To, że zdecydowana większość współczesnych chrześcijańskich kościołów i wspólnot wyznaniowych naśladuje w odstępstwie kościół katolicki, jest prostą konsekwencją faktu, iż wszystkie one – bezpośrednio lub pośrednio – są duchowymi sukcesorami (według Biblii: „duchowymi córkami”) rzymskiej nierządnicy.
A oto, jak do tego doszło:
Zapoczątkowana przez Marcina Lutra i jego współpracowników szesnastowieczna Wielka Reformacja oraz powstałe w jej wyniku historyczne kościoły protestanckie, nie były w stanie w krótkim czasie rozpoznać, sfalsyfikować i objawić wszystkie błędy papiestwa, przywrócić biblijne zasady wiary i duchowe, zdewastowane przez rozzuchwalone papiestwo zasady życia duchowego. Na to trzeba było wysiłku i długoletniej tytanicznej pracy wielu pokoleń, przede wszystkim zaś… czasu! A to tym bardziej, że wśród mnóstwa katolickich wierzeń, doktryn i praktyk religijnych trudno znaleźć choćby kilka, które byłyby zgodne z natchnionym Pismem Świętym! Zamiast tego w wyznaniu tym królują obce, przejęte z pogaństwa wierzenia i praktyki.
Jak piszą historycy, przyczyn tego należy upatrywać między innymi w fakcie, że historyczne kościoły protestanckie, nie poprowadziły konsekwentnie rozpoczętego Dzieła Reformacji, a zamiast na studiach Pisma Świętego, skupiły się na działaniach politycznych… Wkrótce zaś – wciągnięte w politykę europejską i walki orężne – zaniechały dalszych duchowych dociekań. Te miały wznowić dopiero liczne wspólnoty zaliczane do tzw. Małej Reformacji – choć i one nie wypełniły do końca tego zadania.
O tym tragicznym czasie i rzeczywistości prorokował w Apokalipsie ap. Jan, który w rozdziale siedemnastym przedstawia obleczoną w purpurowe szaty i przyozdobioną złotem, pełną bezprawia i zbrodni „wielką nierządnicę”.
- „I przyszedł jeden z siedmiu aniołów, mających siedem czasz, i tak się do mnie odezwał: Chodź, pokażę ci sąd nad wielką wszetecznicą, która rozsiadła się nad wielu wodami. Z którą nierząd uprawiali królowie ziemi, a winem jej nierządu upijali się mieszkańcy ziemi. I zaniósł mnie w duchu na pustynię. I widziałem kobietę siedzącą na czerwonym jak szkarłat zwierzęciu, pełnym bluźnierczych imion, mającym siedem głów i dziesięć rogów. A kobieta była przyodziana w purpurę i w szkarłat, i przyozdobiona złotem, drogimi kamieniami i perłami; a miała w ręce swej złoty kielich pełen obrzydliwości i nieczystości jej nierządu. A na czole jej wypisane było imię o tajemniczym znaczeniu: WIELKI BABILON, MATKA WSZETECZNIC I OBRZYDLIWOŚCI ZIEMI. I widziałem tę kobietę pijaną krwią świętych i krwią męczenników Chrystusowych. A ujrzawszy ją, zdumiałem się bardzo. I rzekł do mnie anioł: Dlaczego się zdumiałeś? Wyjaśnię ci tajemnicę kobiety i zwierzęcia, które ją nosi i ma siedem głów i dziesięć rogów” (Obj 17,1-7 BW).
