Część pierwsza
MIŁE ZŁEGO POCZĄTKI…
Martin S. swoje świadectwo najpierw nagrał na kasety magnetofonowe, które zostały rozpowszechnione wśród wierzących. Ta publikacja jest ujęciem książkowym jego doświadczenia.
Czytelnik może w tym miejscu zadać pytanie, po co w ogóle opowiadać o praktykach okultystycznych, skoro są one dla ludzi tak wielkim zagrożeniem? No cóż, ryzyko takie istnieje. Ale jest podobne do sytuacji, gdy ktoś trzyma w rękach jakieś narzędzie – może nim wykonać albo pożyteczną pracę dla siebie czy innych, albo wyrządzić krzywdę. Wybór zawsze należy do człowieka.
Opowiadając swoją historię, Martin chce ostrzec przed niebezpieczeństwem tych wszystkich, którzy podawane w książce informacje, chcieliby wykorzystać dla własnych doświadczeń na tym polu. Niestety, myśl taka może się pojawić przy czytaniu tego tekstu, a dlatego zdecydowanie przed tym ostrzegamy! Martin jest świadomy niebezpieczeństwa, ale wie również i o takich osobach, którzy dzięki jego świadectwu, zaprzestały okultystycznych, parapsychicznych praktyk i powierzyły swoje życie Panu Jezusowi Chrystusowi.
Biorąc to wszystko pod uwagę, wsłuchaj się najpierw w jego świadectwo, a potem przeczytaj uważnie drugą część książki, gdzie opisano praktyki okultystyczne, ostrzegając przed jego różnymi formami – spirytyzmem, magią, wróżbiarstwem, czarnoksięstwem…
Rozdział 1
ZACZĘŁO SIĘ W WOJSKU
Zanim podejmę główny watek mojej opowieści i podzielę się doświadczeniami z trzech lat mojego życia i aktywności w charakterze jasnowidza, różdżkarza i uzdrowiciela, chcę najpierw powiedzieć, jak patrzę na rzecz całą z dystansu. Bo minęło już kilka lat od chwili, gdy wyzwoliłem się z duchowego zniewolenia w jakie nieopatrznie i nieświadomie popadłem. Nie sądzę, abym już wszystko wiedział na ten temat. Wiem jednak, że to, w co się wplątałem i w czym uczestniczyłem, kosztowało mnie bardzo drogo, doprowadzając niemal do śmierci.
Opowiadając swoją historię przedstawię Wam konkretne fakty i opiszę zdarzenia, abyście się mogli zorientować czym jest psychotronika, oraz – co jak mi się wydaje jest najistotniejsze w całej sprawie – abyście sobie uświadomili, na jakie niebezpieczeństwo naraża się ten, kto zaczyna się fascynować i praktykować wiedzę tajemną.
Z praktykami różdżkarskimi zetknąłem się na serio po raz pierwszy w czasie służby wojskowej. Wprawdzie jako młody chłopak sporo na ten temat czytałem – choć w czasach, w których dorastałem, w moim kraju, Czechosłowacji, dostęp do tego typu publikacji był znacznie ograniczony. Jednak przeczytałem wszystko, co wpadło mi w ręce. Ale potem niemal całkowicie o tym zapomniałem. Tym bardziej, że informacji tych nie odnosiłem nigdy do siebie, gdyż nie sądziłem że mógłbym posiadać tego rodzaju predyspozycje. O tym miałem się przekonać zupełnie nieoczekiwanie.
W swoim czasie, jak tysiące innych młodych mężczyzn, zostałem powołany do odbycia zasadniczej służby wojskowej. Któregoś dnia na poligonie otrzymaliśmy rozkaz, aby wykopać z ziemi starą instalację wodną. Dowódca, który wydał nam to polecenie, wskazał na rozległy ugór i powiedział:
– „Gdzieś na tym terenie są zakopane rury – stara instalacja wodociągowa. Wykopcie je.”
Powiedzieliśmy dowódcy, że bez dokładnego określenia miejsca możemy kopać przez cały tydzień, i wcale nie musimy na te rury natrafić. On jednak nie dysponując żadnymi planami, nie mógł nam w niczym pomóc.
Zaczęliśmy więc kombinować, jak stwierdzić, gdzie leżą te rury. I wtedy jeden chłopak z naszego oddziału przypomniał sobie, że gdy na budowie, na której pracował, chcieli się dowiedzieć gdzie leży kabel lub jakaś inna zasypana ziemią instalacja, wówczas szukali tego za pomocą dwóch drutów, zgiętych w kształcie litery „L”:
– „Spróbuję. Może coś z tego wyjdzie…” – powiedział.
Wziął więc dwa druty, obydwa wygiął w kształt litery „L”, a potem każdy z nich ujął jedną dłonią za krótszy koniec i trzymając je prosto przed sobą, szedł wolno przez pole…
Szliśmy obok niego, patrząc uważnie, co się będzie działo.
I nagle te druty drgnęły i zaczęły się przekręcać, aż w końcu znieruchomiały skrzyżowane z sobą i zwrócone końcami ku ziemi! W tym miejscu kolega zrobił na ziemi znak. A potem ponownie ujął druty i zrobił kilka kroków w bok, następnie zawrócił i szedł, aż druty znów się skrzyżowały. Wtedy zrobił kolejny znak.
