przyjęciem daty 22.X.1844 r. Po Wielkim Rozczarowaniu, ten nieszczęśliwy człowiek nie oglądał się już na nikogo z ludzi, lecz odwołał swe obliczenia i wycofał się z dalszej działalności. Z niektórych przekazów wynika, że wrócił do macierzystego Kościoła Baptystów, gdzie wcześniej był pastorem i tam z pomocą życzliwych mu ludzi, leczył duchowe rany i starał się neutralizować skutki swej poprzedniej działalności. Cokolwiek by o nim powiedzieć, należy to odnotować z szacunkiem.
Z kolei Z. Łyko pisze, że William Miller utworzył ugrupowanie religijne, do którego przyłączyła się największa liczba zwolenników ruchu, a które w roku 1858 przyjęło nazwę Stowarzyszenie Millennialne (Millennial Association), „występujące także pod popularną nazwą Adwentyści Ewangeliczni” (Evangelical Adventists). Ugrupowanie odrzuciło chronologiczne założenia ruchu millerowskiego” („Geneza… s. 190). Trzeba zaznaczyć, że w roku 1858, William Miller nie żył już od dziesięciu lat…
Trzecia grupa była najmniej liczna; mówi się o kilkudziesięciu (około 50.) osobach. To ugrupowanie „odrzuciło poglądy spirytualistów i przeciwstawiło się negacji danych chronologicznych ugrupowania pierwszego. Postanowiło przeanalizować podstawy ruchu i znaleźć powód niepowodzenia…” (Z. Łyko, „Geneza…” s. 191).
W tej grupie byli m.in.: Jakub White, Hiram Edson, Uriash Smith, J.N.Andrews, i Ellen G.White (por. „Wielki bój” s. 337).
Ta ostatnia grupa zwraca szczególną uwagę ze względu na fakt, że tworzyli oni zalążek, zorganizowanego formalnie w roku 1863 Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego. Zaś Ellen Gold White, w tym właśnie Kościele uznana została za proroka posłankę Nieba.
Jest oczywiste, że przywódcy tej grupy, a szczególnie wymienieni powyżej z nazwiska pionierzy Kościoła ADS, musieli zająć stanowisko wobec ruchu millerowskiego oraz tych, którzy z ruchu tego po Wielkim Rozczarowaniu odeszli. I tak się stało. Warto zapoznać się z ich opiniami, artykułowanymi oficjalnie przez E.White:
-
„… Przynieśli oni zupełną ofiarę i zupełne swe poświęcenie, oczekując przemienienia w nieśmiertelność, Ale mieli doznać jeszcze jednego bolesnego rozczarowania. Czas, w którym oczekiwali zbawienia, przeszedł, a oni znajdowali się jeszcze na ziemi i skutki przekleństwa nie dały się chyba nigdy więcej odczuć, jak wówczas […] czuli się tak, jak uczniowie przy grobie Chrystusa: <Iż wzięli Pana mego, a nie wiem, gdzie go położyli>…” („Doświadczenia… s. 205.206 lub „Wczesne Pisma”, s. 239.240)
-
„… Wielu wierzących pozornie w rychłe przyjście Chrystusa zwątpiło. Jedni, bardzo pewni i dufni, poczuli się dotknięci w swej dumie, że chętnie by uciekli na kraj świata. Podobni Jonaszowi oskarżali Boga – woleli umrzeć niż żyć. Drudzy, którzy swą wiarę oparli nie na Słowie Bożym, lecz na poglądach innych, byli bliscy upadku. Słabych i tchórzliwych przyciągali szydercy do swoich szeregów i wspólnie głoszono, że nie ma się czego obawiać i na co czekać. Czas minął, Zbawiciel nie przyszedł…”(„Wielki bój”, s. 296).
