ZARAZA, która wiosną 2020 roku wypełzła na świat i – przedostając się z kraju do kraju, stopniowo ogarniała kolejne kontynenty, stając się ogólnoświatową PANDEMIĄ – trwa już drugi rok i zbiera tragiczne żniwo. Według oficjalnych statystyk do chwili obecnej (połowa maja 2021) na świecie zachorowało już ponad 167 milionów osób, a niemal trzy i pół miliona zmarło!
Od ponad roku doniesienia z frontu walki z Covid–19 znajdują się niezmiennie na pierwszych miejscach codziennych serwisów informacyjnych, a liczby zarażonych, chorych i umarłych, są coraz wyższe i wyższe… Wprawdzie część zarażonych przechodzi tę zarazę lżej, a niektórzy nawet nie zauważyli swojej choroby… Ale ich zrozumiałą radość psują doniesienia o powtórnym, znacznie cięższym w przebiegu ataku Covid – 19.
Podstępny SARS-Cov-2,
wciąż zaskakuje swymi <możliwościami> i jakby samodzielnie wybiera swe ofiary. Najpierw byli to ludzie w podeszłym wieku z chorobami towarzyszącymi, później osoby nieco młodsze, obecnie słyszymy o coraz liczniejszych przypadkach osób młodych, a także o wciąż rosnącej liczbie dzieci w różnym wieku.
Sytuacja uległa znacznemu pogorszeniu, gdy pojawiły się zapowiadane już wcześniej mutacje, z reguły bardziej zaraźliwe i o większej zjadliwości niż wirus, jaki przed rokiem przywędrował z Chin. I na przykład mutacja brytyjska – która i w Polsce stała się już obecnie dominująca – jest o pięćdziesiąt procent bardziej zaraźliwa i zjadliwa, niż wirus chiński. A kolejne mutacje (np. południowoafrykańska, brazylijska, czy indyjska), są jeszcze groźniejsze, wskutek czego zaraza rozlała się jak powódź m. in. na cały subkontynent indyjski (gdzie, według oficjalnych statystyk liczba potwierdzonych zakażeń osiąga liczbę ponad dwustu tysięcy osób dziennie)! Tam sytuacja jest wyjątkowo tragiczna, tym bardziej, że oficjalne statystyki nie uwzględniają kolejnych milionów chorych osób gnieżdżących się w slamsach wielkich miast.
Oczywiście, jest też pewna liczba ozdrowieńców, których przeciwciała lekarze mogą podawać innym chorym, by ich uchronić przez zachorowaniem. Niestety, na tym niebie pojawiły się ciemne chmury, gdyż w wielu przypadkach te przeciwciała nie są trwałe i po kilku miesiącach zanikają!… Naukowcy nie wiedzą jeszcze dlaczego tak się dzieje, ale to nie powinno zaskakiwać, bo przecież tempo prac nad szczepionkami nie pozwalało na naprawdę kompleksowe badania kliniczne, by wychwycić wszystkie potencjalne zagrożenia. Ten pośpiech odbił się niekorzystnie także na przypadkach niepożądanych objawów poszczepiennych, z których niektóre – np. zakrzepica żylna – są niezwykle groźne!
I kolejna sprawa.
Wprawdzie zdrowie niektórych pacjentów poprawiło się na tyle, że mogli opuścić szpitale – należy jednak pamiętać, że choć ludzie ci w bezpośrednim starciu pokonali Covida, nie znaczy to, że są zdrowi i sprawni! Niestety, są to często osoby z licznymi upośledzeniami narządów wewnętrznych, takimi jak rozległe zwłóknienia dużych fragmentów płuc, z uszkodzeniami sercowo-naczyniowymi, czy na przykład poważnymi zmianami neurologicznymi. Zdaniem lekarzy wielu z nich nie ma już szans na całkowite wyleczenie, a inni muszą się liczyć z uciążliwą wieloletnią terapią…
Oczywiście, trwają szczepienia, z którymi cały świat wiąże wielkie nadzieje. Choć – jak wiadomo – szczepionki nie leczą, a jedynie w określonych okolicznościach chronią przed zachorowaniem na Covida! Podkreślam to wyraźnie, bo wiele osób traktuje szczepionki, jako radykalne lekarstwo przeciwko Sars-Cov-2…
Zachęcanie do szczepień ma znaczenie także dlatego, że istnieje możliwość, by skutecznie uderzyć w pandemię dzięki osiągnięciu przez ludzkie populacje tzw. <odporności stadnej>, którą osiąga się dzięki wyszczepieniu odpowiednio wysokiego procenta danej populacji. Przyjmuje się, że powinno to być przynajmniej 60, 70 lub więcej procent… Ta okoliczność tłumaczy, dlaczego oficjalne, rządowe agendy tak stanowczo zachęcają obywateli do szczepień, a ostatnio coraz częściej słychać nawet stanowcze wezwania, by szczepienia przeciwko Covid –19 były obowiązkowe.