Cytowany powyżej, zaczerpnięty z Apokalipsy Janowej, alegoryczny obraz „MATKI wszetecznic i obrzydliwości ziemi”, za którą podążają i jej przykładu w wielu sprawach i naukach naśladują „córki” – przez niemal tysiąc lat1) satysfakcjonował watykańską <duchową centralę>, czego dobitnym świadectwem jest umieszczony na gmachu bazyliki św. Jana na Lateranie napis: „Mater et Capet omnium Ecclesiarum Urbis et Orbis”, czyli: „Matka i Głowa wszystkich kościołów Miasta i Świata”!…
Wprawdzie Wielka XVI-wieczna Reformacja, obnażając tę uzurpację, zadała potężny cios rzymskiej „nierządnicy” wstrząsając jej fundamentami, ale w nowej dla siebie sytuacji władcy znad Tybru znaleźli sposób, by ratować resztki swej potęgi i władzy – przewrotny i drapieżny rzymski wilk zmienił taktykę i przyodziewając się skórą baranka i zaczął przemawiać głosem obłudnej <ukumenicznej miłości>!
Niestety, ta papieska manipulacja, bazująca na niewiedzy i obliczona na dezinformację, aż dotąd wyrządza wielkie szkody!
Biorąc pod uwagę te oczywiste i powszechnie znane fakty, chciałbym wszystkim szczerym wyznawcom wspólnot ewangelicznych, które aż dotąd traktujemy jak współbraci w Chrystusie, współ-pielgrzymów do Królestwa Bożego, postawić dwa proste pytania:
- Czy naprawdę odpowiada Wam narzucony przez Rzym papieski, duchowy status „córek” rzymskiego katolicyzmu…?!
- A jeśli nie, to czy dla odzyskania statusu czystych i wiernych dzieci Bożych, jesteście gotowi odrzucić to wszystko, czym Was kazi, (lub chce skazić) pełna przewrotności i wszeteczeństwa rzymska „nierządnica”?
Poniżej chcę zwrócić uwagę Czytelników na zuchwałość i manipulację papiestwa poprzez pryzmat jednej z kwestii, z których pierwszą jest:
Katolicka „Msza Święta”.
Cytując liczne i łatwo dostępne rzymsko-katolikie źródła, dowiadujemy się, że:
-
„Msza Święta to ofiara Chrystusa, który poświęcił sam siebie raz na zawsze na krzyżu. To centrum naszego chrześcijańskiego życia i podziękowanie, które składamy Bogu za Jego wielką miłość do nas. To nie jest kolejna zwykła ofiara. Nie jest to jej powtórka. To ciągle ta sama ofiara Jezusa. To odtworzenie Kalwarii; wspomnieniem zasług Chrystusa!„
To samo znajdujemy w poświęconych temu obrządkowi źródłach protestanckich:
-
Msza jest ceremoniałem, który odgrywa w Kościele katolickim niezwykle doniosłą rolę, i więcej niż jakikolwiek inny czynnik łączy wiernych z Kościołem. Jest właściwie ośrodkiem kultu liturgicznego – jego początkiem i celem, do którego zmierzają wszystkie sakramenty i modlitwy. Nadto, będąc nieustannym „odtwarzaniem tajemnicy Krzyża” – jest „jakby szczytem i ośrodkiem” (Ks. W. Granat, Dogmatyka katolicka, t. VII str. 306.307) religii katolickiej w ogóle. Msza jest najprzedniejszym nabożeństwem katolickim, a podstawowym obowiązkiem każdego wyznawcy jest przede wszystkim uczestniczenie w niej…”2)
Moi Czytelnicy wiedzą, że jako rzymskokatolik, wychowany w tradycyjnej polskiej rodzinie, każdej niedzieli uczestniczyłem w odprawianej po łacinie mszy (było to jeszcze przed II Soborem Watykańskim),. Zmieniło się to, gdy nasz dom zaczęli odwiedzać Świadkowie Jehowy i od jednego z nich usłyszeliśmy, że najświętszy z katolickich sakramentów – <sakrament ołtarza>, czyli msza – to… największe znieważenie Ofiary Jezusa Chrystusa!
Kiedy zaczął o tym mówić po raz pierwszy, to nieomal doprowadziło do zerwania studium!