Podobnych cytatów można by przytaczać więcej. Daremnie by jednak szukać w nich jakiegokolwiek poczucia winy za zwiedzenie tysięcy ludzi i za ich tragedię. Mało tego, nie dostrzega się w tych relacjach nawet odrobiny współczucia wobec tych, którzy w wyniku przeżytego zawodu odeszli; owszem, Ellen White ma takie współczucie wyłącznie dla tych, którzy wraz z nią pozostali w grupie trzeciej. Los pozostałych, niemal stu tysięcy ludzi, zdaje się być jej obojętny. A właściwie to oni ją irytują i prorokini daje wyraz swemu brakowi akceptacji dla ich postawy. Stosując właściwą sobie metodę pisze, że byli to ludzie „pozornie wierzący”, „pewni i dufni” z przerostami ambicji, „podobni do Jonasza”, a także, że byli „słabi i tchórzliwi”. Pisze też, że „swą wiarę oparli nie na Słowie Bożym, lecz na poglądach innych”. – I tylko w tym ostatnim ma rację, bo przecież gdyby nie oparli się na spekulacjach Millera i innych przywódców, nigdy by nie przyjęli jakiejkolwiek daty przyjścia Chrystusa – nie spotkało by ich rozczarowanie! Tak, w tym jednym Ellen G. White ma rację – ale ona nie ten fakt miała na myśli.
Jak bardzo ta postawa różni się od postawy ap. Pawła, który – zda się – nigdy sobie nie wybaczył okresu, gdy był prześladowcą Kościoła i z jego powodu lały się łzy i krew naśladowców Chrystusa (por. 1 Kor 14,8.9)!
Bezduszne, wyrachowane i wręcz wrogie potraktowanie przez Ellen G. White ofiar ruchu millerowskiego, wystawia jej – i tym., z którymi współpracowała po roku 1844 – fatalne świadectwo!
W jednym, jedynym przypadku zajęła zgoła inną postawę – gdy chodziło o Williama Millera, do którego zastosowała inną miarę:
-
„Uwagę moją skierowano na Williama Millera. Zmieszany spojrzał on na to, a troska i ból o swój lud pochyliła go ku ziemi. Gromada, która w roku 1844 złączona była miłością, straciła swoją miłość. Zaczęli się jeden po drugim sprzeciwiać; stali się zimni i niedostępni. Kiedy Miller to widział, troska zżerała jego siły… Wreszcie podniósł William Miller swój głos przeciwko światłu niebieskiemu. Zbłądził on w tym, że nie przyjął poselstwa, któreby wyjaśniło jego rozczarowanie w zupełności, a na przyszłość zlało światło i błogosławieństwo. Wówczas wyczerpane jego siły ożywiłyby się znów, a nadzieje oświeciłyby się i doprowadziły do tego, że chwaliłby Boga. Polegał on na ludzkiej mądrości, a nie na boskiej; lecz złamany pracą w dziele swego Mistrza, podeszły wiekiem, nie był już odpowiedzialny tak jak ci, którzy go od tej prawdy odwiedli. Oni są odpowiedzialni i grzech ten spoczywa na nich… Bóg zniósł to cierpliwie, że Miller dostał się pod moc szatana, pod panowanie śmierci i złożył go do grobu przed tymi, którzy go stale chcieli odprowadzić odprawdy Bożej. Mojżesz popełnił błąd, kiedy już miał zamiar wejść do ziemi obiecanej. Widziałam, że William Miller popełnił także błąd, gdy był już blisko wejścia do niebieskiego Chanaanu, że swój wpływ skierował przeciwko prawdzie Bożej. Inni zwiedli go do tego i inni też poniosą za to odpowiedzialność. Lecz aniołowie Boży strzegą cenne prochy tego sługi i przy głosie ostatniej trąby wstanie on ze swej mogiły” („Doświaczenia… s. 222.223 lub „Wczesne Pisma” s.257.2
<Wyjaśnienie> rozczarowania
Zachariasz Łyko w cytowanej już „Genezie współczesnego adwentyzmu” dokonując podsumowania ruchu millerowskiego pisze, że: „Krytyczna ocena milleryzmu odnosić się będzie również do oceny ogólnego ruchu przebudzenia adwentowego pierwszej połowy XIX wieku”. (s.192).