Niestety, obecne w społeczeństwie od dawna,
a ostatnio nadzwyczajnie aktywne ruchy anty-szczepionkowe upowszechniające różnego rodzaju (najczęściej zmyślone i spreparowane) informacje i teorie spiskowe robią wiele, by zniechęcić do szczepień jak największą liczbę osób.
-
Najliczniejsza grupa przeciwników szczepień przeciwko Covidowi, to osoby, które twierdzą, że szczepionki są narzędziem psychicznej i duchowej przemocy ze strony aparatu władzy, która chce totalnie podporządkować sobie całą ludzkość i stłumić każdy odruch sprzeciwu.
-
Kilka teorii, odwołuje się nawet do specyficznie komentowanych fragmentów Pisma Świętego sugerując, że wraz ze szczepionką podaje się zakodowane informacje genetyczne wpływające na duchowość pacjenta i osłabiając jego wolną wolę, co w perspektywie ma zmieniać osobowość, czyniąc zaszczepionego podatnym na duchowe zwiedzenia…
-
Nieco inny argument podnosi kościół rzymsko-katolicki, którego autorytety (np. specjalna komisja episkopatu Polski) oprotestowały pewne szczepionki z powodu, iż na wczesnym etapie badań, naukowcy korzystali podobno z tkanek abortowanych płodów.
Ostatnio ktoś ze znajomych zapytał mnie wprost, czy nie obawiam się takiego ukrytego działania szczepionek?…
W odpowiedzi wyraziłem moje głębokie przekonanie, iż niezachwianie ufam Panu Bogu, który wszystkich ludzi obdarzył wolną wolą i roztacza duchową ochronę nad każdym, kto całkowicie powierzył Mu swoje życie. Zbawiciel zapewnił nas, że świat złych ludzi może nas uwięzić, pobić, a nawet zabić, jednak nie potrafi ani podstępem ani przemocą pozbawić nas wolnej woli i duchowej tożsamości:
-
„Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, ale duszy zabić nie mogą” – powiedział Jezus Chrystus! „Czyż nie sprzedają za grosz dwu wróbli? A jednak ani jeden z nich nie spadnie na ziemię bez woli Ojca waszego. Nawet wasze włosy na głowie wszystkie są policzone. Nie bójcie się; jesteście więcej warci niż wiele wróbli” (Mt 10,28-31)!
Anty-szczepionkowcy są bardzo pewni swego, co widać w oczach i słychać w słowach, a czasami już nawet w tonie ich głosu…
Moje zdumienie za każdym razem niebotycznie rośnie, gdy słyszę wypowiadane z wielką pewnością siebie opinie, że <nie ma żadnej pandemii, bo przecież nie ma… wirusa, który podobno ją spowodował>!
I nie przemawiają do nich żadne argumenty, nawet najbardziej namacalne;
-
Ani ten, że Sars-Cov-2 katastrofalnie odmienił nasze życie na wszystkich poziomach!
-
Ani ten, że wirus systematycznie wyniszcza podstawy ekonomicznego bytu jednostek i całych narodów!
-
Nie porusza ich widok pracujących ponad siły służb medycznych, ani widok walczących o każdy oddech setek tysięcy ludzi, których zwłóknione płuca nie są już w stanie zaczerpnąć powietrza…
-
I nie dostrzegają, jak bardzo szkodliwa jest ich postawa i aktywność – albo raczej brak odpowiedniej aktywności!
