W jednym z pierwszych artykułów tej serii znalazło się stwierdzenie, że „zadaniem kościoła jest to, by ludzie pozostawali w stałym kontakcie z Bogiem…”. I dalej: „Aby tak było, kościół musi się troszczyć o Prawdę i wierne przekazywanie Słowa Bożego. To dlatego tak ważna jest teologia, która ustala czy nauka kościoła jest zgodna ze Słowem Bożym. W przypadku gdy nie jest zgodna, zadaniem teologii jest wskazać, co należy zmienić”. Potem zacytowałem jeszcze Łukasza Praskiego, który stwierdził, że „Kościół jest w tej mierze kościołem, w jakiej jego nauczanie jest zgodne z prawdą objawioną w Słowie Bożym!”.
Teolodzy i administratorzy.
Są w zborach/kościołach ludzie, o których znany adwentystyczny przywódca Desmond Ford powiedział, że są dobrymi administratorami, ale fatalnymi teologami. Ci pierwsi, zdaniem Forda, mimo iż przyznano im tytuł i status pastorów, w rzeczywistości są urzędnikami nadzorującymi różnorakie przedsięwzięcia, ludźmi skupionymi na stronie formalno-prawnej różnych przedsięwzięć. To często nieźli administratorzy, kierownicy i dyrektorzy różnych kościelnych agend, „rządcy” – jak ich określa Pismo Święte (1 Kor 12,28 BG). Ale nie teolodzy, i raczej nie duszpasterze. Dlatego nie należy ich angażować w rozpoznawanie i rozstrzyganie trudnych, złożonych kwestii teologicznych. Ani nie powinni być ustanawiani pasterzami ludu Bożego. Bo zwłaszcza ta posługa wymaga trzeźwego, dojrzałego sądu, a także wielkiego serca i wrażliwości, gotowości do poświęceń i umiejętności w noszeniu różnorakich ludzkich trosk i ciężarów. Muszą być ludźmi prawymi, stojącymi stanowczo na straży Bożych zasad, a zarazem osobami wrażliwymi, które budzą zaufanie i cieszą się autorytetem, gdyż umieją zrozumieć słabych i współczuć im, umieją ich zachęcić i podnieść z upadku. Administratorzy tego po prostu nie potrafią – nie takim talentem ich obdarzono. Z tego samego powodu nie powinni mieć bezpośredniego wpływu na duchowe życie społeczności.
Niestety, w zborach/kościołach jest z tym bardzo różnie, i często <administratorowi> zleca się zadania stricte teologiczne, lub kieruje do posług duszpasterskich… Czy można się dziwić, że zazwyczaj skutki są opłakane? Albo jest odwrotnie, i niektórym teologom zleca się obowiązki organizacyjne, do których się zupełnie nie nadają…
Podobne zastrzeżenia należy podnieść w związku z częstym powierzaniem takich obowiązków ludziom zbyt młodym – niedoświadczonym życiowo i początkującym w służbie zborowo/kościelnej. Naturalny w przypadku takich osób brak doświadczenia, ryzyko zbytniego ulegania sugestiom innych, nie zawsze bezinteresownych i uczciwych osób, podatność na manipulację i wreszcie <kolorowy zawrót głowy> – to wyjątkowo groźna mieszanka! Z licznych obserwacji wynika, że takim, zbyt szybko awansowanym osobom, bardziej zależy na <zaistnieniu> w środowisku kościelnym, niż na autentycznej służbie. Stąd ostrzeżenie i rada Apostoła, żeby na wiodące urzędy nie powoływać „dopiero co nawróconego, gdyż mógłby wbić się w pychę i popaść w potępienie diabelskie” (1 Tym 3,6.7)!