Trudno jednak podzielić tę opinię autora. Wprawdzie ruch millerowski był częścią ogólnoświatowego przebudzenia adwentowego, ruchu, który rozpoczął się końcem XVIII wieku i przeniknął do większości kościołów w wieku XIX, jednak był on ekstremą tego ruchu przebudzeniowego i jego swoistym marginesem. Jak nagle się pojawił, tak po kilkunastu latach dramatycznej historii zaniknął, pozostawiając jedynie rozczarowanie i niesławną pamięć. Stąd sugestia Z. Łyko, że kryzys milleruzmu jest zarazem kryzysem ogólnie pojmowanego przebudzenia adwentowego, są zgoła bezzasadne. Odnieść można wrażenie, iż autor „Genezy…” poszukuje współodpowiedzialnych za błędy milleryzmu w nadziei, że w tłumie łatwiej ukryć błąd nielicznych…
Usiłowania te – choć można próbować je zrozumieć – nie mogą wszak przesłonić rzeczywistości. Ta zaś, dzięki Bogu, wygląda optymistycznie. Nadzieja powtórnego przyjścia Chrystusa, ożywiona blisko dwieście lat temu, na długo przed milleryzmem, ostała się mimo prób jej zdyskredytowania czy ośmieszenia, podejmowanych przez ruchy ekstremalne, wyznaczające datę tego wydarzenia – a jednym z nich był właśnie milleryzm.
Ellen G. White pisze, że William Miller „nie przyjął poselstwa, które wyjaśniłoby jego rozczarowanie w zupełności”. Informuje ona w ten sposób, że pozostali przywódcy niesławnego ruchu, znaleźli wyjaśnienie swego rozczarowania, a tym samym usprawiedliwienie dla swego wcześniejszego nauczania.
I rzeczywiście – oni znaleźli dla siebie wytłumaczenie i usprawiedliwienie. Jakie? – Zapoznamy się z nim poniżej.
Przekonanie o przyjściu Jezusa Chrystusa w „roku 1843”, a potem 22 października 1844 r., William Miller (i pozostali przywódcy i zwolennicy ruchu) oparł na wypełnionym w czasach greckich – dokładnie w latach 167-164 przed Chr. – proroctwie Daniela rozdział ósmy2), łącząc je zupełnie bezpodstawnie, z inną tematyką rozdziału dziewiątego tego proroctwa. Występujące w tych rozdziałach niezależne od siebie okresy prorocze – „2300wieczorów i poranków” oraz „70 tygodni” – William Miller drogą spekulacji połączył w jedną całość i przyjmując za punkt wyjścia rok 457 przed Chr. doszedł do „roku 1843”. Na ten rok ogłosił przyjście Chrystusa. Błędne, niewłaściwe potraktowanie proroctwa, zrodziło kolejny błąd, za który W. Miller zapłacił wysoką cenę.
O ile jednak W. Miller uznał swoją pomyłkę i odwołał obliczenia i wnioski, jakie z nich wyciągnął, to pozostali przywódcy ruchu postąpili zupełnie inaczej. Oni stanowczo utrzymywali – podobnie jak współcześni adwentystyczni publicyści – że wyliczenie czasu było właściwe. Przy takim potraktowaniu sprawy, pionierom adwentyzmu pozostało jedno tylko wyjście, a mianowicie; ogłosić, że w roku 1844 stało się rzeczywiście coś bardzo ważnego, co jednak uszło uwadze ludzi, bo… wydarzyło się w Niebie!