-
To wszystko do nich nie trafia i nie porusza serc, bo to – ich zdaniem – nieprawda; po prostu <ściema>, oszustwo!!!
Praktycznie nie przemawia do nich nic!
Nawet widok męki osób chorujących na Covid-19 – czasami nawet członków ich własnych rodzin! Choć, i to też trzeba zauważyć – niektórzy zderzeni boleśnie z tą rzeczywistością, wreszcie zamilkli!…
Ale wciąż jest dla mnie zagadką, dlaczego – gdy w rozmowach pytałem czy byliby gotowi jako wolontariusze popracować choćby przez kilka dni w szpitalnych oddziałach covidowych, by na własne oczy zobaczyć tamtą rzeczywistość – dotąd nie usłyszałem, by ktokolwiek z nich podjął taką decyzję… A przecież byłaby to dla nich doskonała okazja, by udowodnić swe racje, lub wreszcie zaakceptować stan faktyczny.
To, o czym tutaj piszę, sygnalizowałem od początku
i przypominałem w kolejnych artykułach poświęconych Sars-Cov-2. Niestety – mimo iż sytuacja rozwija się wyraźnie w kierunku zobrazowanym w Obj 16,12-20 – ludzie zdają się tego nie dostrzegać, i bardziej niż samą zarazą, martwią się i zżymają na wprowadzane przez rządy, kolejne uciążliwe restrykcje, niżby chcieli dostrzec problemy, jakie za sprawą Covid-19 spadły nam na głowy!
Jak już wszyscy wiemy, sytuacja epidemiczna jest bardzo zróżnicowana.
Są rejony i kraje świata, gdzie pandemia słabnie i pojawia się nadzieja na powrót do względnej normalności, i są kolejne, gdzie zaraza zachowuje się jak atakująca wszystko rozjuszona bestia!… A poznaliśmy już na tyle jej naturę by wiedzieć, że ten wirus nawet gdy słabnie, trzyma w odwodzie kolejne fale za sprawą których tragiczne liczby ponownie poszybują w górę. I pewnie znów będzie tak, że dopiero widok zajętych przez Covid-19 rozległych terenów wzbudzi w nas lęk, filmowe sprawozdania z tych krajów napełnią nas przerażeniem, zaś korespondentom opisującym sytuację na miejscu, zabraknie słów!…
Pamiętamy wszyscy obraz pierwszych zmasowanych ataków Covida-19 w północnej Italii, a potem w Hiszpanii, czy Brazylii, gdy wręcz nie wierzyliśmy własnym oczom!…
Z identyczną sytuacją mamy teraz do czynienia m. in. w Indiach, gdzie zaraza rozpoczęła swe dzieło w prawie półtoramiliardowej populacji. Wystarczy przejrzeć porażające, nagrywane na żywo materiały filmowe zamieszczane w Internecie i posłuchać słów bezpośrednich świadków rozgrywających się scen.
Dziękując Panu Bogu, że obecnie w Europie, a więc i w Polsce, trzecia fala pandemii coraz bardziej opada, nie powinniśmy tracić czujności. Tym bardziej, że naukowcy zaczynają już mówić o czwartej fali Covida-19, która może wznieść się późnym latem lub wczesną jesienią…
Nie należy tego lekceważyć tym bardziej, że z różnych względów wspomniany wyżej – proces populacyjnego wyszczepiania ludzkości, by osiągnąć <odporność stadną> – spowalnia i słabnie…
Biorąc to wszystko pod uwagę, szukam odpowiedzi na kilka pytań:
-
Jak to jest, że patrząc na Sars-Cov-2 – wirusa sięgającego w głąb ludzkiej natury, podstępnego, nieprzewidywalnego i groźnego, który poprzez tragiczne konsekwencje zdrowotne, ekonomiczne i społeczne, a w końcu militarne, może doprowadzić do ogólnoświatowej katastrofy i kresu ludzkiej cywilizacji – naukowcy rozlicznych specjalizacji jakby nie dostrzegali tych wszystkich potencjalnych zagrożeń i ich wzajemnych związków ?!… Czy motywem – jak to ktoś zauważył – może być chęć uniknięcia totalnej paniki?…
-
Ale – skoro z pewnych względów informacja taka nie może (nie powinna?) być oficjalnie upowszechniania – to dlaczego na tę potencjalnie groźną sytuację i zarazem ważny znak czasu, nie zwracają odpowiedniej uwagi ludzie studiujący proroctwa Pisma Świętego, którzy – jak to ujął autor Listu do Hebrajczyków – „czuwają nad duszami waszymi i zdadzą z tego sprawę” przed Najwyższym (Hbr 11317)…?!