Bardzo groźnym, brzemiennym w skutkach zjawiskiem,
jest występujący coraz częściej brak wyraźnych drogowskazów ze strony przełożonych zboru/kościoła. Zarówno w kwestiach teologiczno-doktrynalnych, jak i moralno-obyczajowych. Społeczność wierzących jest jak rodzina, i jak każdej rodzinie, jest jej potrzebne mądre i stanowcze przewodnictwo. Codzienne życie stawia przed wierzącymi – dziećmi, młodzieżą i dorosłymi – wiele wyzwań, z którymi nie zawsze sobie radzą:
- Nie zawsze dzieci wiedzą jak się odnosić do organizowanych przez szkołę religijno-patriotycznych imprez, albo np. Halloween – brać czy nie brać w nich udział, jak uzasadniać swoje stanowisko… I jak sobie poradzić, gdy ze względu na swe przekonania spotykają się w swym otoczeniu z niechęcią i wykluczeniem?…
- Młodzi pytają, co złego jest w dyskotekach i prywatkach, na które zapraszają ich rówieśnicy? Albo dlaczego nie powinni być parą z chłopakiem/dziewczyną świecką, której „nie przeszkadza, że ja jestem wierzący/wierząca”… Jak ich uchronić przed zalewem niemoralności, pomyłką, czy błędną decyzją… I jak pomóc, gdy stało się już coś złego?… Bo nie wolno zapominać, że środowisko szkolne/studenckie żyje dziś według innych – z chrześcijańskiego punktu widzenia skandalicznych – standardów moralnych i etycznych! Jak mają się w tym odnaleźć, jak sobie poradzić?…
- Dorośli mają wiele problemów w związku z wykonywaną pracą – i nie jest to tylko kwestia wolnego Sabatu, chociaż czasami też… Inni prowadzą własne firmy i/lub zakładają spółki, co czasami ściąga na nich wiele kłopotów – i nie są to wyłącznie sprawy zawodowe i finansowe, ale też rozterki i wybory etyczne, moralne… Z kolei inne osoby, mimo że bardzo się starają, nie są w stanie znaleźć pracy, a gdy skończy się głodowy zasiłek, im i ich rodzinom w oczy zagląda nędza – co zrobić, by nie utracili mieszkania, nie wpadli w oszukańcze pułapki banków i para-banków, i tym samym w spiralę długów?…
Życie jest skomplikowane, nie każda sprawa jest prosta, i nie na wszystkie pytania i wątpliwości potrafią odpowiedzieć najbliżsi, nawet gdy wszyscy w rodzinie są odrodzonymi chrześcijanami. Tym trudniej jest w rodzinach podzielonych religijnie. Trudno też liczyć na osoby z zewnątrz, bo chociaż, co oczywiste, są wśród nich ludzie mądrzy, szlachetni i życzliwi, to ich światopogląd i odmienny system wartości sprawia, że nie mogą być naszymi doradcami w religijnych, moralnych i etycznych wyborach…
Nie powiem nic odkrywczego gdy stwierdzę, że takie sprawy powinny być jedną z najważniejszych trosk przełożonych i pasterzy Kościoła. Słowa ap. Piotra skierowane do starszych: „Paście trzodę Bożą, która jest między wami, nie z przymusu, lecz ochotnie, po Bożemu, nie dla brzydkiego zysku, lecz z oddaniem. Nie jako panujący nad tymi, którzy są wam poruczeni, lecz jako wzór dla trzody” (1 Ptr 5,2.3), dotyczą przede wszystkim takich właśnie problemów. Bo to przecież na tym polega pasterzowanie „trzodzie Bożej”! Tak pasł na ziemi Swoje owce Syn Człowieczy, będąc obecny i pomocny w niemal każdej sytuacji ludzkiego życia. Ciesząc się z weselnikami, płacząc z żałobnikami, litując się nad strudzonymi i wychodząc naprzeciw tym, których wykluczyło społeczeństwo: „…chodził, czyniąc dobrze i uzdrawiając wszystkich opętanych przez diabła, bo Bóg był z nim” (DzAp 10,38)!
Niestety, coraz częściej ludzie w zborach/kościołach pozostają bez takiej pomocy, i w efekcie ze swymi problemami mocują się sami – z różnym skutkiem… A pasterze, zamiast wyciągnąć pomocną dłoń, uaktywniają się zazwyczaj dopiero wtedy, gdy trzeba wyciągnąć… konsekwencje! Bo coś poszło nie tak i pozostawiony sobie samemu członek zboru/kościoła, ściągnął sobie na głowę duże kłopoty i rzucił cień na całą społeczność…
Oczywiście, nie wszystkie przypadki mają taką genezę i nie zawsze winni są niedbali przełożeni. Bo także w zborach, którymi kierują wrażliwi, poświęceni i oddani swym członkom pasterze, niektóre osoby nie słuchają rad, odrzucają oferowaną pomoc, dopuszczają się grzechu i na własne życzenie pakują się w różne kłopoty! Nie o nich jest ten tekst.
Ale w licznych przypadkach wina pasterzy jest bezdyskusyjna.