Teraz już tylko wystarczyło przyznać się do pomyłki, co do wydarzenia, przy równoczesnym konsekwentym twierdzeniu, że przepowiadana data była właściwa. Miało to tę zaletę, że nikt z ludzi nie był w stanie sprawdzić, czy tak się rzeczy mają, czy też nie, bo któż mógł zajrzeć do Nieba?!…
Ale co jest niemożliwe dla zwykłych śmiertelników, jest dostępne dla… prorokini! Czyż można się dziwić, że to Ellen White odegrała podstawową rolę w obwieszczeniu światu tej informacji? Oto, dwugłos w tej sprawie – najpierw Zachariasza Łyko, a następnie kobiety uważanej w adwentyźmie za <posłankę nieba do ludu Bożego>:
-
„Główną i zasadniczą przyczyną załamania się… ruchu millerowskiego z jego rozczarowaniem październikowym nie była bynajmniej idea powrotu Chrystusa, która wszak przedstawia centralny temat Pisma Świętego i jest podstawowym kanonem wiary chrześcijańskiej („błogosławioną nadzieją”) wszystkich czasów. Nie była nim również rachuba prorocza z Księgi Daniela, naprowadzająca na rok 1844, posiadająca przecież mocne oparcie w Piśmie Świętym i historii[…] Była nią natomiast błędna aplikacja historyczna proroctwa, czyli błędne określenie przez millerystów zdarzenia, jakie miałonastąpić w roku 1844.[ ..]. bliższa analiza biblijnego przekazu eschatologicznego dowodziła niedwuznacznie, że Pismo Święte absolutnie nie przepowiadało roku 1844 jako punktu kulminacyjnego historii świata i terminu chwalebnego przyjścia Chrystusa. Wydarzenie, na które wskazywało Danielowe proroctwo o „2300 wieczorach i porankach” przewidywało w tym roku <oczyszczenie świątyni>[…] <świątyni niebieskiej>, stanowiącej nowotestamentalny ośrodek zbawienia. Zgodnie z doktryną biblijną w tym roku miała się rozpocząć szczególna posługa Chrystusowa właśnie w świątyni niebieskiej mająca na celu oczyszczenie tej świątyni ze spraw grzechowych ludu Bożego wszystkich czasów, spisanego w niebie, i przygotowania wierzących na spotkanie Pana”. („Geneza…” s.192-194).
-
Ellen Gold White pisze: „Pokazano mi bolesne rozczarowanie ludu Bożego, gdy nie ujrzał on Jezusa w oczekiwanym czasie. Nie mogli oni zrozumieć, dlaczego Zbawiciel nie przyszedł, gdyż nie mogli znaleźć żadnego dowodu na to, że czas proroctwa się jeszcze nie skończył. Jeden Anioł powiedział: Czy słowo Boże zbłądziło? Czy Bóg zaniedbał urzeczywistnienia swych przepowiedni? Nie: On wykonał wszystko, co przepowiedział. Jezus podniósł się i zamknął drzwi w świętym niebieskiej świątyni, a otworzył drzwi donajświętszego, przez które wszedł, by oczyścić świątynię. Wszyscy, którzy cierpliwie czekają, mają zrozumieć tę tajemnicę…” „Pokazano mi co się stało w niebie przy końcu proroczego czasu, w roku 1844. Kiedy Jezus skończył w świętym swój urząd kaznodziejski, i do tego przedziału zamknął drzwi… Potem odział się Jezus w piękne szaty… Kiedy już Jezus był kompletnie ubrany, otoczyli Go aniołowie i przejechał na ognistym wozie do najświętszego…” („Doświadczenia… s. 216.217 lub „Wczesne Pisma” s. 250.251).
-
„… Błąd leżał nie w obliczeniach proroczych okresów, lecz w określeniu wydarzenia, które miało nastąpić przy końcu 2300 dni. Ten błąd był przyczyną rozczarowania wierzących, mimo iż wszystko, co przepowiedziało proroctwo i wszystko, na co według Pisma oczekiwali, spełniło się…”(„Wielki bój” s. 310)
Wiele wskazuje na to, że rzecz cała została przygotowana odpowiednio wcześniej, w tygodniach poprzedzających 22 października 1844 roku. Gdyby to przypuszczenie okazało się prawdziwe, znaczyłoby to, że przywódcy ruchu – a przynajmniej niektórzy z nich – ale ze względu na postawę Williama Millera, należy go wykluczyć z ich grona! – byli w pełni świadomi, że dzień 22.X.1844 r. przyniesie rozczarowanie! Jak się bowiem potoczyły wypadki?