Co?! Oni atakują najważniejszy z sakramentów, świętą, przebłagalną ofiarę ołtarza, która ma moc gładzenia grzechów i wyzwalania dusz z czyśćca…?! Tego już za wiele!
Ale on czytał o tym z Pisma Świętego; a wtedy zaufanie moich rodziców do Księgi było już dość mocno ugruntowane. Czekaliśmy w napięciu, czym „Daniel” uzasadni przedstawioną opinię… A on otwierał Biblię i zapoznawał nas z kolejnymi wypowiedziami na ten temat…
Zacznę jednak od początku.
„Zapłatą za grzech jest śmierć”!
Któregoś dnia, po zakończonym studium na temat bałwochwalstwa, nasz nauczyciel obiecał, że kilka następnych spotkań poświęcimy na regularne rozważania, skąd się wzięła i czym jest katolicka msza. Zaintrygowani, z pewnym niepokojem czekaliśmy na niego tydzień później.
Przyszedł jak zwykle punktualnie, i po chwili siedzieliśmy już z naszymi Bibliami wokół stołu, zaś on otworzył Pismo i najpierw z Listu do Rzymian 6,23 przeczytał: „Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć; ale darem z łaski Bożej jest żywot wieczny w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” a następnie powiedział:
-
„Z powodu grzechu Adama i Ewy cała ludzkość była skazana na śmierć, ale Bóg z miłości do nas posłał na świat Jezusa Chrystusa, „aby każdy, kto w niego wierzy nie zginął, ale miał żywot wieczny” (Jan 3,16). Zanim to się stało – a stało się to około cztery tysiące lat od upadku w grzech – Pan Bóg zapowiedział przyjście Jezusa Chrystusa zarówno w proroctwach, jak i w służbie świątynnej, jaką sprawowali kapłani w świątyni jerozolimskiej…”
-
„To dlatego w kolędzie śpiewamy: <Witaj nam Zbawco z dawna żądany, cztery tysiące lat wyglądany; na Ciebie króle, prorocy czekali, a Tyś tej nocy nam się objawił> – wtrąciła moja mama.
-
„Właśnie tak – potwierdził Daniel. Kiedyś, w czasach Starego Testamentu, kapłani izraelscy, którzy służyli w ziemskiej świątyni, ofiarowali za grzechy ludu ofiary zwierzęce….”
-
„Zabijali zwierzęta?!” – Mamą, która całe życie pracowała na roli i zajmowała się bydlątkami, wstrząsnęła ta informacja.
-
„Tak, potwierdził „Daniel”. Wyglądało to tak, że gdy Izraelita dopuścił się jakiegoś grzechu i poczuł się winny, musiał wziąć baranka, przyprowadzić go do kapłana i wyznać swój grzech na jego głowę. Potem to ofiarne zwierzę było zabijane, a jego krew oczyszczała grzesznika…”
-
„Czy nie szkoda było tych baranków?…” – mama była niepocieszona.
-
„Nakazany przez Boga ceremoniał miał pouczyć Izraelitów o kilku ważnych sprawach – powiedział „Daniel”. Po pierwsze: mieli oni zrozumieć, że grzech jest czymś groźnym, gdyż pociąga za sobą śmierć! Po drugie: że winowajca może ujść kary, jeśli za jego grzech zostanie zabita niewinna ofiara! Po trzecie: że jeśli chce, aby zamiast niego swe życie oddał niewinny baranek, on musi swój grzech uznać (czyli poczuć się winnym), wyznać ten grzech na ofiarne zwierzę (jakby mu go przekazywał), a w końcu własnoręcznie tego baranka zabić!…”
-
„To straszne! – mama była przerażona. Po co to wszystko?!…”
-
Daniel popatrzył na nas uważnie przez chwilę, a potem powiedział: „W ten sposób Bóg chciał pouczyć Izraelitów o tym, co uczyni Jezus Chrystus, gdy przyjdzie na świat… Jak powiedziałem na początku, wszyscy jesteśmy grzeszni, a więc wszyscy powinniśmy umrzeć za swe winy. Jak napisał ap. Paweł: „Przetoż jako przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć; tak też na wszystkich ludzi śmierć przyszła, ponieważ wszyscy zgrzeszyli” (List do Rzymian 5,12). Aby nas uratować, Jehowa Bóg posłał Jezusa Chrystusa na Ziemię, by jako niewinna Ofiara wziął na siebie winy nas wszystkich: „On grzechy nasze sam na ciele swoim poniósł na drzewo, abyśmy obumarłszy grzechom dla sprawiedliwości żyli; jego sińce uleczyły nas” (1 Ptr 2,24); „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata” – powiedział o Jezusie Jan Chrzciciel (Ewangelia Jana 1,29)”.