Przypominam sobie jedną z wizyt, jaką ponad dwadzieścia lat temu złożyłem w sąsiednim kraju, i brata, który po zakończonym nabożeństwie poprosił mnie o rozmowę. W jego zborze od kilku już lat źle się działo. Kilka osób, w tym jeden z liczących się nauczycieli, zaczęło podważać zasady wiary – kwestionując m.in. potrzebę przestrzegania biblijnego Dekalogu… W ślad za tym pojawiły się skłonności i sympatie, a potem wypowiedzi i zachowania ekumeniczne… I było oczywiste, że to w nieodległej perspektywie doprowadzi do rozmycia zarówno teologicznych i doktrynalnych, jak i etycznych granic… Było też jasne, że to musi się odbić na życiu rodzin, zwłaszcza na zachowaniu młodzieży, która w zaistniałej sytuacji rozpoczęła różne poszukiwania i eksperymenty na własną rękę… W dniu, w którym toczyła się nasza rozmowa, proces ten był już zaawansowany i coraz bardziej się rozwijał, rodząc różne gorzkie owoce, a przełożeni tego nieszczęsnego zboru do tego stopnia byli zachowawczy i pozbawieni inicjatywy, że nie umieli skutecznie przeciwstawić się temu procesowi i nie potrafili ustawić wyraźnych drogowskazów!
- Bracie, jak w tej sytuacji ja i moja żona mamy prowadzić nasze dzieci?… One od nas słyszą co innego, a w zborze coraz głośniej mówi się co innego… My wiemy, że zbawieni jesteśmy łaską, ale też rozumiemy, że jako nawrócone dzieci Boże, nie możemy Go zasmucać swoim nieposłuszeństwem Jego przykazaniom, a dzieci słyszą, że to jest niepotrzebne, że liczy się wyłącznie łaska!… To rodzi pytania o nasz stosunek do innych społeczności wyznaniowych i ruchu ekumenicznego. Nasze dzieci pytają, jaki sens ma istnienie naszego zboru, skoro – podobno – w każdym zborze/kościele można być zbawionym?!… To przenosi się na codzienne życie – na znajomości, jakie zawierają nasze dzieci i towarzystwo, w którym zaczynają bywać, a także na sposób spędzania przez nie wolnego czasu, rozrywki, itp., itd. Niestety, w zachowaniu naszych dzieci obserwujemy różne niekorzystne zmiany!
- Bracie, znam wasz kościół w Polsce i wiem, że wy nie dopuścilibyście do takiej sytuacji. Poznałem też organizację Świadków Jehowy, z którymi teologicznie zupełnie się nie zgadzam, ale oni we wszystkich ważnych sprawach życia ustawiają dla swych wyznawców wyraźne drogowskazy! Czemu nie ma tego u nas? Dlaczego poruszamy się jak we mgle?!…Jestem zrozpaczony! Nie wiem, co powinniśmy zrobić i dokąd pójść… Czy mógłbyś porozmawiać z naszymi braćmi ze <starszostwa>?…
Jeszcze tego samego dnia, rozmawiając z dwoma braćmi ze <starszostwa> tego zboru, zrelacjonowałem im tę smutną rozmowę sugerując, że należy bezzwłocznie podjąć określone działania… Wysłuchali, zgodzili się ze mną i przyobiecali, że będą nad tym pracować… Niestety, niewiele to dało, ten fatalny stan utrzymywał się jeszcze przez długi czas, co skutkowało coraz większą dezorientacją i zagubieniem członków zboru… Przypomina to sytuację w państwie judzkim tuż przed niewolą babilońską, i słowa Jahwe przekazane wówczas przez proroka Ezechiela: „I błąkały się owce moje po wszystkich górach i po wszystkich wysokich pagórkach; po całym kraju rozproszyły się moje owce; a nie było nikogo, kto by się o nie troszczył lub ich szukał” (Ezech 34,6).
Podobnie zdezorientowani i pozostawieni samym sobie
są członkowie niektórych zborów/kościołów, w których pojawili się nosiciele niebiblijnych nauk. Także tutaj często brak wyraźnych drogowskazów. Albo – co jeszcze gorsze – pojawiają się drogowskazy, kierujące zainteresowanych na błędne drogi! Zilustruję to przykładami konkretnych reakcji na dwa obce poglądy, które pojawiły się w jednej ze znanych mi społeczności:
- Niespełna dziesięć lat temu jeden z członków społeczności (starszy malutkiego zboru) zaczął nagle nauczać, że ludzie są istotami z natury bezgrzesznymi – a jeśli grzeszą, to tylko dlatego, że chcą! Gdyby nie chcieli, to by po prostu nie grzeszyli, i jeśli tylko się postarają – grzeszyć nie będą!