-
Oto zaraz następnego dnia, 23 pażdziernika 1844 r., dwaj liderzy ruchu, Uriasz Smith i Hiram Edson, idąc przez pole kukurydzy doznali szczególnego przeżycia. Oddajmy głos Hiramowi Edsonowi: „Po śniadaniu powiedziałem do jednego z braci: <Pójdźmy odwiedzić i zachęcić niektórych z naszych braci>. Wyszliśmy, a idąc przez duże pole, zatrzymałem się prawie pośrodku. Wydawało mi się, iż widzę otwarte niebo i widziałem wyraźnie i dobitnie, że zamiast tego, że nasz najwyższy kapłan wyszedł z najświętszego na ziemię dziesiątego dnia siódmego miesiąca, po skończeniu 2300 dni, On po raz pierwszy wstąpił owego dnia do drugiego przedziału tej świątnicy, i tam, w tym przedziale ma dzieło do wykonania, zanim przyjdzie na ziemię… A umysł mój został skierowany na 10 rozdział Objawienia, gdzie mogłem widzieć, iż widzenie przepowiedziało i nie skłamało…”(„Review and Herald”, 23.6.1921; cytowane za „Historią Kościoła Adwentystów DS” Zeszyt 1,s.67.68; wyd. Seminarium Adwentystów DS, Kraków 1950r.);
-
W tym samym źródle czytamy następnie: „Z dwoma towarzyszami O.R.L. Crosier i jeszcze jednym, pan Edson przestudiował bardziej starannie niż kiedykolwiek przed tym wszystkim, co Biblia ma do powiedzenia o świątyni, i znalazł, iż widzenie, jakie otrzymał na owym polu, było w zgodzie z opisem świątyni… Oni wiedzieli, że mieli słuszność, przyjmując koniec 2300 lat w jesieni 1844 roku, ale pomylili się względem tego, co miało się wydarzyć w tym czasie. Wkrótce zrozumiano, że tym dziełem Chrystusa w oczyszczeniu niebieskiej świątyni był sąd śledczy, który się w tym czasie rozpoczął i trwa” (tamże s.68);
-
Widzenie Hirama Edsona w krótkim czasie poparte zostało całą serią widzeń wschodzącej gwiazdy proroctwa, Ellen G. White, która nie tylko, iż widziała materialną świątynię w niebie i Jezusa przechodzącego w roku 1844 ze świętego do najświętszego, lecz była nawet w tej świątyni. Całość nauki w tej dziedzinie Ellen White spuentowała następująco: „Jak kapłan wchodził raz do roku do najświętszego, by oczyścić ziemską świątynię, tak wstąpił Jezus do najświętszego w niebie przy skończeniu 2300 dni z Daniela rozdz. 8 i to w roku 1844, by dokonać ostatecznego pojednania dla wszystkich, którzy przez Jego pośrednictwo pozwolą sobie pomóc; i w ten sposób oczyścić świątynię” („Doświadczenia… s. 218.219 lub „Wczesne Pisma” s. 253).
W ten sposób zarysowywał się powoli kształt adwentystycznej nauki o <niebieskiej świątyni> (sankturologia), opartej na następujących założeniach:
-
W niebie istnieje dwuprzedziałowa świątynia, dokładnie taka sama, jaka była na ziemi, posiadająca wszystkie takie same – E. White pisze: „te same” – sprzęty służby, jakie były w świątyni ziemskiej;
-
Do roku 1844 Jezus Chrystus przebywał w pierwszym przedziale tej świątyni, „sprawując urząd kaznodziejski”… (wyjaśnienia tego zadziwiającego stwierdzenia nie znalazłem w żadnej publikacji adwentystycznej – uw. SK);
-
W roku 1844 Jezus Chrystus wszedł do drugiego przedziału świątyni, najświętszego, „by dokonać ostatecznego pojednania dla wszystkich, którzy przez Jego pośrednictwo pozwalają sobie pomóc”.
-
Od roku 1844 trwa nowotestamentowy Dzień Pojednania i Oczyszczenia niebieskiej świątyni (realnego budynku w niebie);
-
Od roku 1844 rozpoczął się sąd śledczy;
-
Grzechy ludu Bożego zostaną ostatecznie zgładzone przez szatana!