Słowa ”Daniela” pozwoliły nam ogarnąć i zrozumieć prawie zupełnie nieznaną historię Izraelitów, którzy – aby się oczyścić z grzechów – składali w jerozolimskiej świątyni krwawe ofiary, zapowiadające Ofiarę, jaką na Golgocie złożył Syn Boży, Pan Jezus Chrystus.
„Daniel” nie tylko informował i nauczał, ale zarazem w jakiś przedziwny sposób wiązał nas z tamtym czasem i ludźmi… A szczególnie z Jezusem, który aby nas ratować, w niewyobrażalnych mękach oddał Swoje życie!
-
„Gdy Jezus Chrystus umarł, skończyło się znaczenie wszystkich ofiar, jakie z polecenia Bożego były składane we wspaniałej świątyni jerozolimskiej – tłumaczył „Daniel”. A znakiem tego było rozdarcie się świątynnej zasłony (Ew. wg Mateusza 27,50.51). Odtąd ofiary i rytuały odprawiane przez wszelkich kapłanów, zarówno w tamtej świątyni, jak i jakichkolwiek innej, nie mają żadnego znaczenia dla zbawienia kogokolwiek; ważna jest jedynie Ofiara, którą Jezus Chrystus złożył na Golgocie…”
-
„Czy to znaczy – chciała się upewnić mama – że jedna jedyna Ofiara Golgoty jest wystarczająca dla zbawienia wszystkich?…”
-
„Zdecydowanie tak – powiedział nasz nauczyciel. Pismo Święte kładzie nacisk na to, że była to JEDYNA i WYSTARCZAJĄCA OFIARA, jak o tym czytamy na kilku miejscach w Liście do Hebrajczyków”.
-
„Czy możemy to teraz przeczytać?” – zapytałem.
Stało się miłym zwyczajem, że Daniel, który w swym nauczaniu czytał wiele wersetów Biblii, o przeczytanie dłuższych fragmentów prosił mamę albo mnie. Tak było i tym razem. Mama przeczytała pierwszy fragment:
-
„Albowiem Chrystus nie wszedł do świątnicy ręką uczynionej, któraby była wizerunkiem prawdziwej, ale do samego nieba, aby się teraz okazywał przed oblicznością Bożą za nami. A nie iżby często ofiarował samego siebie, jako najwyższy kapłan wchodzi do świątnicy co rok z krwią cudzą; (Bo inaczej musiałby był częstokroć cierpieć od początku świata), lecz teraz przy skończeniu wieków RAZ objawiony jest ku zgładzeniu grzechu przez ofiarowanie samego siebie. A jako postanowiono ludziom, raz umrzeć, a potem będzie sąd, Tak i Chrystus, RAZ będąc ofiarowany na zgładzenie wielu grzechów, Drugi raz się bez grzechu okaże tym, którzy go oczekują ku zbawieniu.” (List do Hebrajczyków 9,24-27 BG);
Zanim ja przeczytałem drugi fragment, „Daniel” poinformował nas, że żydowscy kapłani zszyli na powrót rozdartą w chwili śmierci Zbawiciela zasłonę świątynną (Mt 27,50.51), i dalej odbywali w świątyni swoją codzienną służbę. „To do tego odnoszą się pierwsze słowa fragmentu, o przeczytanie którego proszę cię teraz ” – dodał zwracając się do mnie. Czytałem więc:
-
„A wszelkić kapłan stoi na każdy dzień, służbę Bożą odprawując, a jednakież ofiary częstokroć ofiarując, które nigdy grzechów zgładzić nie mogą. Lecz ten (Chrystus) JEDNĄ OFIARĘ ofiarowawszy za grzechy, na wieki siedzi na prawicy Bożej. Na koniec oczekując, ażby położeni byli nieprzyjaciele jego podnóżkiem stóp jego. Albowiem JEDNĄ OFIARĄ doskonałymi uczynił na zawsze tych, którzy bywają poświęceni. A świadczy nam to i sam Duch Święty; albowiem powiedziawszy pierwej: Toć jest przymierze moje, które postanowię z nimi po onych dniach, mówi Pan: Dam prawa moje do serca ich, a na myślach ich napiszę je. A grzechów ich i nieprawości ich nie wspomnę więcej. A gdzieć jest odpuszczenie ich, jużci więcej ofiary nie potrzeba za grzech” (List do Hebrajczyków 10,11-18 BG).
Jednak mamie nie wystarczyło jednorazowe przeczytanie tych fragmentów. Ich treść – jak to powoli zaczynałem rozumieć nawet ja – była zbyt ważna, i wciąż jeszcze nie do końca zrozumiała. A myśli i wnioski jakie te fragmenty rodziły, były bulwersujące…
-
„A czy ma to jakiś związek z naszymi katolickimi kapłanami, którzy także codziennie stają przed ołtarzami i odprawiają msze, które – jak nas naucza kościół – są powtarzaniem złożonej na Golgocie Ofiary Jezusa Chrystusa?” – spytała mama.
-
„Droga pani – powiedział „Daniel” – autor Listu do Hebrajczyków żył w czasie, gdy formalnie funkcjonowała jeszcze świątynia w Jerozolimie i jej kapłani. I to właśnie do nich były adresowane te słowa…”
-
„A więc to nie ma związku z naszymi księżmi, którzy codziennie odprawiają w kościele msze święte?… – w głosie mamy była wyraźna ulga.
-
Niestety, muszę panią zmartwić – wszedł jej w słowo „Daniel”. Przeczytany przed chwilą przez syna fragment Pisma, podkreślający, że liczy się tylko złożona na Golgocie JEDNORAZOWA i WYSTARCZAJĄCA Ofiara Jezusa Chrystusa, wyklucza stanowczo wszystkich kapłanów, którzy na swych ołtarzach składają jakiekolwiek ofiary! Także tzw. <bezkrwawą ofiarę> wszystkich katolickich księży….”
-
„Czy to znaczy, że ta <bezkrwawa ofiara> nie ma żadnej wartości przed Bogiem?” – mama była wręcz przerażona.
-
„Tak, jest ona bezwartościowa. Ale nie tylko to, taka ofiara jest przede wszystkim ZNIEWAŻENIEM Ofiary Golgoty…”
-
„Co pan mówi?!…”
-
„Mówię to, czego naucza Pismo Święte. A z przeczytanych przed chwilą fragmentów wynika jasno, że grzechy wierzących zgładziła jednorazowa Ofiara Jezusa Chrystusa, której ani NIE MOŻNA, ani NIE MA POTRZEBY powtarzać, bo to, co stało się na Golgocie, jest wystarczające dla zbawienia wszystkich, którzy w to wierzą”.