Oczywiście, jest to pogląd tak absurdalny, że w tym artykule nie będę z nim nawet polemizować.
Jak w tej sytuacji powinni się zachować pasterze zboru/kościoła?
Jest oczywiste, że powinni bezzwłocznie z nim rozmawiać, by mu uświadomić, jak bardzo błądzi. A jeśli sprawy zaszły już za daleko i – jak to miało miejsce we wskazanym przypadku – ów starszy zboru rozpoczął stanowczo propagować swój pogląd, w tym kierunku poprowadził większość zboru i taką naukę (do dziś!) rozpowszechnia poprzez internet, niewątpliwie powinni go stanowczo napomnieć, a jeśli to zlekceważy – wyłączyć, bo „odrobina kwasu cały zaczyn zakwasza” (1 Kor 5,6)! A także starać się ratować zbałamucone przez niego osoby.
Tak być powinno. Niestety sprawy potoczyły się zupełnie inaczej.
Bo chociaż członkowie zboru, którzy ten pogląd odrzucili, a o problemie powiadomili przełożonych swego kościoła, przez długi czas nikt się tym nie zainteresował. A gdy po kilku miesiącach na miejscu pojawili się starsi, uznali, że podłożem sprawy są jakieś wcześniejsze (zresztą już uregulowane) prywatne zatargi. Stąd w rozmowie skupili się właśnie na tym, a sprawę <bezgrzeszności> pozostawili własnemu biegowi! To uskrzydliło starszego, który nie zasypiał gruszek w popiele, a mając po swej stronie większość tego malutkiego zboru – wykluczył oponentów! A gdy oni odwołali się do przywódców, znów odpowiedzią było długie milczenie – aż minął ustalony w prawie wewnętrznym kościoła termin, i wykluczenie stało się prawomocne!
Sprawa ta ma jeszcze jeden tragiczny aspekt.
Bo w międzyczasie wykluczeni członkowie zwrócili się do szerszego grona nauczycieli i starszych w swoim kościele, wysyłając każdemu z nich indywidualnie artykuł owego starszego o <bezgrzeszności>, wraz z opracowaną przez siebie polemiką. Niestety, choć materiał ten otrzymało ponad trzydzieści osób – nikt na to nie zareagował!…
… Minęło kilka lat, które starszy zboru poświęcił na forsowanie swego poglądu o rzekomej bezgrzeszności rodzaju ludzkiego. Potem zaatakował inne zasady, a wreszcie porzucił kościół, który jego zdaniem głosi różne fałszywe nauki…
Ten przypadek na swej stronie internetowej opisał jeden z członków kościoła, stawiając przełożonym zarzut poważnych zaniedbań w tej i kilku innych podobnych sprawach, wezwał do naprawienia krzywd i przywrócenie członkostwa wykluczonym. W odpowiedzi przywódcy udzielili mu ostrej reprymendy, zarzucając mówienie nieprawdy, złą wolę i niecne intencje…
A jak to wygląda dziś?
Tak naprawdę jedynym plusem tej surowo skarconej interwencji, jest to, że wykluczonym przywrócono prawa członkowskie i aktywny udział w życiu społeczności, co dla nich miało i ma ogromne znaczenie. Choć ich radość tłumi fakt, że są sami, jako że w tym mieście nie ma już zboru kościoła!… A dlaczego go nie ma? – Moim zdaniem pierwszą i podstawową przyczyną był brak właściwej reakcji pasterzy w czasie, gdy jeszcze można było rozkład tego zboru powstrzymać!
Jest za to grupa byłego starszego zboru, który wytrwale rozpowszechnia poprzez internet ideę <bezgrzeszności> i inne, podobnej wartości koncepcje teologiczne. Od jakiegoś czasu dzielnie go w tym wspiera członek społeczności z sąsiedniego miasta, który w opinii zorientowanych jest rzeczywistym ojcem poglądu o bezgrzeszności rodzaju ludzkiego, i spiritus movens owego starszego! Działalność, jaką wspólnie prowadzą, budzi zgrozę osób, które tego słuchają i na to patrzą… Tym bardziej, że o ile ów starszy jest już byłym członkiem wspólnoty, to jego dzielny pomocnik (duch poruszający?) legitymuje się wciąż członkostwem kościoła!