Aby ktoś nie miał wątpliwości, że tak się rzeczy mają, Ellen White, wierna swej metodzie zwalczania antagonistów, pisze o udzielonych jej w tej sprawie snach: „Śniło mi się, że widziałam świątynię i dużo ku niej idących ludzi. Tylko ci, którzy w tej świątyni szukali schronienia, będą mogli w ostatecznym czasie być uratowani. Wszyscy, którzy pozostali na zewnątrz, zginęli na wieki…” („Doświadczenia… s.63 lub „Wczesne pisma” s. 78).
Aluzja jest aż nazbyt przejrzysta. Ellen White wyraźnie chce powiedzieć, że ten, kto wierzy w objawioną przez jej widzenia naukę, iż Jezus Chrystus w roku 1844 wszedł do najświętszego niebieskiej świątyni (we śnie: „wszedł do świątyni”) – ten jest uratowany; kto w tę naukę nie wierzy (we śnie: „pozostał na zewnątrz”) – zginął na wieki!
O to samo chodzi w kolejnym widzeniu, jakie prorokini ujawnia na użytek zwolenników i przeciwników jej poglądów o wejściu Chrystusa w roku 1844 do najświętszego:
-
„Widziałam Ojca, wstającego z tronu i udającego się w ognistym wozie do najświętszego i tam, za zasłoną, zajął miejsce.3) Potem Jezus wstał z tronu i większa część modlących się w pokorze, powstała wraz z Nim. Nie widziałam jednak żadnego promienia światła, które by, idąc od Jezusa, oświecało tę grupę ludzi obojętnych wtedy, kiedy Jezus powstał; znajdowali się wtedy w zupełnej ciemności. Ci, którzy powstali wraz z Jezusem, wpatrywali się w Niego gdy schodził z tronu i odszedł na pewną odległość. Potem podniósł Jezus swą prawicę i rzekł wdzięcznym głosem: <Czekajcie tutaj, chcę iść do Ojca mego, by otrzymać królestwo, zachowajcie w czystości wasze szaty, wkrótce wrócę z wesela i zabiorę was do siebie>. Podjechał potem wóz z obłoków, z kołami jak ogień, w otoczeniu Aniołów, do miejsca, gdzie stał Jezus. Jezus wszedł na wóz, który zawiózł go do najświętszego, gdzie siedział Ojciec. Potem widziałam Jezusa, tego wielkiego Arcykapłana, stojącego przed Ojcem. Brzeg Jego szaty był przybrany jabłkami granatu i dzwonkami. Ci, którzy wstali wraz z Jezusem, szli z wiarą za Nim do najświętszego modląc się: <Ojcze, daj nam Ducha Twego>. Wtedy Jezus natchnął ich Duchem Świętym; w tchnieniu tym były światło, moc, dużo miłości, radości i pokoju. Odwróciłam się, chcąc zobaczyć tę gromadę ludzi, która jeszcze leżała przed tronem. Nie wiedzieli oni o tym, że Jezus ich opuścił. Potem widocznym było, jakoby szatan znajdował się przy tronie i zamierzał na swoją rękę prowadzić dzieło Boże. Widziałam ich, wznoszących swój wzrok na tron i modlących się: <Ojcze, daj nam Ducha Twego>. Szatan natchnął ich potem nieświątobliwym wpływem, w którym było światło i moc, lecz nie było wcale słodkiej miłości, radości i pokoju. Dziełem szatana była chęć omamienia i wprowadzenia w błąd dzieci Bożych” . („Doświadczenia… s. 40.41 lub „Wczesne Pisma s.54-56).
W taki oto sposób i za pomocą takich metod – zastraszając zwolenników i przeciwników narzucanej nauki, wprowadzono pogląd o tym, że „w dniu 22 października 1844 roku Jezus Chrystus wszedł do najświętszego niebieskiej świątyni…”.
Trudno się dziwić, że uczciwy i szczerze żałujący swego błędu William Miller, odciął się od swych byłych współpracowników!