Zestawmy podstawowe fakty:
-
Covid-19 to wyjątkowe groźne, niebezpieczne, mające wpływ na cały glob i wszystkie dziedziny życia ludzkiego zjawisko, które ma miejsce w końcowych dniach istnienia ludzkości na Ziemi, i utrzymuje się już prawie dwa lata! – Czyż więc dla chrześcijan nurtu biblijnego koronawirus nie powinien stać się ważnym i alarmującym znakiem, jaki w tym poważnym czasie daje nam Pan Bóg – sygnałem, że rozpoczęło się ostatnie odliczanie?! Dlaczego ten ważny znak wyraźnie umknął uwadze i/lub jest przez chrześcijan zwyczajnie ignorowany?…
-
Jak wiadomo, oczekiwanie biblijnych chrześcijan nakierowane jest na Powtórne Przyjście Jezusa Chrystusa. Co się jednak stało, że ogół członków zborów doświadczając na codzień covidowych uciążliwości, nawet ci, którzy za sprawą zarazy pogrzebali swoich umarłych, jakby nie dostrzegali związku między trwającą już prawie dwa lata plagą, a Powrotem Pana?!… Przecież nie mogli o tym po prostu zapomnieć…?!
W chwili, gdy Covid-19 pojawił się w naszym świecie,
jako ogół i jako jednostki przeżyliśmy głęboki wstrząs!
Pamiętam, z jakim uczuciami przyjmowaliśmy do wiadomości informacje o pierwszych zachorowaniach¸ a krótko potem o pierwszych śmiertelnych ofiarach zarazy…
Potem ruszyła lawina, gdy chorych były setki, tysiące i dziesiątki tysięcy!… A w niedalekich nam krajach śmierć zaczęła zbierać obfite żniwo – do tego stopnia, że zaczęło brakować trumien i miejsc na cmentarzach, a ciężarówki wożące martwe ciała tygodniami czekały na pochówek zmarłych!…
Zamarł ruch turystyczny. Kurorty, które wcześniej kojarzyliśmy głównie z nieustannie błękitnym niebem, szumem ciepłych morskich fal, opalającym na brązowo słońcem i rozradowanymi tłumami beztroskich, rozbawionych turystów sączących drinki i zajadających pistacjowe lody – nagle straciły swój blask, urok i powab!…
Potem, w miarę jak zamykano gastronomię i handel, teatry i kina; gdy szkoły i uczelnie przeszły na zdalne nauczanie, a w okresach Lockdawnu ograniczano często nawet możliwości wyjścia z własnych mieszkań i domów – zastanawialiśmy się, co jeszcze nas czeka!
Zszarzało nawet powietrze, jakby nagle przygasło słońce, pozostawiając wyludnione, chłostane porywami wiatru ulice, opustoszałe ośrodki turystyczne i plaże, na których sporadycznie pojawiali się odważniejsi lub zbuntowani, ryzykując zarażenie i/lub surowe kary administracyjne – dopełniały tragiczny obraz całości…
Uziemiono samoloty, zawieszono ruch graniczny i ograniczono możliwości przemieszczania się do tego stopnia, że nawet wnukowie nie mogli odwiedzić swoich dziadków…
Kataklizm nie ograniczył się tylko do jednego kraju, ale rozlał się na całą Europę i cały świat, o czym wie dziś każdy, kto ma świadomość swego istnienia, i jest zainteresowany rozwojem sytuacji.
Na naszym kontynencie, po Italii, wyjątkowo ciężki przebieg miał Covid-19 w Anglii, i Hiszpanii, Portugalii i Niemczech oraz w szeregu innych krajów Europy. Bardzo ciężko doświadczone zostały Stany Zjednoczone i kraje Ameryki Łacińskiej, a także Indie i inne kraje azjatyckie. Nie ma ani potrzeby, ani sensu epatować dziś Czytelnika tych słów, zatrważającymi danymi – zwłaszcza współcześnie, w dobie telewizji, Internetu i innych błyskawicznie działających komunikatorów.