Takie są smutne skutki opieszałości, zaniedbań i bylejakości. Takie owoce rodzi zwykle postawa obliczona na przeczekanie problemu, liczenie, że <jakoś to będzie>!
Kościół, w którym się to dzieje, wciąż ma problem z osobami głoszącymi bezgrzeszność potomków grzesznego Adama i – jak dotąd – nie widać, by umiał, albo chociaż starał się konkretnie temu przeciwdziałać. Na ten temat nie opracowuje się na potrzeby zborów i nie publikuje żadnych materiałów teologicznych ani artykułów w kościelnych periodykach, mogących pomóc zdezorientowanym członkom społeczności, którzy w istniejącej sytuacji skazani są na domysły, niepewność i dezorientację. Problem spowija gęsta mgła wątpliwości i gryzący dym domysłów… Co będzie dalej?
- W tej samej społeczności powstał kolejny problem, gdy większa część jednego ze zborów zaczęła podważać naturę i godność jednorodzonego Syna Bożego, Pana Jezusa Chrystusa i zaprzeczać Jego predestynacji.
Po kilku miesiącach polemiki w tej sprawie – widząc, że sami nie są w stanie zaradzić złu, a coraz trudniej jest prowadzić budujące cotygodniowe nabożeństwa – pozostali członkowie zboru przekazali sprawę przełożonym kościoła, a sami pozostali w domach.
Niestety, swoim zwyczajem przełożeni zamilkli i przez długie miesiące nie zainteresowali się sprawą, co oczywiście uskrzydliło <reformatorów>! A gdy pasterze wreszcie zainterweniowali, ich decyzje doprowadziły w konsekwencji do stworzenia osobnego zboru wyłącznie z… przeciwników Syna Bożego! I uwierzytelnienia przez synod kościoła ich starszego! Natomiast reszta zboru – osoby broniące wyznawanych w kościele biblijnych zasad wiary – zostali pozostawieni samym sobie. W tej sytuacji jedni z nich przyjęli członkostwa w innych zborach tego kościoła, a kilka osób od tej pory odbywa swe nabożeństwa po domach!…
Ta historia została już przeze mnie opisana w innym artykule, stąd nie będę tutaj wchodził w szczegóły. Tym bardziej, że ostatecznie, po wielu perturbacjach trwających blisko rok, tamten zbór przestał być zborem kościoła, a jego członkowie skierowali się w różne strony.
Natomiast tutaj – pisząc o drogowskazach, a raczej o braku drogowskazów – opiszę niektóre zadziwiające reakcje na zaistniały problem.
„Zadziwiające”, bo jak inaczej określić postawę i słowa jednego ze starszych zboru, który w tamtej sytuacji stwierdził z kazalnicy w swoim zborze, że on nie znalazł w Piśmie Świętym potwierdzenia, że Jezus Chrystus jest Bogiem!… Zawtórował mu pastor-senior tegoż zboru mówiąc, że jest to problem złożony i trudny do rozstrzygnięcia, a dlatego lepiej się weń nie zagłębiać, by przypadkiem nie zgrzeszyć!… – Jako żywo przypomina to katolickie ostrzeżenie przed próbami zweryfikowania dogmatu o Trójcy, bo pono tym, którzy się na to odważą, grozi albo niewiara, albo… szaleństwo!
Słów owych starszych słuchał cały zbór – dorośli, młodzież i dzieci. Jakiej nauki im udzielili i do jakiego postępowania zachęcili ci bracia?… Niech nas Pan Bóg chroni przed takimi nauczycielami i pasterzami! Dodam, że obaj oni są członkami najwyższych gremiów kościelnych, podejmujących decyzje w sprawach całej społeczności. I może właśnie tutaj należy szukać odpowiedzi, dlaczego dzieje się tam tak źle…?