„Środkowy filar wiary adwentowej”
„Tekst Pisma stanowiący ponad wszystko fundament i środkowy filar wiary adwentowej, brzmi jak następuje: <Aż do 2300 wieczorów i poranków, tedy przyjdą do odnowienia usługi święte” (Dan 8,14)…” (E.G.White „Historia Zbawienia” s.265)
Stwierdzenie powyższe – aczkolwiek jest całkowicie prawdziwe i zgodne z adwentystyczną rzeczywistością – musi szokować. Dla chrześcijanina opierającego swą wiarę i nadzieję zbawienia na Słowie Bożym, głównym i środkowym filarem jest prawda o miłościBożej. (Jan 3,16), i zrodzona z tej miłości prawda o ukrzyżowanym za nasze grzechy i zmartwychwstałym dla naszego zbawienia Synu Bożym, Jezusie Chrystusie. (1Kor 15,1-3; Rz 5,1-11)!
Ta prawda jest Ewangelią – Radosną Wieścią – którą naśladowcy Baranka zwiastują ludzkości. Znamienne wyznanie ap. Pawła z 1 Kor 2,1-5: „Tak też i ja przyszedłszy do was, bracia, nie przybyłem, aby błyszcząc słowem i mądrością głosić wam świadectwo Boże. Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusai to ukrzyżowanego. I stanąłem przed wami w słabości i w bojaźni, z wielkim drżeniem. A mowa moja i moje głoszenie nauki nie miało nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz były ukazaniem ducha i mocy, aby wiara wasza opierała się nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej!” – jest mottem chrześcijańskiego zwiastowania i źródłem mocy Kościoła Bożego. Nie ludzkie spekulacje, nie problematyczne i dyskusyjne wywody o „proroczym rodowodzie” poszczególnych kierunków konfesyjnych (liczonych na dziesiątki i setki grup, aspirujących do miana jedynie prawdziwych i powołanych do szczególnego dzieła), lecz proste słowo Ewangelii, zwiastujące wszystkim łaskę Bożą, dostępną dzięki wierze w usprawiedliwiającą moc krwi Chrystusowej. (Ef 2,8.9; Rz 3,19-25).
A przecież Ellen G. White wiedziała, co pisze. Miała doskonałą świadomość konieczności skupienia uwagi na tekście z Daniela 8,14. Chodziło wszak o rzecz dla przywódców przegranego ruchu millerowskiego najważniejszą: o wykazanie za wszelką cenę, że ogłaszając ważność dnia 22.X.1844 r. mieli rację; że w Bożej ekonomii zbawienia, dzień ten miał szczególne, zgoła wyjątkowe znaczenie.
Przypomnijmy bowiem to, o czym już wcześniej mówiliśmy dosyć obszernie, to jest, że przywódcom milleryzmu po wielkim rozczarowaniu pozostawały tylko dwa wyjścia: (1) albo uznać swój błąd, wyznać pomyłkę i wrócić do Biblii, albo (2) trwać na starych pozycjach, twierdząc niezmiennie, że mieli rację.
A skoro owa kilkudziesięcioosobowa grupa, w ich rzędzie Ellen G.White, wybrali wyjście drugie, zrozumiałe się staje, dlaczego za najważniejszą sprawę, za główny fundament i środkowy filar wiary adwentowej, obrali właśnie <prawdę> o roku l844.
Obranie takiej drogi spowodowało jednak określone konsekwencje, zmuszając pionierów tworzącego się właśnie Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego, do wytworzenia takiej doktryny i przyjęcia takich zasad wiary, których osią byłby właśnie rok 1844. I doktryna taka została wytworzona.4) Dla jej uzasadnienia trudno byłoby znaleźć argumenty biblijne – mimo, że twórcy tej doktryny obficie szafują tekstami Słowa Bożego. Ale powoływane wersety biblijne nie potwierdzają wniosków, jakie z nich chciałby wyciągnąć adwentyzm. A najczęściej wnioskom tym zupełnie zaprzeczają.