Jak już zaznaczyłem, należy się cieszyć i dziękować Najwyższemu, że Polskę opuszcza powoli trzecia fala Covida-19, choć medyków wciąż niepokoi wysoki odsetek zmarłych. Co w połączeniu z rosnącym kryzysem zaufania do oficjalnych statystyk, nie nastraja optymistycznie… Co przyniesie najbliższa przyszłość; czy nadejdzie czwarta fala zarazy, ze wszystkim co niesie z sobą ta straszna plaga….? Wiele wskazuje na to, że prawdopodobieństwo <ciągu dalszego> Covidas-19, jest niestety bardzo duże…
Tymczasem powraca problem innych, odsuniętych na dalszy plan chorych,
którzy długo byli spychani na plan dalszy!
Bo w pandemicznej sytuacji powszechną stała się praktyka przekształcania poszczególnych oddziałów szpitalnych, a bardzo często całych szpitali, w <oddziały i szpitale Covidowe>. Takie było gwałtowne zapotrzebowanie, bo taka była sytuacja!…
Znaczyło to, że pacjenci z innymi chorobami, jeśli nie byli w stanie zagrażającym bezpośrednio życiu – bo w takich przypadkach przenoszono ich i „upychano” w innych placówkach – musieli wracać do swych miejsc zamieszkania. A z czym się to wiązało, nietrudno sobie wyobrazić, bo wszak nie wszyscy mieli dostosowane do swych potrzeb warunki – mieszkania, opiekę lekarzy, i opiekę bliskich osób…
Dramatyczna sytuacja dotknęła także chorych, których nie zdążono zdiagnozować, oraz zdiagnozowanych, którzy wymagali pilnych, np. chirurgicznych zabiegów – ale nie było ich ani gdzie położyć, ani komu zoperować i rehabilitować…!
Trudno opisać, w jak trudnym położeniu znaleźli się pacjenci onkologiczni, którzy z natury rzeczy powinni być jak najszybciej diagnozowani i poddani leczeniu, a teraz miesiącami musieli czekać na pierwszą i każdą kolejną wizytę u specjalisty… Nie trzeba być lekarzem czy pielęgniarką, by sobie wyobrazić, co czują, z jakim bólem i rozpaczą zmagały i zmagają się takie osoby i ich bliscy!
Obecnie, gdy pandemia osłabła i można się zająć tymi chorymi, lekarze są przerażeni ich stanem! Zapaść w jakiej znalazła się np. onkologia, trudno ogarnąć, ale pierwsze szacunki mówią o co najmniej 50 procentowym pogorszeniu stanu zdrowia tej grupy chorych: wielu nie zaopiekowanych zmarło, stan innych pogorszył się w stopniu wybitnym i zasadniczo nie ma już dla nich ratunku, zdrowie innych uległo znacznemu pogorszeniu.
Mniej więcej pod koniec drugiej fali Covida-19 rozmawiałem z człowiekiem, który nie wierzy w istnienie Covida-19 i jest przeciwnikiem szczepień przeciwko tej zarazie. Zapamiętałem jego spojrzenie i ton głosu, gdy w pewnym momencie powiedział:
-
„Jeśli to jest ta zaraza, to nie ma się czym przejmować. Uwierzyłbym w Covida-19, gdybym zobaczył, że idący ulicą ludzie, nagle padają martwi na ziemię; a przecież tak się nie dzieje?!”…
Mogłem mu tylko współczuć!
Pandemia Covid-19 nęka nasz świat od blisko dwóch lat.
Gdybyśmy w tym miejscu pokusili się o sporządzenie prowizorycznego (i oczywiście mocno niepełnego) bilansu, musiałyby się w nim znaleźć przynajmniej takie dane:
-
Według oficjalnych (myślę, że mocno niepełnych) danych, od początku zarazy zachorowało na nią dotąd blisko 170 mln ludzi, z czego 3,5 mln zmarło. Warto te liczby porównać z liczbą ludności jakiegoś kraju (dla porównania, nasz kraj liczy ok. 38 mln obywateli):
-
Należałoby do tego dodać osoby, które wprawdzie przeżyły atak Covida-19, ale są trwale poszkodowane na zdrowiu i niezdolne do samodzielnego życia, nie mówiąc o normalnej (w tym zawodowej) aktywności!