Dodam, że sytuacja z Polski przeniosła się do innego państwa, gdzie żyje i tworzy zbór spora grupa wyznawców tego kościoła. Gdy w kraju zrodził się problem, zostali oni ostrzeżeni (przez członków zboru, w którym zaczęła się ta sprawa) przed zagrożeniem, tym bardziej, że akurat przebywał u nich gościnnie jeden z przeciwników Jezusa Chrystusa, i istniała obawa, że tam zaszczepi przekonania swojej grupy. Niestety, ostrzeżenie zostało zignorowane, a emisariusz zrobił swoje i dziś… Dziś ten zbór jest targany sporami i podzielony w nauce. A także rozczarowany postawą przełożonych macierzystego kościoła, którzy mimo kilku specjalnych wizyt, w kwestiach doktrynalnych pozostawili ich własnemu losowi (z jednym wyjątkiem starszego pastora, który przeprowadził tam specjalny cykl wykładów)!
W związku z opisanymi przypadkami chcę zwrócić uwagę na coś znamiennego.
Bo o ile przełożonym wyraźnie zabrało mądrości, czasu, sił i determinacji, by chronić zbory przed obcymi naukami, o tyle nie szczędzili czasu, wysiłku i zabiegów, aby <uciszyć> wspomnianego wyżej członka społeczności, który ośmielił się zwrócić pasterzom uwagę na ich złe postępowanie i wezwał do naprawienia krzywd. I podczas gdy zbór stworzony z przeciwników jednorodzonego Syna Bożego (ten, który przełożeni zorganizowali i ukonstytuowali) stanowił jeszcze integralną część kościoła, ów niepokorny <buntownik> został pozbawiony praw członkowskich!… No cóż, podobno w starożytności też ścinano posłańców, którzy przynosili złe wieści…
Członkowie zborów/kościołów
potrzebują wyraźnych drogowskazów, które są zobowiązani ustawiać nauczyciele i pasterze, którzy wszak są stróżami trzody:
- „[…] I On ustanowił jednych apostołami, drugich prorokami, innych ewangelistami, a innych pasterzami i nauczycielami. Aby przygotować świętych do dzieła posługiwania, do budowania ciała Chrystusowego. Aż dojdziemy wszyscy do jedności wiary i poznania Syna Bożego; do męskiej doskonałości, i dorośniemy do wymiarów pełni Chrystusowej. Abyśmy już nie byli dziećmi, miotanymi i unoszonymi lada wiatrem nauki przez oszustwo ludzkie i przez podstęp, prowadzący na bezdroża gniewu” (Ef 4,10-16);
- „Ciebie, synu człowieczy, ustanowiłem stróżem domu izraelskiego; gdy usłyszysz słowo z ust moich, przestrzeżesz ich w moim imieniu. Gdy mówię do bezbożnego: Bezbożniku, na pewno umrzesz – a ty nic nie powiesz, aby odwieść bezbożnego od jego postępowania, wtedy ten bezbożny umrze z powodu swojej winy, lecz jego krwi zażądam od ciebie!” (Ezech 33,7.8).
Tak właśnie postępowali apostołowie i starsi oraz nauczyciele pierwszych chrześcijańskich zborów. Oto najbardziej znane przykłady:
- Ap. Paweł stanowczo sprzeciwiał się judaizującym („[…] którym ani na chwilę nie ustąpiliśmy, ani się nie poddaliśmy, aby prawda ewangelii u was się utrzymała” – Gal 2,4.5), a także nosicielom hellenistycznych idei, poniżających Jezusa Chrystusa („Baczcie, aby was kto nie sprowadził na manowce filozofią i czczym urojeniem, opartym na podaniach ludzkich i żywiołach świata, a nie na Chrystusie. Gdyż w nim mieszka cieleśnie cała pełnia boskości. I macie pełnię w nim; On jest głową wszelkiej nadziemskiej władzy i zwierzchności” – Kol 2,8-10);
- Ap. Jan zdecydowanie zwalczał siewców hellenistycznej pregnozy („Bo wyszło na świat wielu zwodzicieli, którzy nie chcą uznać, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele. Taki jest zwodzicielem i antychrystem. Miejcie się na baczności, abyście nie utracili tego, nad czym pracowaliśmy, lecz abyście pełną zapłatę otrzymali. Kto się za daleko zapędza i nie trzyma się nauki Chrystusowej, nie ma Boga. Kto trwa w niej, ten ma i Ojca, i Syna. Jeżeli ktoś przychodzi do was i nie przynosi tej nauki, nie przyjmujcie go w domu i nie pozdrawiajcie. Kto go bowiem pozdrawia, uczestniczy w jego złych uczynkach” – 2 Jana 7-11);