Obserwowaliśmy go z zaciekawieniem i zdziwieniem, a on zaznaczał kolejne miejsca… Gdy skończył, powiedział:
– „Kopcie tutaj, tutaj są te rury.”
Oczywiście byliśmy zaskoczeni ale i sceptyczni. – Ejże, czyżby? Skąd on to wie?
Wzięliśmy się jednak do pracy. I rzeczywiście, dokładnie w miejscach gdzie wskazał, znaleźliśmy fragmenty starego rurociągu!
To nas wzięło. W kompanii nie mówiło się o niczym innym. Każdy z nas wyszukał sobie odpowiedni kawałek drutu, wygięliśmy je jak należało i zaczęliśmy chodzić po lesie czekając, co będzie się działo. Reakcje była: druty się wyginały, a kopiąc w tych miejscach znajdowaliśmy, a to metalowy pręt, stary garnek lub inne metalowe rupiecie!
Ale jak to w wojsku, zdarzenie goni zdarzenie. Gdzieś po czternastu dniach zjawisko przestało nas interesować. Zapomniałem o nim niemal zupełnie.
Sprawa powróciła, gdy pod koniec służby wojskowej otrzymałem kilka dni urlopu, pojechałem na Morawy i powędrowałem do moich jaskiń.
W tym miejscu muszę dodać, że od szeregu lat interesowałem się speleologią i byłem zafascynowany jaskiniami, w których spędzałem niemal każdy urlop. Jedna z jaskiń szczególnie interesowała mnie i moich kolegów. Była ogromna i prowadziła w głąb ziemi, nie byliśmy jednak w stanie spenetrować jej dokładnie, gdyż w pewnym miejscu wpływał do niej potok i od jakiegoś punktu strop jaskini znajdował się poniżej poziomu wody. Interesowało nas, czy dalej jest jeszcze kolejna jaskinia czy nie.
I właśnie teraz przyszła mi do głowy myśl, aby spróbować ustalić to za pomocą różdżek. Przypomniałem sobie wyczytane przed laty informacje, że różdżkami mogą być nie tylko druty, ale zwykły rozwidlony kawałek gałązki. Wyłamałem więc z krzaka świeżą witkę, a właściwie gruby jak kciuk patyk. Poszedłem na górę i stanąłem przy otworze jaskini znajdującym się w stromej skale. Postanowiłem, że wyjdę na górę, stanę nad jaskinią i będę chodzić wzdłuż wielkiej skały, aby się przekonać, czy różdżki zareagują. Tak zrobiłem. Ująłem różdżkę mocno obu rękami za rozwidlone końce – tak, jak widziałem na rysunku w książce, i poszedłem.
Chodziłem wzdłuż i wszerz, ale nic się nie działo. Dlatego w chwili, gdy – jak sądziłem – wyszedłem już poza teren podziemnej jaskini, zniechęciłem się i chciałem sobie z tym dać spokój. Ale właśnie wtedy różdżka drgnęła i niezależnie od mej woli zrobiła obrót o 180 stopni! Trzymałem ją tak mocno, że aż z witki zdarła się kora!
Zalała mnie fala radości! Niezwykle ekscytująca była dla mnie świadomość, że oto dysponuję niezwykłymi, zdumiewającymi możliwościami! Powiedziałem sobie:
-
„Człowieku! To jest coś! W ten sposób możesz się dowiedzieć, co znajduje się pod ziemią!”.
Zszedłem na dół. Wkrótce <na chatę> przyjechali chłopcy, a wraz z nimi jeden z kolegów, starszy ode mnie o około trzydzieści lat. Wiedzieliśmy, że od ponad dwudziestu pięciu lat praktykuje różdżkarstwo, medytację, jogę i inne. Podszedłem do niego i powiedziałem:
– „Józefie! Przekonałem się, że mam zdolności różdżkarskie!!!… Powiedz mi na jakiej zasadzie to działa, i jak to można wykorzystać?”
Spojrzał na mnie i powiedział:
„Różdżki będą Ci pokazywać to, o czym pomyślisz. W rzeczywistości siłą sprawczą jest twoja myśl. Jeżeli pomyślisz o wodzie, to różdżki będą ci wskazywały miejsca, gdzie jest woda. Gdy będziesz myśleć o podziemnych pieczarach, to różdżki będą ci wskazywały tylko pieczary”.
Zdziwiłem się:
– „To takie proste?… Ależ to jest fantastyczne!”
Postanowiłem to natychmiast sprawdzić.
Wyszedłem przed chatę na polanę, na której, gdy byłem w wojsku, chłopcy zakopali kabel elektryczny zasilający instalację w jaskini. Nie wiedziałem, którędy go poprowadzili. Ująłem różdżkę i myśląc o kablu chodziłem po trawie; zareagowały po kilku chwilach! Wskazałem miejsce i jeden z kolegów potwierdził, że właśnie tutaj go zakopali. To dodatkowo upewniło mnie, że metoda działa.
Wydarzenia te zapoczątkowały nowy okres w moim życiu. Nastał dla mnie czas znaczących przemian.