-
Dodajmy do tego (zmarłych i zagrożonych śmiercią) pacjentów chorób onkologicznych.i innych, którym z powodu Covida-19 medycy nie byli w stanie we właściwym czasie udzielić pomocy)…
Nie ograniczając się do wskazanych powyżej ofiar Covida-19, spójrzmy na inne obciążenia i straty, jakie spowodowała ta zaraza:
-
Niewyobrażalne cierpienia zarażonych i umierających…
-
Ogromny, wręcz nadludzki wysiłek lekarzy, całego personelu medycznego, wszystkich służb i osób, które z narażeniem własnego życia niosły pomoc potrzebującym – nie wolno zapomnieć o tych, którzy zmarli ratując innych!
-
Olbrzymie, chyba dotąd niepoliczone nakłady na walkę z koronawirusem!
-
Ogromne straty poniesione przez państwa, firmy i osoby, ze względu na uziemienie lotnictwa, a co za tym idzie straty w przemyśle, handlu, i wielu, wielu innych dziedzinach życia!
Oprócz tego Covid-19 spowodował i przyczynił się do strat niewymiernych, jakie nie sposób wymienić w krótkim i prostym zestawieniu! Bo jak opisać i wyliczyć:
-
Straty w szkolnictwie wszystkich szczebli, czy szkody, jakich doznały zdemolowane przez pandemię programy zdrowotno-wychowawcze?
-
W jakiej walucie i według jakiej skali wycenić krzywdy i straty w życiu małżeństw i rodzin, które z powodu covidowego zamknięcia, ucierpiały psychicznie, wpadły w depresje i inne, różnego rodzaju dysfunkcje i kłopoty…?
-
Jak ocenić i wycenić strach, ból, poczucie osamotnienia…?!
Mógłbym wyliczać dalej, gdybym sobie nie przypomniał kolejnych słów, cytowanego powyżej znajomego:
-
„ […] Tę pandemię wymyślono dla ludzi łatwowiernych i strachliwych, by ich tym bardziej zdominować i podporządkować grupie cwaniaków, którzy rządzą światem. A przecież ludzie żyją, jak żyli, i umierają, jak umierali!… – Jak to powiedział Salomon? ? – „Nic nowego pod słońcem”! A mówiąc wprost: Nie dajmy się zwariować, bo nie dzieje się nic nadzwyczajnego!”
Myślę, że gdybym dwadzieścia, a może nawet dziesięć lat temu był w staniue przybliżyć przeciętnemu człowiekowi realia współczesnego świata, dotkniętego zarazą koronawirusa, byłby niewątpliwie przejęty i przerażony! A chrześcijanie, którzy swą wiarę i nadzieję opierają na Piśmie Świętym, nie mieliby wątpliwości, że na naszych oczach dopełnia się historia tego świata, a Przyjście Pana jest tuż, tuż!
Ale cóż, ludzie przyzwyczajają się do wszystkiego, co akurat w tym przypadku jest bardzo smutne. I bardzo niebezpieczne!
Pozwólcie, że na koniec przypomnę słowa Zbawiciele, na którego Powtórne Przyjście już od wielu lat czekamy:
„I przystąpili do Niego faryzeusze i saduceusze, i kusząc Go prosili, żeby im ukazał znak z nieba.
A On odpowiadając, rzekł im: Gdy nastanie wieczór, mówicie: Będzie pogoda, bo się niebo czerwieni;
A rano: Dziś będzie niepogoda, bo się niebo czerwieni i jest zachmurzone.
Oblicze nieba umiecie rozpoznawać, a znamion czasu nie potraficie?” (Mt 16,1-3)
(Ciąg dalszy nastąpi)
PS. W ostatnich miesiącach szukałem w Internecie rozważań, wykładów i kazań na temat „czasów ostatecznych” i znaków Powtórnego Przyjścia Pana Jezusa Chrystusa. W następnym artykule podzielę się tym, co znalazłem. sk