- A Wierny Świadek w Apokalipsie zarzuca poszczególnym zborom, że pośród ich członków są osoby, które „trzymają się nauki Balaama” (2,14), „trzymają się nauki nikolaitów” (2,15), „pozwalają niewieście Izebel, która podaje się za prorokinię, i naucza, i zwodzi moje sługi, uprawiać wszeteczeństwo i spożywać rzeczy ofiarowane bałwanom” (3,20). W każdym z tych przypadków Jezus Chrystus zapowiada surowe konsekwencje: „przyjdę do ciebie i ruszę świecznik twój z jego miejsca, jeśli się nie upamiętasz” (2,5); „Upamiętaj się więc; a jeśli nie, przyjdę do ciebie wkrótce i będę z nimi walczył mieczem ust moich” (2,16)…
Troska o wyraźne drogowskazy, jest troską o duchowy rozwój i zbawienie owiec, które pasą i którym przewodzą pasterze zborów/kościołów. To oni mają rozeznawać pojawiające się niebezpieczeństwa, oraz mądrze i umiejętnie im przeciwdziałać, równocześnie troszcząc się o stały duchowy wzrost wszystkich. Kiedyś z tego obowiązku zdadzą rachunek przed Panem (”oni czuwają nad duszami waszymi i zdadzą z tego sprawę” – Hbr 13,17), i za dobrą służbę otrzymają wielką nagrodę („[…] A gdy się objawi Arcypasterz, otrzymacie niezwiędłą koronę chwały” – 1 Ptr 5,1-4).
Brak wyraźnych drogowskazów zawsze skutkuje dezorientacją i sprawia, że zagubieni, pozostawieni sobie samym członkowie zborów/kościołów są podatni na różnorakie zwiedzenia. Tak było również za dni dawnych, gdy pasterze Izraela skandalicznie zaniedbywali swoje obowiązki, a lud izraelski zapominał i zaniedbywał prawa Zakonu, i coraz dalej odchodził z Bożych dróg:
-
„Gdyż nierozumni byli pasterze i nie szukali Pana, dlatego nie powiodło się im i cała ich trzoda jest w rozproszeniu” (Jer 10,21).
-
„Biada pasterzom, którzy gubią i rozpraszają owce mojego pastwiska, mówi Pan! Dlatego, tak mówi Pan, Bóg Izraela, o pasterzach, którzy pasą mój lud; To wy rozproszyliście moje owce i rozpędziliście je, a nie zatroszczyliście się o nie. Toteż ukarzę was za złe wasze uczynki…”(Jer 23,1nn).
-
„I doszło mnie słowo Pana: Synu człowieczy, prorokuj przeciwko pasterzom Izraela, prorokuj i powiedz im: Pasterze! Tak mówi Wszechmocny Pan: Biada pasterzom Izraela, którzy sami siebie paśli! Czy pasterze nie powinni raczej paść trzody?
Mleko wy zjadacie, a w wełnę wy się ubieracie, tuczne zarzynacie, lecz owiec nie pasiecie. Słabej nie wzmacnialiście, skaleczonej nie opatrywaliście, zbłąkanej nie sprowadzaliście z powrotem, zagubionej nie szukaliście, a nawet silną rządziliście gwałtem i surowo.
I tak rozproszyły się owce moje, gdyż nie było pasterza i były żerem dla wszelkiego zwierzęcia polnego. Rozproszyły się.
I błąkały się owce moje po wszystkich górach i po wszystkich wysokich pagórkach; po całym kraju rozproszyły się moje owce; a nie było nikogo, kto by się o nie troszczył lub ich szukał.
Dlatego wy, pasterze, słuchajcie słowa Pana!
Jakom żyw – mówi Wszechmocny Pan – ponieważ moje owce stały się łupem i ponieważ owce moje były żerem dla wszelkiego zwierzęcia polnego, gdyż nie było pasterza, a moi pasterze nie troszczyli się o moje owce, a sami się paśli pasterze, a moich owiec nie paśli.
Dlatego, wy, pasterze, słuchajcie słowa Pana.
Tak mówi Wszechmocny Pan: Oto Ja wystąpię przeciwko pasterzom i zażądam od nich moich owiec, i usunę ich od pasienia moich owiec, i pasterze nie będą już paść samych siebie. Wyrwę moje owce z ich paszczy; nie będą już ich żerem” (Ezech 34,1-10).
(c.d.n.)