Dlatego w sukurs przychodzi <Duch Proroctwa Ellen G.White>. W jej książkach, w których roi się od <widzeń>, <proroczych snów” i innych <duchowych inspiracji>, prawowierny adwentysta znajduje <natchniony> komentarz do tekstów Słowa Bożego. Poprzez jej pisma postrzega teksty biblijne i uczy się je odpowiednio, tj. zgodnie z doktryną ADS rozumieć. Niestety, to tzw. <Mniejsze Światło>5) zaciemnia Większe Światło, Biblię, zamiast ją – zgodnie z deklaracjami <prorokini> – rozjaśnić. Ale czyż, biorąc rzecz logicznie, <mniejsze światło> może rozjaśniać <światło większe>? To przecież tak, jakby Księżyc miał ambicję rozjaśniać Słońce…
Odrzucając roszczenia Ellen G. White należy powiedzieć wprost, że jej pisma spełniają w adwentyźmie zasadniczo taką samą rolę, jak Tradycja w kościele rzymskokatolickim, pisma Ch.T. Russela w licznych kierunkach Badaczy Pisma Świętego, „Rozumny Niewolnik” i redagowana przez niego „Strażnica” w społeczności Świadków Jehowy, a pisma Józefa Smitha – Księga Mormona i Drogocenna Perła – w Kościele Świętych Dni Ostatnich.6)
(c.d.n.)
Przypisy:
Teolog i duchowny Kościoła Adwentystów D. S., który zakwestionował wiele nauk swego Kościoła, takich jak: niebieska świątynia, rok 1844, <sąd śledczy> i inne. Usunięty z Kościoła ADS po roku 1980, rozwinął niezależną działalność, utrzymują jednak stałe kontakty z wielu duchownymi tej społeczności, którzy podzielają jego poglądy, a nawet propagują je w swoim Kościele.
-
Szczegółowe omówienie tematyki 8. i 9. rozdziału proroctwa Daniela zawiera praca St. Kosowskiego pt. Prorok Daniel a świątynia.
-
Zaprezentowana przez E.G.White „geografia” Nieba – wg której Tron Boży znajduje się poza świątynią, jest sprzeczna z nauczaniem adwentyzmu. W licznych publikacjach adwentystycznych czytamy bowiem, że Tron Boży znajduje się w „najświętszym” niebieskiej świątyni, (por. …Za zewnętrzną zasłoną były świątnica najświętsza w której była skrzynia przymierza, mieszcząca tablice zakonu, pisanego palcem Bożym. Na skrzyni była złota pokrywa zwana ubłagalnią czyli stolicą łaski; tu spoczywały dwa cheruby, które dotykały się skrzydłami i patrzały na ubłagalnię. W ten sposób przedstawiony był tron Boży, otoczony aniołami… (A.Spicer „Nasz czas i przeznaczenie tego świata” s.131: wyd. „Poliglot” Bydgoszcz); „… Miejsce najświętsze symbolizowało miejsce, gdzie znajduje się tron Boży w niebie…” (Lekcje Biblijne, III i IV kwartał 1984r. s.133). Wykazana sprzeczność stanowisk jest rzeczywiście zastanawiająca; odnosi się wrażenie – powracające często w podobnych sytuacjach – że wtedy gdy Adwentyści nauczają w oparciu wyłącznie o Biblię, zbliżają się do prawd objawionych przez Boga. Kiedy jednak opierają się o ducha proroctwa Ellen G. White, skazani są na jej spekulacje, niewiele wspólnego mające z nauczaniem Słowa Bożego.
- Mówiąc o doktrynie ADS, mam tutaj na uwadze zasady związane z rokiem 1844, a nie wszystkie, wyznawane w tej społeczności nauki, pośród których są zasady w pełni biblijne, np. wtóre przyjście Jezusa Chrystusa, Dekalog, biblijny chrzest, dieta biblijna itd.
- Por. Z. Łyko, Nauki Pisma Świętego, s. 436
-
Roli Ellen White w Kościele Adwentystów D.S. jest poświęcona praca St. Kosowskiego pt. Co sądzić o Ellen White i jej proroctwach?