-
„Ale co złego jest w powtarzaniu Ofiary Jezusa Chrystusa? Przecież… przecież On sam powiedział: <To czyńcie na moją pamiątkę>…”
-
„Istnieje zasadnicza różnica pomiędzy Pamiątką, a Ofiarą. Pamiątka, zwana też Wieczerzą Pańską, jest obrzędem symbolicznym upamiętniającym śmierć Jezusa, zaś według katolickiej dogmatyki, katolicka <bezkrwawa ofiara> jest tym samym, co prawdziwa Ofiara złożona na Golgocie – a to ogromna różnica! Kościół katolicki twierdzi, że <ofiara ołtarza> ma moc gładzenia grzechów, a Pismo stwierdza, że kapłani składają ofiary, „które nigdy grzechów zgładzić nie mogą”!
Słowa „Daniela” były proste i zrozumiałe, a fragmenty biblijne, którymi dokumentował swoje słowa – dobitne. A przecież był w nas sprzeciw; to po prostu nie mieściło się w głowie!
Wychowani w tradycyjnej, rzymskokatolickiej rodzinie, nauczani, że <sakrament ołtarza>, jest stałym powtarzaniem zbawczej Ofiary Chrystusa, początkowo nie byliśmy w stanie pogodzić się z tym, cośmy słyszeli i czytali… Czyżby naprawdę Pan Bóg nie chciał i nie życzył sobie mszy świętej?! Czyżby wzniosłe i tajemnicze misterium mszalne (msza wtedy była odprawiana po łacinie, co potęgowało wrażenie sacrum), w którym co tydzień w nabożnym skupieniu braliśmy udział, było nie tylko niepotrzebne, ale – co gorsza, stanowiło nadużycie i było niedopuszczalną uzurpację?!…
A więc na jakiej podstawie Kościół rzymskokatolicki naucza o wielkości, ważności i zbawiennej wartości mszy, skoro Pismo Święte takiej nauki nie potwierdza? – Pytania… Pytania… I obawa: Czego my się jeszcze dowiemy?… I rozterka: Co mamy zrobić z tą wiedzą?…
Byłem wtedy jedenasto/dwunastostoletnim chłopakiem i w zasadzie bardziej asystowałem w tych wszystkich zdarzeniach, niż odgrywałem w nich jakąś rolę. Ale wszystkie te sprawy – wersety biblijne i podawane przez Świadków informacje, podobnie jak reakcje, emocje i postawa moich rodziców, miały na mnie duży wpływ. Pamiętam też, że mówiło się wtedy – tzn. sugerowali to odwiedzający nas Świadkowie – że za kilka lat mógłbym zostać <pionierem>…
„Daniel” był cierpliwy i kolejno, w oparciu o Pismo Święte wyjaśniał nam wszystkie niejasności i wątpliwości. Już wkrótce stało się dla nas oczywiste, że msza jako rzekoma kontynuacja Ofiary Golgoty, naprawdę znieważa tę Ofiarę. Bo według Pisma Świętego, jednorazowa Ofiara Jezusa Chrystusa jest wystarczająca dla zbawienia wszystkich wierzących, a ten, kto sugeruje potrzebę jej powtarzania – PODWAŻA JEJ DOSKONAŁOŚĆ I WYSTARCZALNOŚĆ!
O bezsilności mszy świadczy też fakt, że jest ona – jak to ujmuje katolicka dogmatyka – <ofiarą bezkrwawą>, a według Pisma Świętego, “bez rozlania krwi nie ma odpuszczenia grzechów” (List do Hebrajczyków 9,22).
Katolicki dogmat o tzw. transsubstancjacji, – w myśl którego opłatek komunijny w momencie <podniesienia> staje się „prawdziwym ciałem i prawdziwą krwią” Jezusa Chrystusa – najbardziej zaskakuje tym, że wierni go… zjadają!
„Czy zgodzicie się ze mną, że gdyby to naprawdę było „prawdziwe ciało i prawdziwa krew” Jezusa Chrystusa, to chrześcijanie byliby… kanibalami?! – spytał któregoś dnia „Daniel”.”